Rozdział 24.

218 45 1
                                    

Trzy dni później

Nie postawiono mi zarzutów, bo Arsen zeznał, że więził mnie w piwnicy. Nie trzymało się to logicznego sensu, ale prokurator zignorował mój udział w całej sprawie. Szeryf również odpuścił, bo miałam na niego haka. Gdyby na światło dzienne wyszła informacja o tym, że nie przyjął mojego wezwania, byłby skończony jako policjant. Aresztowano nie tylko Arsa, ale również jego ludzi oraz ekipę z Houston. Grant przekazał mi, że na nich również polowali i czekali, aż omsknie im się noga. Dzięki temu Axel wraz z dziadkami mógł wrócić do Bellefont.

Drzwi się otworzyły, więc od razu wstałam. Widząc twarz Arsa, poczułam kojące ciepło. Wyglądał dobrze. Lekarz się nim zajął, więc mogłam być spokojna. Nie byłam jego adwokatem, więc to spotkanie nie powinno się odbyć, jednak dzięki szczegółowym zeznaniom, prokurator poszedł mu na rękę i załatwił mi wizytę w areszcie. Nie mogliśmy się dotknąć. Dzielił nas stół, a policjant stał tuż za nim.

- Jak się czujesz? – zaczął pierwszy.

- Ja? – Wskazałam na siebie. – To ty zostałeś postrzelony i siedzisz w areszcie.

Musieliśmy zająć miejsca po przeciwnych stronach stołu, który wyglądał, jakby miał się za chwilę rozpaść.

- Ja sobie na to zasłużyłem – oświadczył.

- Nic mi nie jest. Axel z twoimi rodzicami wrócili do Bellefont.

- A ty?

- Co ja?

- Wrócisz do Bellefont?

Miałam trzy dni, aby o tym pomyśleć. Po tym, jak załatwiłam Arsowi i chłopakom najlepszych prawników karnych w stanie, zaszyłam się w hotelu w Baton Rouge, bo właśnie w tym mieście czekał ich proces. Ostatnio nie byłam fanką intensywnych procesów myślowych, ale w końcu musiałam się zmusić.

- Miałam telefon ze szpitala. Kazali mi w ciągu doby wrócić do szpitala, inaczej zostanę usunięta z rezydentury.

Nie zaskoczył mnie ta informacja. Wiedziałam, że w końcu przycisnął mnie do ściany i zmuszą do deklaracji.

- Grozi mi od dwóch do ośmiu lat więzienia – oświadczył. – FBI nie znalazło narkotyków, którymi rzekomo handlowałem. – Obrócił się przez ramię, spoglądając na policjanta. – To oznacza, że ja na razie nie wrócę do domu.

Adwokaci informowali mnie na bieżąco, więc wiedziałam, jakie zarzuty mu postawiono. Przyznał się do nielegalnej broni z piwnicy mojego domu. Jej ilość wystarczyłaby do uzbrojenia niewielkiej armii, więc nie miał szans, aby się od tego wymigać.

- Wrócę do Chicago, aby dokończyć rezydenturę.

Długo biłam się z tą myślą, ale uznałam, że powinnam to zrobić.

- Dobra decyzja. Nie powinnaś marnować wielu lat swojej ciężkiej pracy.

Wypuściłam głośno powietrze. Ulżyło mi, gdy powiedziałam to na głos.

- Później wrócę do Bellefont. Otworzę tam szpital.

- Czyli zrobisz to, o czym zawsze marzyłaś. – Wyciągnął moją stronę ręce, ale policjant go upomniał, zabraniając jakiegokolwiek kontaktu fizycznego.

- Zaczekam na ciebie, Harding. Ty czekałeś na mnie dwadzieścia lat, więc ja zaczekam dwa, trzy czy ile będzie trzeba – oznajmiłam zdecydowanym tonem.

Nad tym długo nie myślałam. Kochałam Arsa, choć nie była to łatwa miłość, ale chciałam spróbować. Te kilka tygodni spędzonych w Bellefont sprawiło, że nie potrafiłam wyobrazić sobie przyszłości bez niego.

- Teraz bardzo chciałbym cię pocałować.

Niedomknięte rozdziałyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz