Rozdział 20 Colin

2.4K 262 52
                                    

Zdążyłem.

Ledwo, ale zdążyłem.

Musiałem biec przez połowę posiadłości, zyskując zaskoczony wzrok co najmniej kilku osób, ale było warto.

Bo dobiegłem na czas. Znaczy na sam koniec zwolniłem, żeby Daisy nie zorientowała się, że goniłem ją jak głupi.
Dziewczyna gdzieś szła. Miała ze sobą płócienną torbę i jak zwykle na biodrze niosła Molly.

Maluszek zauważył mnie szybciej, niż jej mama i wyciągneła rączki do mnie nad ramieniem mamy.

Daisy sapneła, kiedy chwyciłem Molly w pasie i wyciągnęłem z objęć mamy.

  - Bo!

  Zacząłem wręcz czekać na ten moment, kiedy dziewczynka sięgała do mojego podbródka i tym razem też mnie nie zawiodła.

  - Colin, tak mam na imię.- poprawiłem Molly- Co...lin. Co...lin.

  Nie zadziałało, bo dziewczynka wcale nie zamierzała powtarzać mojego imienia. Więc skupiłem się na jej mamie, która zatrzymała się, patrząc na mnie z tak niepewną miną, że miałem ochotę się roześmiać.

  - Gdzie idziecie?

  Chciałem zagadać, aby wybić Daisy z tego zaskoczenia, ale zadziało zupełnie odwrotnie. Usta dziewczyny rozchyliły się, niebezpiecznie przyciągając moją uwagę. A przecież nie mogłem jej ciągle całować. Nie żebym nie chciał, bo bardzo chciałem, ale powstrzymywały mnie od tego wzrok okolicznych osób.

  - Mam wolne. - wyksztusiła wreszcie.
  - Wiem, że masz wolne. Pytałem gdzie idziecie.

  Jej szok był równie uroczy jak te małe rączki na mojej twarzy.

  - Na spacer.

W sumie to było mi obojętne co odpowie, bo co by to nie było i tak chciałem iść z nimi.

  - Więc chodźmy. - zaproponowałem, kiedy ani drgnęła.
  - Chodźmy? - powtórzyła po mnie.

  Była totalnie urocza, a z tym zaskoczeniem wypisanym na twarzy jeszcze bardziej. To było okropnie niebezpieczne, bo pocałunki nie wchodziły w grę, przynamniej w tym miejscu. 

  Musiałam coś zrobić, aby przestać zwracać uwagę na jej usta, więc po prostu ruszyłem w stronę głównej bramy. Bo skoro chciała iść na spacer, to gdzie indziej mogłaby pójść?

Nie miała wyboru, bo miałem na rękach Molly, więc byłem pewien, że ruszy za mną. Chociaż trochę się myliłem, bo zamiast tego krzyknęła:

  - Tędy.

No tak. Brama dla personelu. Przecież Daisy nie mogła używać tej głównej. Jak mogłem na to nie wpaść?

Zdążyłem wykonać zaledwie kilka kroków, kiedy znowu się odezwała:

  - Poniosę ją.
  - Jest ciężka. - To miał być protest, ale coś mi nie wyszło.
  - Więc poniosę.

  Przecież to ja byłem facetem.

  - Prowadź, gdzie idziemy.

  W końcu ruszyła przodem, ale gdy otworzyła usta musiałem stłumić śmiech.

  - Ja z Molly szłam na spacer.

Nie byłem zaproszony? Cóż i tak zamierzałem pójść z nimi.

  - Więc prowadź.

  Dzięki temu miałem pewność, że Daisy mi nie ucieknie. I tak nie mogła tego zrobić, dopóki trzymałem Molly na rękach, więc za wszelka cenę nie zamierzałem oddać dziecka.

Daisy- Jessica GottaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz