Rozdział 18

14 3 0
                                    

– Pojebało was do reszty – powiedziała Amel, gdy przedstawiłyśmy jej nasz pomysł wycieczki do tej wsi-widmo, której nie było nawet na mapach Google.

– Amel, wszystko się łączy. Policja wykradła nam ciało, a miejscowość, z której ten mężczyzna był, nie istnieje w systemie. Coś musi tam być. Jakaś, nie wiem, tajna broń. Albo jakieś laboratorium, gdzie prowadzą eksperymenty na ludziach. Myślę, że ta sprawa może sięgać bardzo głęboko. Gdybyśmy odkryły, o co dokładnie chodzi, to mogłybyśmy nawet jakoś się zapisać w historii. Pisaliby o nas książki i kręciliby...

– Jeśli polski rząd serio coś tam ukrywa, to nas pozabija, zanim zdążymy mrugnąć. W takie sprawy się nie ingeruje, Julka. 

– Ja pierdolę, nie chcesz, to nie jedź. Ja nie zamierzam marnować takiej okazji. Pojadę sobie tam z Kimi – odparłam ze złością.

– No i dobrze. Jedźcie sobie, gdzie chcecie – odparła moja siostra, po czym podniosła się z łóżka i szybkim krokiem opuściła mój pokój. 

– Ale ona mnie wkurwia – syknęłam, zamykając komputer. I tak nie byłyśmy w stanie zwiedzić Ostanki. 

– Spokojnie, jeszcze ją namówimy – pocieszała mnie Kimi. – Daj jej trochę czasu. 

*

I dałam. Całe trzy tygodnie, podczas których bezskutecznie próbowałam wykorzystać wszystkie znane mi techniki perswazyjne, by zmusić Amel do zaakceptowania naszego pomysłu. Spędziłam długie godziny na szukaniu w Internecie jakichkolwiek atrakcji w pobliżu Ostanki i sąsiadującego z nią miasteczka. Jednak najbliższa kręgielnia znajdowała się w odległości około 50 km, a inne atrakcje jeszcze dalej. Zbyt daleko jak na jednodniową wycieczkę. Jeśli chciałyśmy zwiedzić Ostankę, jako atrakcja musiało wystarczyć nam jeziorko, nad którym leżała. Takie ubogie wakacje nie znajdowały się nawet na marginesie listy marzeń Amel. Zaczęłam więc powoli oswajać się z myślą, że będziemy musiały porzucić tę tajemniczą sprawę, w którą przypadkowo się wplątałyśmy. I dokładnie w dniu, kiedy wysłałam Kimi wiadomość o treści: „chyba nam się nie uda" – nastąpił przełom.

Ja, Amel i nasza mama usiadłyśmy wieczorem do wspólnej kolacji. Mama zrobiła sałatkę z pomidorów, cebuli i śmietany, czyli idealne jedzenie na lato. Jadłyśmy w ciszy, Amel mlaskała jak zwykle, a ja bardzo się starałam nie zwracać na to uwagi. W pewnej chwili mama zadała pytanie:

– Chcecie jechać ze mną do taty?

Spojrzałam swojej siostrze w oczy i przełknęłam jedzenie, które miałam w ustach. Zbierałam myśli, nienaturalnie długo pijąc wodę ze szklanki. Tata pojechał do Grecji, by tam pilnować granicy. Przebywał jednak w kontynentalnej części tego pięknego kraju – tam, gdzie nie ma ani morza, ani żadnych zabytków. Na jakimś greckim zadupiu, gdzie żaden turysta nie wybrałby się z własnej woli. Nawet ja, pomimo zamiłowania do wszelakich podróży, byłam bardzo sceptycznie nastawiona do wyjazdu w takie miejsce.

– A na ile jedziesz? – zapytała moja siostra, ładując sobie na talerz kolejną porcję sałatki. Mnie niemal natychmiast odechciało się jeść, bo wyczułam w powietrzu coś niebezpiecznego. Zanosiło się na kłótnię.

– No myślałam wstępnie o dwóch tygodniach, może takie 16 dni – odparła mama. 

– To za dużo – powiedziała Amel pewnym głosem. 

– A co, szkoda ci czasu na odwiedzenie taty? – odbiła mama kąśliwie, podnosząc głos o parę decybeli. Zaraz zaczną się kłócić, pomyślałam. 

– Nie, ale chciałabym spędzić wakacje ze swoimi znajomymi, a nie w jakiejś greckiej dziurze. 

– Skoro tata jest dla ciebie mniej ważny od znajomych, to nie jedź. Zostań sobie w domu i siedź całymi dniami przed telewizorem.

– O co ci chodzi, mamo? 

Przysłuchiwałam się biernie tej pseudo dyskusji, przenosząc ciekawsko wzrok z jednej rozmówczyni na drugą.

– O to mi chodzi, że tata zarabia tam dla was ciężkie pieniądze, a wam nawet nie chce się ruszyć dupy, żeby go odwiedzić.

– Ja nic przecież nie powiedziałam – sprostowałam najspokojniejszym głosem, na jaki mogłam się zdobyć. 

– Czy ja nie mogę sama decydować o tym, jak spędzam czas wolny? – oburzyła się Amel.

– Możesz. Ja pojadę sobie sama. I nie będzie w tym roku żadnych wakacji. 

To powiedziawszy, mama rzuciła widelcem o talerz i wyszła z kuchni, chcąc zademonstrować nam w ten sposób, że jest obrażona.

– Ja pierdolę, ona robi z siebie takiego męczennika – powiedziała Amel, agresywnie nabijając pomidora na widelec. Śmietanka z jej talerza chlapnęła na stół, a kilka kropli wylądowało w cukiernicy. Siostra porzuciła swoją kolację i zaczęła wyjadać cukier, na którym pojawiły się różowe plamy.

– To co, chyba jednak w tym roku polskie wakacje – rzuciłam żartobliwie. – Pojedziesz z nami? 

– A mam, kurwa, jakieś inne wyjście?

Uśmiechnęłam się pod nosem i chwyciłam za telefon, żeby zaprosić Kimi na wieczorny spacer. Chciałam osobiście podzielić się z nią tą wiadomością. Wiedziałam, że bardzo się ucieszy. A ja lubiłam widzieć ją szczęśliwą.

Kto tu mieszka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz