Rozdział 1

147 13 2
                                    

Oliwia

Bip Bip Bip. Usłyszałam dźwięk budzika. Westchnęłam , podniosłam się i go wyłączyłam i znów opadłam na łóżko. Chcę dalej śnić nie chcę mi się wstawać- Pomyślałam . Jeszcze chwile poleżałam i w końcu wstałam. Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej pierwszą lepszą bluzkę, sweter i spodnie. A potem zobaczyłam to. Stał tam na środku mojego pokoju i co dzień mnie nawiedzał. Moje Pianino. Dawniej kochałam przy nim siadać. Było moją największą miłością , a teraz kiedy na nie patrzałam czułam złość i smutek. Przypominał mi o tym że nigdy nie spełnię swojego marzenia. Nigdy nie zostanę sławną pianistką, więc po co się znowu trudzić , po co przypominać sobie że za niedługo się umrze skoro już wszystko inne i inni pokazują ci to niemal codziennie? Po co? No właśnie. Zresztą nie umiała bym już na nim zagrać. Kiedyś próbowałam przy nim usiąść ale to i tak było dla mnie za dużo. Znowu spojrzałam na nie na chwilę po czym się otrząsnęłam i zeszłam na dół. Czas zacząć grać. Kiedy zobaczyłam mamę natychmiast się uśmiechnęłam.

-Dzień dobry mamo. - Powiedziałam.

-Dzień dobry kochanie. Zrobiłam ci tosty. - Również się uśmiechnęła i wskazała na stół. - Pamiętaj że po szkole masz chemio terapię, więc jedziesz autobusem do szpitala. - Dodała.

Jakby nie mówiła tego prawie cały czas. Miałam ochotę przewrócić oczami ale zamiast tego znowu się uśmiechnęłam i powiedziałam:

-Tak pamiętam dzięki mamo.

-Dobrze ja muszę zbierać się do pracy. Miłego dnia Słoneczko. -Powiedziała i pocałowała mnie w czoło.

Wzięła torebkę i wyszła. A ja za chwile po niej. Kiedy dotarłam na  przystanek czekałam na 5. Po 10 minutach spóźnienia przyjechała a ja do niej wsiadłam. Od dziwo świeciło dzisiaj słońce, ale ja nie mogłam iść na pieszo bo jak twierdzili lekarze ,, nie dasz rady, nie możesz tak daleko chodzić zemdlejesz!''. To następne czego nienawidziłam w swojej chorobie rezygnowanie z wielu nawet najmniejszych rzeczy które dawały mi szczęście. To nie to samo co z pianinem. Ono przypominało mi o tym że nigdy nie zostanę sławną pianistką , ale na przykład spacer w słoneczny dzień nie przypominał mi o tym że za niedługo mnie już nie będzie. Może niektórym zdawało by się że to głupota ale nie dla mnie. Spacer był by miłą odskocznią od codziennego zamartwiania się i może nawet przez chwile zapomniała bym o chorobie. Ale nie mogę. Zamyśliłam się tak że zanim się obejrzałam miałam już wysiadać więc szybko wstałam z siedzenia i wyszłam z autobusu. Przystanek znajdował się koło Liceum ,, High school Academy''.Czyli mojej szkoły. Stanęłam na przeciwko budynku i pomyślałam:,, Pora wkroczyć do tego cyrku''.

Shawn 

Była 8:45 a ja nadal leżałem w łóżku gapiąc się w sufit. Nigdzie mi się nie spieszyło. A szczególnie do szkoły. Mama miała gdzieś moją edukacje więc korzystałem z tego i uczyłem się tak byle zdać tak samo było z pojawianiem się w szkole. Westchnąłem i wstałem. Ubrałem się i poszedłem obudzić siostry bo nikt inny tego nie zrobi. Tata pewnie pojechał gdzieś z swoją nową dziewczyną , a mama tak przeżyła ich rozwód że pewnie teraz śpi pijana na kanapie. Tak było codziennie. Tata miał nas gdzieś i nawet nie chciał żebyśmy do niego przyjechali , a mama szła do pracy a potem kiedy wracała upijała się do nieprzytomności ,więc to zawsze ja opiekowałem się dziewczynkami i trzymałem z daleka od pijanej mamy. Nie mieliśmy łatwo tylko tyle powiem. Kiedy doszedłem do drzwi pokoju sióstr otworzyłem je. Uśmiechnąłem się widząc trzy słodkie śpiące dziewczynki.

-Wstawać śpiochy. - Powiedziałem.

-Shawn jeszcze pięć minut. - Wysepleniła Lila.

-Muszę was zaprowadzić do przedszkola no dalej wstajemy. -Powiedziałem. - O której poszłyście spać? -Zapytałem widząc że są ledwo przytomne.

-Nie mogłyśmy zasnąć bo słyszałyśmy jak mama kłóci się z tatą przez telefon - Powiedziała Clair

No nie. kiedy położyłem je spać słyszałem że mama zadzwoniła do taty. Wydzierała się na niego, padło dużo nieprzyjemnych słów jak i przekleństw , ale myślałem że może już śpią i nic nie słyszą.

-Posłuchajcie następnym razem przyjdźcie do mnie a ja coś zrobię.

-Co niby przecież wiesz dobrze że lepiej nie zbliżać się dopijanej mamy i że nic nie da się zrobić - Odpowiedziała Crystal jakby to było normalne. No dobra może i u nas w domu tak ,ale nie w normalnych rodzinach i byłem wściekły że czteroletnie dziewczynki widzą takie rzeczy.

-Ja wieżę że zawsze można coś z tym zrobić. - skłamałem. - A teraz wstawać bo gilgotkowy potwór się zbliża. - Zaśmiałem się.

Dziewczynki pisnęły , zaśmiały się i natychmiast wstały.


- Dobra ubierać się ja zrobię wam coś do jedzenia. - Powiedziałem i wyszedłem z ich pokoju.


Zeszedłem na dół a tam zastałem leżącą na kanapie mamę. Poszedłem do kuchni jak najciszej tylko żeby jej nie obudzić. Kiedy się udało wypuściłem powietrze. Uff – Pomyślałem. Równie cicho zrobiłem cztery kanapki. I zaniosłem je do góry.

-Jestem - Powiedziałem.

- Z czym zrobiłeś? - Zapytała Lila kiedy zauważyła co trzymam w ręce.

- Z tym co było w lodówce. Z serem. Co powiecie na to że jak was odbiorę z przedszkola to pójdziemy na zakupy?

-Tak! - Powiedziały wszystkie.

-To teraz jedzcie i idziemy.

Po tym jak zjedliśmy zeszliśmy na dół ubraliśmy kurtki i buty a wtedy usłyszałem bełkotanie z salonu :

-Shawn! - Zaczęła bełkotać mama.

-Wyjdziecie na chwilę na dwór za chwile przyjdę dobrze? - Zapytałem dziewczynki a one skinęły głową i wyszły. Ugryzłem wargę,  poszedłem do salonu i spytałem:

-Tak mamo? - Zapytałem.


- Boże Shawn daj mi coś na ból głowy! - Zaczęła.


- Nie wiem czy coś mamy. - Powiedziałem i zacząłem szperać w szufladzie z lekami – Trzeba było tyle nie pić. - mruknąłem pod nosem, ale niestety to usłyszała.


- Ty się lepiej zajmij sobą, a nie wrzeszczysz na biedną matkę. A zresztą odprowadź siostry do przedszkola.


- Proszę – Powiedziałem podając jej leki.

Odwróciłem się i przewróciłem oczami. Może skoro wstała pójdę do szkoły. Tak, więc wbiegłem na górę zabrałem szybko plecak i wyszedłem z domu gdzie czekały na mnie siostry.






Ostatni wers tom 1 ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz