Rozdział 21

8 2 0
                                    

Mama poleciała do Grecji dwa dni później, przytuliwszy nas na pożegnanie krótko i niezręcznie. Po ostatniej kłótni żadna z nas się do siebie nie odzywała. Rozstałyśmy się więc w najgorszy sposób ze wszystkich – w milczeniu, pełnym urażonej dumy i wzajemnej niechęci. Nienawidziłam tego, że w naszym domu można było tylko ciągle się kłócić lub uparcie milczeć. 

Nasza mama przezornie schowała wszystkie kluczyki od samochodów, żebyśmy tylko nie mogły nigdzie pojechać. Uziemiła nas na ponad dwa tygodnie. To było nieodpowiedzialne z jej strony, bo przecież samochód mógłby być potrzebny chociażby do tego, by zrobić zakupy. Przeszukałyśmy cały dom, ale nigdzie nie znalazłyśmy kluczyków. Kimi zapytała swoich rodziców, czy mogłybyśmy pojechać jednym z ich samochodów, ale na to już nie chcieli się zgodzić.

– Ale gówno – skomentowała całą tę sytuację moja siostra. – A już się nastawiłam na te wakacje. 

– Nie wierzę, ty? – spytałam z nutką ironii. 

– Jakiekolwiek wakacje byłyby lepsze od spędzania czasu z tymi staruchami. 

Siedziałyśmy znudzone na kanapie, przeskakując po propozycjach na Netflixie bez żadnego konkretnego planu. Wodziłam wzrokiem po kolorowych plakatach filmowych i zastanawiałam się, jak mogłybyśmy wybrnąć z tej sytuacji. Żadna z nas nie chciała zrezygnować z wakacji, ale w starciu z dorosłymi, którzy odebrali nam wszelkie możliwości transportu, nie mogłyśmy nic zrobić. Sprawdziłam autobusy i pociągi do Ostanki, ale w żaden sposób nie można było tam dojechać.

– Pojedziemy na Ricusiu – powiedziała Amel. 

– No chyba jedynie. Włącz sobie coś, jeśli chcesz. Ja spróbuję jeszcze jedną rzecz. 

Ubrałam się szybko i wyszłam z domu, a Rico wybiegł zaraz za mną. Słońce zachodziło za góry, dzięki czemu nie było już zbyt gorąco. Postanowiłam pójść do Keja. On był jedyną osobą, która mogłaby umożliwić nam wyjazd. Musiałam go poprosić, inaczej szansa na wspólne wakacje bezpowrotnie by nam przepadła. Szansa na wakacje we trójkę, na wakacje z Kimi. 

Weszłam do garażu Keja, przechodząc slalomem między rozrzuconymi po podłodze narzędziami i częściami samochodowymi. W powietrzu unosił się mało przyjemny zapach oleju i tego smaru, który zawsze pokrywał dłonie wujka. 

Kej siedział przed otwartą maską jednego ze swoich dostawczaków i dłubał w czymś, co na moje mało obeznane oko mogło być silnikiem.

– Co tam, Juleczko? – zapytał, nie odrywając wzroku od samochodu. 

Postanowiłam nie owijać w bawełnę i zapytać go prosto z mostu. 

– Dasz nam Żułtego? Proszę. Wiem, że mama ci zakazała, ale my strasznie chcemy jechać na te wakacje. 

Wujek zaśmiał się krótko, słysząc moją bardzo przekonującą przemowę. 

– Przecież Żułty stoi u was przed domem. 

– Tak, ale kluczyki...

– Skocz po jakieś lody do Żabki i pomyślimy. 

Zostawiłam mu Rico pod opieką i jak na skrzydłach poleciałam do sklepu. Kasjerka z blond włosami i czarnymi brwiami skasowała lody, zaproponowała mi jakieś pierdoły leżące w pobliżu kasy, a potem wróciła do scrollowania czegoś na swoim telefonie.

Pobiegłam z lodami z powrotem do domu Keja tak szybko, że dostałam po drodze zadyszki. Zjedliśmy je razem na ławeczce przed domem, rozmawiając głównie o klientach z paczek. Starałam się angażować w rozmowę z nim najbardziej jak tylko się dało. Moje starania musiały się opłacić. Musiały. 

– Dobra, Julcia – powiedział wreszcie, wrzucając patyczek do wiaderka po cemencie. – Wiem, że chciałybyście się gdzieś przejechać, ale twoja mama zabroniła mi dawać wam auto. 

Poczułam jak cała nadzieja zebrana w moim sercu nagle zostaje zmiażdżona. Do moich oczu napłynęły łzy. Kej dostrzegł wyraz głębokiego rozczarowania na mojej twarzy i zaśmiał się. W tamtym momencie jego śmiech wydał mi się wyjątkowo bezduszny.

– Przecież żartowałem. Masz.

To powiedziawszy wyciągnął z kieszeni brudnej bluzy jeszcze brudniejszą smycz od Żułtego i położył ją na moich kolanach. Poczułam tak nagły przypływ ekscytacji, że rzuciłam się swojemu wujkowi na szyję i posłałam mu do ucha salwę przypadkowych piskliwych słów, z których przebijało się „Jezu", „dziękuję" i „zajebiście". Kej właśnie nieświadomie spełnił jedno z moich największych marzeń i pomyślałam, że będę mu za to wdzięczna już do końca życia. 

***

Zaczęłyśmy pakować rzeczy do ogromnego bagażnika Żułtego praktycznie od razu po moim powrocie do domu. W przypływie euforii zadzwoniłam do Kimi, choć rzadko kiedy to robiłam, żeby podzielić się z nią tą wspaniałą wiadomością. Dobry nastrój udzielił się też Amel i Rico, którzy z podobnym do mojego entuzjazmem zaczęli krążyć między domem a autem, szukając rzeczy do zabrania na wakacje. Ricuś to wskakiwał do bagażnika, to wyskakiwał z niego, merdając bez przerwy ogonem, przekonany, że za chwilę pojedziemy na wycieczkę.

– Szkoda, że nie zrobiłyśmy listy rzeczy do wzięcia – zauważyłam, przystając na chwilę, zagubiona w tej ogromnej ilości przedmiotów dookoła. 

– A co już mamy? 

Zaczęłam wymieniać rzeczy, które kurierskim zwyczajem poukładałam w bagażniku jak trójwymiarowe puzzle, żeby zajęły jak najmniej miejsca. 

– Namiot, tą małą kuchenkę, linę... 

– A na chuj nam lina? – zapytała Amel, marszcząc krzaczaste brwi. 

– Lina to jeden z najważniejszych przedmiotów, które zawsze trzeba mieć przy sobie, tak jak gaz pieprzowy albo maczetę. 

– Przecież nie jedziemy do Krakowa. 

Pakowałyśmy bagażnik aż do zmroku, cały czas rzucając nieśmiesznymi tekstami i żartami, które z racji skumulowanej radości tak czy siak nas bawiły. Mimo że Żułty miał ogromny bagażnik, a my zamierzałyśmy przebywać na wakacjach nie dłużej niż tydzień, i tak spakowałyśmy mnóstwo rzeczy, wypełniając niemal połowę przestrzeni. Śpiwory, dmuchany materac do spania, plecaki z ubraniami, maleńką butlę z gazem, naczynia i jedzenie, a jako wisienkę na torcie – wykrywacz metalu, który Amel ostatecznie pozwoliła mi wziąć. Wszystko było gotowe, wystarczyło tylko zrobić zakupy w Biedronce następnego dnia rano. Tamtej nocy zasnęłam dopiero o drugiej, przez narastającą ekscytację. Udało nam się. Udało nam się złamać zakaz i zorganizować pierwsze w pełni samodzielne wakacje.

***

Rano dopakowałyśmy do Żułtego poduszki i koce, na wypadek, gdyby Amel i Kimi miały zamiar iść spać po drodze. Ricuś wytoczył się z budy bez entuzjazmu, ale kiedy powiedziałam mu, że jedziemy na wycieczkę z radością wskoczył do Żułtego.

– Wyłączyłaś dom? Zamknęłaś żelazko? – zapytałam, parodiując dwa ulubione pytania naszej mamy.

– Tak. Mamy wszystko, co nie?

– No. Podrzucimy jeszcze tylko klucz do babci. 

Wrzuciłam smycz Ricusia na tylne siedzenie i trzasnęłam drzwiami. Umieszczona w nich szyba zastępcza, włożona na miejsce tej, którą wybił jeden z kurierów, niepokojąco zadrżała. 

– Myślisz, że on da radę? – zapytała Amel, krzyżując ręce na piersi. 

– Rico czy Żułty? 

– W sumie to obaj. 

– No a czemu nie? Rolrol uwielbia jeździć autem, a poza tym będzie z nami cały czas. A Żułty... wiesz, jaki on jest. 

– Cały rozjebany?

– On tak tylko udaje. Przecież jeszcze nigdy nas nie zawiódł, co nie?

Amel niepewnie przechyliła głowę na bok. 

– To co, jedziemy? – spytałam z narastającą ekscytacją. 

– Jedziemy.

Kto tu mieszka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz