Rozdział 3

16 3 0
                                    

Postanowiłyśmy, z braku lepszego pomysłu, oderwać kilka starych desek od ceglanej ściany i dostać się do środka przez dziurę na okno. Z pierwszą poszło gładko; rzuciłam ją na ziemię a Rico odskoczył, choć nie wylądowała nawet w pobliżu jego łap. Amel wzruszyła się tym pełnym uroku odruchem i kucnęła przy naszym psie. Zaczęła drapać go za uszami i obrzucać komplementami na temat jego nieskończonej słodkości.

Drugą deskę przyczepiono do ściany nieco mocniej. Pomimo zawziętych prób, nie byłam w stanie jej oderwać.

– Pomóc ci? – zapytała Kimi ostrożnie, jakby bała się urazić moją dumę silnej i niezależnej kobiety. Kiwnęłam głową.

Chwyciłyśmy za deskę i pociągnęłyśmy ją jednocześnie. Gdy wreszcie gwoździe puściły, obydwie zatoczyłyśmy się w tył. Amel zaczęła śpiewać Ricusiowi piosenkę o jego maleńkim, mięciutkim pyszczku, mimo że nasz pies był wielki i ważył prawie tyle samo, co ona.

Dziura na okno, z której oderwałyśmy deski, znajdowała się zaskakująco wysoko nad ziemią.

– Podsadzę cię – powiedziałam, po czym zrobiłam schodek ze splecionych dłoni, taki sam jak w filmach. Kimi niepewnie postawiła na nim nogę. Jęknęłam i prawie przewróciłam się do przodu – podsadzanie wcale nie było łatwe.

– Przesuńcie się – powiedziała Amel. Ustawiła się kilka metrów od ściany, jak byk gotowy do szarży. Posłusznie wykonałyśmy jej polecenie, zaciekawione, na jaki genialny pomysł wpadła tym razem. Zaczęła biec prosto na ścianę. Biegła tak, jakby zamierzała rozbić mur z cegieł swoim własnym ciałem. Przez moment wydawało mi się nawet, że naprawdę to zrobi. Jednak w ostatniej chwili, tuż przed zderzeniem ze ścianą, skręciła w bok.

– No i co to było? – zapytałam ze śmiechem.

– Myślałam, że ta dziura jest trochę niżej. Ale liczą się chęci, tak?

Ostatecznie udało nam się podsadzić Kimi nieco inną metodą. Chwyciła się murku i zawisła na nim, a my wepchnęłyśmy ją za nogi do środka. Chwilę pokręciła się po wnętrzu. Usłyszałyśmy stukot i nasza przyjaciółka pojawiła się w dziurze z krzesłem w ręce. Ustawiłyśmy ten stary, chybotliwy stołek na ziemi i za jego pomocą wspięłyśmy się na ścianę. Zanim wyszłam na krzesło, spojrzałam na swojego psa, który merdał ogonem i spoglądał na dziurę z zaciekawieniem.

– Poczekaj tutaj, skarbeczku. Wrócimy za niedługo.

Rico dostał ode mnie buziaka pomiędzy swoje półklapnięte uszy. Miał takie od zawsze, bo nie udało mu się odziedziczyć po matce szlachetnych cech owczarka niemieckiego. Jego jedno ucho było całkowicie klapnięte, a drugie położone na głowie, jakby podejmowało rozpaczliwą próbę wyprostowania się. Tak nieidealny wygląd jedynie dodawał mojemu psu uroku i sprawiał, że bardziej niż wilczura przypominał niedźwiedzia.

Zeskoczyłam z murku na klepisko, które było w tym zniszczonym domu jedyną podłogą. Rozejrzałam się dookoła. Ta część budynku najprawdopodobniej służyła za stajnię w czasach jego świetności. Drzwi, które przedtem ja i Amel bezskutecznie próbowałyśmy otworzyć, zastawione były dwoma grubymi deskami. Nakładały się na siebie, przypominając krzyż.

– Musisz stąd wyjść, Julka, bo ty jesteś bezbożnikiem – powiedziała moja siostra.

– To chyba wszystkie musimy.

– Nie no, przecież ja w ramach hobby codziennie chodzę z naszą babcią do kościoła.

To powiedziawszy, Amel wzięła do ręki starą walizkę, która natychmiast się otworzyła. Wyfrunęło z niej kilka PRL-owskich banknotów, o czerwonym kolorze, z wizerunkiem jakiegoś nieznanego nam człowieka.

– Kurwa, jesteśmy bogate – rzekła siostra, biorąc do ręki kilka czerwonych stówek starego typu.

– To nawet 40 lat temu nie było dużo pieniędzy – sprostowałam.

– Przecież wiem, masz mnie za debila?

– Nie, nie, spokojnie.

Mury okalające pomieszczenie były na szczęście zbyt dziurawe, by pająki mogły zbudować tam trwały system połączonych ze sobą sieci. Dzięki temu nie musiałyśmy zdejmować pajęczyn ze ścian przed przystąpieniem do eksploracji.

Oprócz walizki znalazłyśmy tam zżółkłą lodówkę, w której znajdowało się tylko pudełko po niebieskich LM-ach; piekarnik z zardzewiałą kuchenką na wierzchu i skorupkami po orzechach wewnątrz, oraz wiklinowy kosz, prawie taki sam, jakiego w naszym domu używało się na pranie.

– A to co? – zapytałam, nakierowując obiektyw telefonu na interesującą strukturę z desek i kamieni w kącie pomieszczenia. – Chlew?

Amel zaświeciła latarkę i przyjrzała się bliżej obiektowi, zasnutemu pajęczynami i warstwą kurzu grubą jak koc.

– Chyba raczej kurnik, chociaż w sumie to nie wiem.

– Patrzcie na to – rzekła cicho Kimi, na co jednocześnie odwróciłyśmy się do tyłu. Nasza przyjaciółka oglądała jakiś segregator. – Przypomina wam to coś?

Podeszłam do niej tak blisko, że przez chwilę poczułam zapach jej kakaowej odżywki do włosów. Spojrzałam przez ramię Kimi i dostrzegłam niewielkie napisy „Turbo" pod każdym wklejonym do albumu obrazkiem. Była to cała kolekcja karteczek, dodawanych przed laty do bardzo popularnych gum do żucia.

– U Górola też jest taki album – powiedziałam, wspominając nasz ulubiony opuszczony dom.

– Tak, ale on ma na okładce jeszcze naklejkę z gołą babą – dodała Kimi. Zdziwiłam się, że ma aż tak dobrą pamięć wzrokową. Chociaż w przypadku artystów, to chyba całkiem normalne.

– Chodźmy dalej – zarządziła Amel. – Tu już nie ma co oglądać.

Zbliżyłam się do drzwi, gdy nagle blasklatarki padł na ich klamkę. Dopiero wtedy dostrzegłam ogromnego krzyżaka, który uwił sobie za nią obrzydliwie lepkie gniazdo. Pająk poruszył się nieznacznie na sprężynującym materiale swojej sieci. Dreszcz przebiegł po moim karku i niemal odruchowo podrapałam się po ramieniu, jak za każdym razem, gdy widziałam jedno tych obrzydliwych stworzeń. Kimi cofnęła się z niesmakiem, a Amel wydała siebie nienaturalnie przeciągłe jęknięcie obrzydzenia.

– Amelia się chyba podnieciła tym pająkiem – zażartowała Kimi, biorąc do ręki leżący na ziemi kawałek listewki.

Pająki były zawsze największym problemem, z jakim wszystkie trzy musiałyśmy się mierzyć na naszych urbexach. Każda z nas się ich bała, co nie powstrzymywało nas przed wchodzeniem w najbardziej zasnute pajęczynami pomieszczenia starych domów. Walcząc z tymi ośmionogimi potworami, wychodziłyśmy ze swojej strefy komfortu, jednak nigdy nie przestałyśmy odczuwać na ich widok obrzydzenia i strachu.

Kimi strąciła pająka na ziemię, a ja wyrwałam jej z ręki listewkę i zaczęłam uderzać dokładnie tam, gdzie spadł. Musiałam się upewnić, że ten skurwysyn nie zaatakuje nas, gdy będziemy tędy wracać. Przestałam tłuc drewienkiem dopiero wtedy, kiedy upewniłam się, że z krzyżaka została tylko mokra papka. Odrzuciłam listewkę do tyłu i otworzyłam drzwi. 

Kto tu mieszka?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz