Część druga: Wypadek ze śmiertelnym skutkiem. Rozdział 7

15 1 0
                                    

Po przesłuchaniu sześciu wybranych przez Amel piosenek znalazłyśmy się na nieco węższej drodze, pozbawionej białych pasów czy jakichkolwiek znaków. Prowadziła przez gęsty las iglasty. Od dziecka uwielbiałam tego typu drogi – mało uczęszczane, przedzierające się przez drzewa serpentyną asfaltu.

Amel otworzyła na oścież swoją szybę, ja zrobiłam to samo po stronie kierowcy. Przyjemnie chłodny wiatr wpadł do samochodu i zaczął rozrzucać nasze włosy we wszystkie strony.

– Zamknijcie trochę te szyby – poprosiła Kimi, przyklepując swoje szatynowe kosmyki do głowy. – Będę wyglądać jak gówno.

– Przecież nie musisz wyglądać jakoś super dobrze, jak jedziemy Żułtym – odparła Amel i mimo wszystko przekręciła korbką parę razy, by przymknąć szybę.

– I tak wyglądasz dobrze – powiedziałam, nie zastanawiając się zbytnio nad tymi słowami.

– Co to za homo komentarz? – zapytała Kimi z wyrazem widocznego zadowolenia na twarzy.

– Ja jestem w stu procentach hetero – odparłam podobnym do niej, żartobliwym tonem.

– Żebyście się czasem nie zesrały z tym homoseksualizmem – rzuciła Amel, która jako jedyna nie miała tego rodzaju skłonności.

Droga, którą jechałyśmy, zrobiła się znacznie węższa i bardziej podziurawiona. Od dłuższego czasu nie minęłyśmy żadnego samochodu. Drzewa dawały tu gęsty cień, przez co wydawało się, że już jest bardzo późno.

– Nie wiecie, gdzie jesteśmy? – zapytałam, przekrzykując muzykę. Całkowicie straciłam orientację w terenie. Nie doczekałam się od swoich przyjaciół żadnej odpowiedzi. Nie była mi zresztą potrzebna. Po prostu jechałyśmy przed siebie, bez celu, bez planu.

Rico chrząknął głośno, jakby próbował pozbyć się czegoś, co utkwiło mu w gardle. Podskoczyłam z zaskoczenia i spojrzałam na jego odbicie w lusterku. Wystawiał zęby i wykrzywiał pysk tak, jakby zbierało mu się na wymioty.

– Amel, weź zerknij na Ricusia, bo chyba...

– Hamuj!

Słysząc krzyk Kimi momentalnie spojrzałam z powrotem na drogę. Szarpnęłam kierownicę i w ostatnim momencie wyminęłam mężczyznę, który ni stąd ni z owąd pojawił się na jezdni. Duże, prostokątne lusterko Żułtego zahaczyło o jego ramię, przez co zatoczył się do tyłu i upadł na pobocze.

Kiedy udało mi się odzyskać panowanie nad rozbujanym samochodem, poczułam, jak serce podchodzi mi do gardła i ściska je tak boleśnie, jakby zamierzało mnie udusić. Zabiłam człowieka, myślałam, obserwując przywracającego się mężczyznę w bocznym lusterku. Kurwa, zabiłam człowieka.

Zdrowy rozsądek kazał mi zawrócić i mu pomóc, ale podsycany adrenaliną instynkt samozachowawczy okazał się silniejszy. Docisnęłam gaz do podłogi i mocno ścisnęłam kierownicę, zmuszając się, żeby nie zaglądać do lusterek. W samochodzie zapanowała całkowita cisza. Była złowroga i gęsta jak płynna smoła. Żadna z nas nie odważyła się odezwać, bo chyba wszystkie byłyśmy tak samo przerażone. Jednak mój strach w tamtym momencie był zdecydowanie najsilniejszy. Nawet jeśli Kimi i Amel próbowałyby mnie jakkolwiek kryć (a raczej nie miałam powodu wątpić w ich lojalność), to przecież policja nawet nie podejrzewałaby ich o popełnienie tego przestępstwa. Tylko ja miałam prawo jazdy, bo tylko ja byłam pełnoletnia. Kimi i Amel mogły się cieszyć swoimi swoim immunitetem niepełnoletności jeszcze przez jakiś czas. Gdyby więc przyszło odpowiadać za spowodowanie śmiertelnego wypadku i nieudzielenie pomocy, tylko ja poniosłabym odpowiedzialność karną.

Nieprzyjemna cisza wzmocniła się, kiedy płynąca z głośnika piosenka doszła do końca. Pamiętam, że to właśnie na brak dźwięku zwróciłam w tamtym momencie największą uwagę. Poczułam jak moje serce zaczyna boleśnie kłuć, jak za każdym razem, kiedy coś mnie bardzo martwiło i przerażało.

Kto tu mieszka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz