Rozdział 2.

175 36 2
                                    

- Wszystko w porządku? – Ars podał mi sweter.

- Tak. – Nie musiałam kłamać.

Uśmiechnęłam się na myśl o tym, co właśnie się wydarzyło. Nie żałowałam, a przede wszystkim cieszyłam się, że on był pierwszym, z którym to zrobiłam.

Chłopak podał mi rękę, pomagając wstać z trawy.

- Dziękuję, że mi zaufałaś. – Złożył na moich ustach krótki pocałunek.

Gdy miałam już na sobie wszystkie części garderoby, przesunęłam rękoma po włosach, oceniając ich stan. Trafiłam palcami na kilka liści i drobnych gałązek, co świadczyło tylko o tym, że moja głowa tarzała się po trawie.

- Wracamy? – zapytał.

- Jak wyglądam? – Obciągnęłam sweter.

- Jakbyś właśnie zaliczyła wyśmienity seks. – Puścił do mnie oczko.

- Świetnie. Madison z pewnością przesłucha mnie w tej sprawie. – Złapałam go za rękę i zaczęliśmy iść w kierunku polany, gdzie odbywała się impreza.

Gdy wróciliśmy do ogniska, szybko zlustrowałam otoczenie w poszukiwaniu przyjaciółki. Na szczęście odpuściła sobie Marcusa Hardinga na rzecz Sorena, który zdecydowanie lepiej się dla niej nadawał. Nie chciałam im przeszkadzać, więc zostałam przy Arsie. Objął mnie ramieniem, jakby chciał uświadomić świat, że należałam do niego. Podobało mi się, że nie wstydził się publicznie okazywać uczuć. Dzięki temu nikt nie miał wątpliwości, że byliśmy razem.

Spomiędzy drzew zamigały niebieskie światła. Początkowo sądziłam, że się przewidziałam, szczególnie że nikt inny nie zwrócił na to uwagi. Jednak gdy przez muzykę przebiły się dźwięki policyjnych kogutów, nie miałam wątpliwości, że dostrzegłam policyjny radiowóz i to nie tylko jeden. Na polanę wjechało kilka aut. Coś podobnego widziałam tylko w filmach, w scenie obławy na groźnego przestępcę.

- Policja – rozległo się z samochodowych głośników. – Proszę zatrzymać się w miejscu i unieść ręce w górę. Wszelkie próby ucieczki, tylko pogorszą waszą sytuację.

Nie rozumiałam, co się działo. Podobne ogniska odbywały się nad jeziorem co wieczór, a policja w Bellefont nie urządzała łapanek na niepełnoletnich spożywających alkohol.

Na polanie zapanował chaos. Niektórzy próbowali uciekać w kierunku lasu lub jeziora.

Ars pociągnął mnie za rękę, wyciągając z letargu.

- Dasz radę uciec? – Wskazał w kierunku drzew.

Jego słowa przestały mieć znaczenie, gdy na polanę wjechał czarny bentley bentayga. Wszystko stało się jasne. Tylko jedna osoba w Bellefont miała ten samochód – mój ojciec. Płonące ognisko idealnie rzucało światło na pojazd. Niczym w zwolnionym tempie widziałam, jak drzwi po stronie kierowcy się otwierają i wysiada z nich Christopher Remington. Była pierwsza w nocy, teren niesprzyjający formalnym i drogim ubraniom, lecz on miał na sobie skórzane, eleganckie buty oraz trzyczęściowy, grafitowy garnitur. Wyglądał świeżo, jakby dopiero rozpoczynał swój dzień.

- Hera. – Jego potężny głos rozszedł się po całej polanie.

Ars wyczuł bojowy nastrój ojca, więc przesunął mnie za siebie.

- A więc to prawda... – Ruszył w naszą stronę, podczas gdy policjanci wyłapywali każdego, kto wpadł im w ręce. – Liczyłem, że to plotki.

Obecność ojca w tym miejscu wydawała mi się tak nieprawdopodobna, jakby ktoś obwieścił, że o tej porze na niebie zamiast księżyca widnieje słońce – nierealna. Był rodzicem, który nie interesował się moją codziennością. Nie potrafił wymienić imienia żadnej z moich koleżanek. Nic o mnie nie wiedział, a jednak pojawił się tu w środku nocy z pretensjami wypisanymi na twarzy.

Niedomknięte rozdziałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz