Rozdział 12.

188 37 0
                                    

Dzień rozpoczęłam dopiero przed południem. Nie pamiętałam, kiedy ostatni raz obudziłam się tak późno. W lustrze dostrzegłam, że górna część piżamy miała ślady krwi. Przypomniałam sobie o odłamkach, które niedbale wyciągnęłam ze skóry. Tym razem już na spokojnie przyjrzałam się plecom. Wyglądały, jakby w kilku miejscach ktoś dźgnął mnie widelcem. Rany nie były głębokie, więc na szczęście nie wymagały szycia.

Po wyjściu z sypialni od razu skierowałam się do kuchni po kawę. Powstrzymałam się przed wejściem do pomieszczenia, bo usłyszałam przepełnioną entuzjazmem rozmowę Arsa z Nayą. Już wcześniej zauważyłam, że łączyły ją dość zażyłe relacje z niektórymi ludźmi Hardinga. Kobieta twierdziła, że była w mieście od kilku miesięcy, choć dla mnie wyglądało to, jakby mieszkała w Bellefont od kilku lat.

- Powinieneś się rozerwać – powiedziała.

Stali do mnie tyłem, więc żadne z nich nie widziało, jak im się przyglądałam.

- Mama sporo na głowie, ale inni na pewno się pojawią – oświadczył.

Głos mężczyzny od razu przypomniał mi o wczorajszej nocy. Żałowałam, że nie mogłam wymazać tych wspomnień, albo chociaż zrzucić winy za swoje zachowanie na alkohol. Miałam ochotę spoliczkować samą siebie za to, że byłam gotowa dać mu się przelecieć. Nie wiedziałam, czy większe upokorzenie czułam przez to, że chciałam uprawiać z nim seks, czy przez to, że mi odmówił.

Matthew.

Dźwięk jego imienia wybuchł w mojej głowie niczym wielka bomba.

Zrobiłam krok w tył.

Przestałam liczyć dni, odkąd mój narzeczony wrócił do Chicago. Nie mieliśmy ze sobą kontaktu, a co gorsza mi to nie przeszkadzało. W ciągu chwili spłynęło na mnie wiele pytań, a najgłośniej domagało się odpowiedzi te o sens naszego związku. Natarły na mnie wątpliwości. Czy ja go kocham? Gdyby tak było, czy odwzajemniłabym pocałunek innego mężczyzny i zachęcała go do seksu, nawet jeśli podyktowane było to wyłącznie gniewem?

- Skradasz się? – Rozległ się szept tuż przy moim uchu.

Przestraszona głośno wciągnęłam powietrze.

- Spokojnie. – Zaśmiał się Soren. – To tylko ja. – Położył ręce na moich ramionach.

Naya i Ars usłyszeli głos mężczyzny, więc odwrócili się w naszą stronę. Nie mogłam już się wycofać, dlatego wyrwałam do przodu z udawaną pewnością siebie.

- Dzień dobry, Hero – przywitała się Naya.

- Dzień dobry.

- O czym plotkujecie? – zapytał Soren, gdy ja przypuściłam atak na ekspres do kawy.

- O dzisiejszym wieczorze. Namawiam Arsa, aby do nas dołączył, ale się wymiguje.

Udałam, że kompletnie nie interesowała mnie ich rozmowa. Toczyła się za moimi plecami, ale byłam pewna, że na twarzy kobiety zakwitł dziewczęcy uśmiech. Widziałam go już kilka razy. Wierzyłam, że potrafił czynić cuda.

- Przyda ci się wieczór luzu – Soren przyłączył się do drużyny Nai. – Chociaż na chwilę przestaniesz myśleć o Houston.

- Hera, jeżeli masz ochotę, również zapraszam – powiedziała kobieta.

Właśnie w tym momencie kawa wypełniła filiżankę, więc ekspres zamilkł. Nie miałam już, co robić przy urządzeniu, więc wywołana do tablicy, musiałam się do nich odwrócić.

- To świetny pomysł. – Wtórował jej Soren. – Jak za starych czasów. Od siódmej będziemy w Starym Młynie.

Nie znałam dobrze Nai. Kilka razy odbyłyśmy ze sobą krótką rozmowę na małoznaczące tematy. Więcej było w niej grzeczności niż chęci do poznania się nawzajem, więc zdziwiło mnie zaproszenie.

Niedomknięte rozdziałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz