Jadąc ulicami Bellefont, stwierdziłam, że miasto niewiele się zmieniło. Wszystkie strategiczne punkty, jak kościół, stacja benzynowa, ratusz czy największy supermarket nadal znajdowały się w tych samych miejscach, co dziesięć lat temu. Miałam wrażenie, że ludzie również wyglądali tak samo. Przez dekadę modowe trendy zmieniły się wiele razy, a tutaj jeansy i flanelowe koszule nadal wiodły prym. Tym, co również pozostało takie samo pomimo przemijających lat, był kojący spokój. Tu wszystko działo się trzy razy wolniej niż w Chicago.
Zajechałam na parking największego supermarketu w Bellefont. Jedyną różnica, jaka zaszła w budynku była zmiana szyldu z nazwą sklepu. Kiedyś widniało na nim nazwisko właściciela, teraz logo jednej z sieci popularnej w całym kraju.
Zakupy zrobiłam dość szybko, bo potrzebowaliśmy niewiele. Na wszelki wypadek założyłam na nos przeciwsłoneczne okulary. Nie spodziewałam się, że ktoś jeszcze o mnie pamiętał w Bellefont, lecz wolałam się zabezpieczyć. Wszystko przebiegło bez komplikacji, ale tylko do momentu, gdy skończyłam pakować zakupy do bagażnika. Moje imię i nazwisko rozeszło się po całym parkingu i sprawiło, że gwałtownie odwróciłam się za siebie.
- To naprawdę ty!
W moją stronę zmierzał Soren Callum. Wyglądał na bardzo zadowolonego – aż za bardzo.
- Cześć. – Zatrzymał się przede mną.
Zmierzyłam go od stóp do głów. Okazał się kolejnym nieodzownym elementem Bellefont, który stanął w czasie. Wyglądał niemal identycznie jak dziesięć lat temu. Z tym wyjątkiem, że zniknęły zapadnięte policzki i niezdrowo blada skóra. Reszta się nie zmieniła. Jasne nieco dłuższe włosy miał zaczesane do tyłu. Linię szczęki oraz przestrzeń nad górną wargą zdobił lekki zarost. Nadal pozostał fanem białych T-shirtów.
- Cześć... – wymamrotałam pod nosem, niegotowa na spotkanie z żywymi elementami mojej przeszłości. Co innego dom, pokój czy ubrania, one były niegroźne.
- Słyszałem o śmierci twojego ojca. Moje kondolencje.
- Dziękuję.
Wpatrywałam się w mężczyznę, zastanawiając się nad przesadną energią, której mi nie szczędził.
- Co słychać? Oczywiście poza... tą sytuacją. Pewnie sporo masz teraz na głowie? Dom, firma i te sprawy...
Soren nie był byle jakim chłopakiem z mojej przeszłości. Był najbliższym przyjacielem Arsa. Towarzyszył mu tamtego dnia na polanie, gdy zobaczyłam go obściskującego się z Madison.
- Tak, sporo mam na głowie – odparłam, choć miałam ochotę odwrócić się, wsiąść do samochodu i odjechać.
- Sprzedajesz firmę?
Pod wpływem siły jego śmiałości i braku taktu zrobiłam krok w tył.
Po przeprowadzce do Chicago przez pięć lat mieszkałam z ciotką i jej rodziną. Spędzałyśmy razem dużo czasu, więc naturalnie udzieliło mi się kilka jej zachowań. Agnes słynęła ze swojego łagodnego charakteru. Nigdy w życiu nie spotkałam tak kulturalnej i dobrej osoby. Ujarzmiła we mnie porywczość, a przede wszystkim nauczyła, że spokojnym tonem oraz manierami osiągnie się więcej niż awanturniczym charakterem. I tylko dlatego pozostałam cierpliwa wobec Sorena.
- Tak – odparłam. – Nie znam się na tym biznesie. Mój narzeczony również, więc wolimy oddać ją w ręce kompetentnych ludzi.
- Zawsze możecie takich zatrudnić. Nie musicie od razu sprzedawać.
CZYTASZ
Niedomknięte rozdziały
RomanceHera ma uporządkowane życie. Jest lekarzem w prestiżowym szpitalu, przygotowuje się do ślubu i ma przy sobie mężczyznę, który ją wspiera. Gdy umiera jej ojciec, z którym żyła w nie najlepszych relacjach, musi wrócić do rodzinnego miasta i uporządkow...