Rozdział 6.

211 45 4
                                    

Nie miałam pojęcia, która była godzina. Jak dla mnie minęła co najmniej doba, bo tak się czułam. Wydawało mi się, że moja głowa lada moment eksploduje. Chłopak żył. Nie byłam pewna, czy operację należało nazwać sukcesem. Sterylność była praktycznie żadna, więc istniało duże prawdopodobieństwo, że jedynie przedłużyłam jego życie o kilka godzin. Przynajmniej nie krwawił, bo wyjęłam pocisk i zaszyłam uszkodzone tkanki. Miał dużo szczęścia, bo nie wyczułam, aby doszło do uszkodzenia jakiegoś organu.

Z zamkniętymi oczami siedziałam na podłodze korytarza. Podkuliłam nogi i oparłam głowę o ścianę, starając się dostrzec wyłącznie pozytywne strony. Przeprowadziłam pierwszą samodzielną operację. Choć raczej nie powinnam, się nią chwalić. Adrenalina nadal krążyła po moim organizmie, a strach, że życie tego chłopaka leżało w moich rękach, nie pozwalał o sobie zapomnieć.

Usłyszałam zbliżające się do mnie kroki. Ktoś zatrzymał się tuż przede mną, więc rozchyliłam powieki. Zadarłam głowę, napotykając na spojrzenie Arsa.

- Co dalej? – zapytał.

- Nie powinniśmy go ruszać przez co najmniej dobę. Każdy gwałtowny ruch może spowodować, że pękną szwy.

Red leżał na stole, na który został przeniesiony jeszcze przed operacją. Kozetka lekarska była za niska, abym mogła mieć swobodny zakres ruchów.

- Załatwi się – odparł.

- Przychodnia jest otwarta od siódmej – zauważyłam.

- To nie będzie otwarta.

Zignorowałam jego władczy głos.

- Która godzina?

- Kwadrans po północy.

Wstałam na równe nogi.

- Potrzebuję telefonu. Mój narzeczony na pewno się o mnie martwi.

- Dzwonił. Odpisałem, że spotkałaś koleżankę z dawnych lat i jesteś z nią w barze.

- Nie miałeś prawa! – Podniosłam głos. – Skąd znałeś pin?

- Poszło za pierwszym razem. Jesteś przewidywalna. Rok twojego urodzenia od tyłu – oświadczył ze znudzeniem.

Zmieniałam telefony, ale pin do odblokowania zawsze miałam ten sam.

- Zamierzasz mu o tym powiedzieć? – Zrobił krok w moją stronę, zmuszając mnie do cofnięcia się. – Mówicie sobie wszystko?

Patrzył na mnie w dziwny sposób, niczym na wroga, ale z przekonaniem o swojej wygranej.

Wpadłam plecami na ścianę, bo znów zrobił krok w moją stronę, a ja chciałam zbudować między nami jak największy dystans. Moje plany spełzły na niczym, gdy oparł się prawą dłonią o ścianę tuż przy mojej głowie.

- Spotkałem go dzisiaj w okolicach zakładów twojego ojca. Złapał gumę. Biedny nie potrafił sobie poradzić, więc mu pomogłem. Nieporadny ten twój narzeczony – powiedział z jawną kpiną.

Celowo zadrwił z Matthew, czym tylko mnie rozzłościł.

Gdy pochylił się nade mną, przysuwając twarz blisko mojej, wstrzymałam powietrze. Ze zdwojoną siłą uderzyły we mnie wspomnienia z chwil, kiedy pragnęłam jego bliskości. Moje oczy odnalazły usta, których pocałunki były dla mnie niczym tlen. To była przeszłość.

- Zapytałabym, co słychać u matki twojego syna, ale jakoś mnie to nie interesuje – rzuciłam cynicznie i odepchnęłam go od siebie. – Dlatego ciebie nie powinien interesować mój narzeczony. Gdzie są moje kluczyki od samochodu i telefon?

Niedomknięte rozdziałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz