Gdy samolot wylądował na płycie lotniska, poczułam ulgę. Kilkugodzinna podróż upłynęła mi na ułożeniu planu. Może nie miał solidnych fundamentów, ale musiałam od czegoś zacząć. Pierwszym punkcie na liście była rozmowa z Arsem o zamieszaniu firmy w jego ciemne interesy. Zamierzałam przeprowadzić ją na chłodno i dać mu jasno do zrozumienia, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Na drugiej pozycji znalazła się rozmowa z Matthew, lecz tu miałam sporo wątpliwości, bo jeszcze nie wiedziałam, co chciałam mu powiedzieć. Na końcu musiałam ustalić termin, w którym wyjadę z Bellefont i wrócę do Chicago.
Po opuszczeniu lotniska przeszliśmy na parking, gdzie Ars pozostawił swojego jeepa.
To, że ja miałam powód, aby się nie odzywać do Hardinga, było jasne, lecz i on zachowywał się, jakby się na mnie obraził. Traktował mnie chłodno. Przez cały lot nie odezwał się do mnie słowem. Podczas podróży do Bellefont również milczał i na wszystkie pytania Sorena odpowiadał zdawkowo, aż ten w końcu zamilkł.
Samochód gwałtownie zahamował. Od razu popatrzyłam w przednią szybę, dostrzegając białą furgonetkę kilka metrów przed maską jeepa. Znaleźliśmy się na szosie otoczonej wysokimi drzewami. W pobliżu nie było żadnych zabudowań. Kierowca pojazdu przed nami zachował się dziwnie, ponieważ zatrzymał się na środku drogi, zwracając się przodem do nas.
- Mam złe przeczucie – rzucił Soren, zerkając najpierw w boczne lusterko, następnie w tylną szybę.
Również obejrzałam się za siebie, gdzie dostrzegłam drugi samochód.
- Dzwoń do chłopaków i powiedz im, gdzie jesteśmy. – Srogi głos Arsa wydał się niepokojący. – Hera, schyl się.
- Dlaczego? – zapytałam, nadal obserwując samochód za nami.
Drzwi czarnego BMW się otworzyły. Wysiadło przez nie dwóch mężczyzn, a gdy dostrzegłam pistolety w ich rękach, zrozumiałam, co Ars miał na myśli. Pochyliłam głowę, w momencie, gdy coś przebiło tylną szybę. Posypało się szkło. Huk sprawił, że przestraszona zakryłam uszy. W jednej sekundzie strach rozlał się po moich żyłach. Czułam na karku oddech niebezpieczeństwa, wiedząc, że nie było gdzie się schronić. Rozległy się kolejne strzały.
Ars nacisnął pedał gazu, więc samochód ruszył z piskiem opon. Wszędzie wokół nas panował chaos. Kolejne strzały rozbrzmiewały jak grzmoty, a serce biło mi tak szybko, że miałam wrażenie, iż zaraz wyskoczy z piersi.
Odważyła się tylko lekko unieść głowę, więc dostrzegłam, jak Soren wysunął pistolet przez okno, celując do ludzi, którzy strzelali do nas również od przodu.
Jeep zjechał na pobocze, chcąc ominąć furgonetkę. Jednak rozległ się ostry huk, przez który samochód zwolnił.
- Opony – powiedział Ars.
Strzały nie milkły. Co chwilę pociski ocierały się o karoserię. Skuliłam się, starając się zakryć głowę rękami. Próbowałam uspokoić oddech, bo wiedziałam, że panika mogła tylko zaszkodzić.
- Wyskakujemy z samochodu od prawej strony – krzyknął Ars, gdy jeep się zatrzymał.
Strzepnęłam z ramienia odłamki szkła. Ścisnęło mnie w piersi, gdy dostrzegłam tuż obok lewego buta nabój z pistoletu. Ten niewielki przedmiot potrafił zranić, a nawet odebrać życie. Dopiero w tym momencie dotarło do mnie, że w każdym momencie mogłam zostać postrzelona.
- Hera, słyszałaś?
Uniosłam głowę, dostrzegając patrzącego na mnie Arsa. W jego dłoni również spoczywał pistolet.
CZYTASZ
Niedomknięte rozdziały
RomantizmHera ma uporządkowane życie. Jest lekarzem w prestiżowym szpitalu, przygotowuje się do ślubu i ma przy sobie mężczyznę, który ją wspiera. Gdy umiera jej ojciec, z którym żyła w nie najlepszych relacjach, musi wrócić do rodzinnego miasta i uporządkow...