✪ 1

1.5K 87 29
                                    

Wielka willa na obrzeżach Miami była bez wątpienia jednym z największych, najnowocześniejszych i najpiękniejszych budynków w okolicy. Cała dzielnica taka była i wydawało się, że mnóstwo sław mieszka po sąsiedzku, a jeśli nie sław, to ci znani kontrahenci, czy biznesmeni z całego świata. Tak było, ale właśnie w tym najlepszym, z pięknym widokiem na miasto, a jeszcze dalej na skrawek oceanu mieszkała zwykła dziewczyna. Niesamowite, prawda? Zapytacie zaraz, jak to jest możliwe. Jest, bo dom należał do Caluma, a Nina wprowadziła się tam już jakiś czas temu. Budząc się, niekiedy nadal miała wrażenie, że to jakaś piękna bajka, a to wszystko co ją otaczała nie jest rzeczywistością tylko idealnym snem. A jednak nadal trwał, ich związek kwitł, a mała brunetka zmartwiona zajęciem narzeczonego starła się z tym żyć i uzupełniać pustkę herbatą, kiedy nie było go obok.

Tamtego wieczora również siedziała na kanapie z komputerem na kolanach i malinową herbatą, która była już zimna. Brunetka wpadła w mały trans, a jej kościste palce z zawrotną prędkością uderzały o klawiaturę, powodując powstawanie kolejnych wyrazów. Była po filologi, pracowała w miejskiej bibliotece, a jej pasją było pisanie i niekiedy przyłapywano ją no skrobaniu czegoś swojego, czy to w postaci elektrycznej, czy na papierze z długopisem. Nina była cichą osobą, nie szukała nigdzie atencji i nie robiła z siebie królowej wszystkiego i wszystkich, nawet nie starała się o uwagę Hooda, za co właśnie ją pokochał. Szczerze i mocno, tak jak nigdy dotąd i to z nim zwiedziła troszkę świata, z nim miała kilka wzlotów i upadków, a co najważniejsze z nim dzieliła swoje życie, które stało się bardziej kolorowe i żywe, kiedy zaczął w nim uczestniczyć.

Teraz, gdy mieli już trochę za sobą, a nawet dało się powiedzieć, bo robiło się coraz poważniej, wszystko układało się tak jak trzeba. Z jednym małym wyjątkiem. Calum w dalszym ciągu się ścigał. Pozwalała mu na to pod warunkiem, że będzie dzwonił. A on zawsze obiecywał i nigdy tego nie robił. Zawsze był jakiś pretekst przez który odkładał to na później, albo nie odzywał się w ogóle i wracał pijany nad ranem, albo dopiero następnego dnia. Niekiedy poturbowany, niekiedy w nienaruszonym stanie, ale zawsze w jednym kawałku, przez co kamień z jej serca spadał. Nie za każdym razem, bo częściej bywała zła i nie komentowała jego zachowania, ale przeważnie czuła ulgę, gdy widziała go z powrotem, nawet jeśli to było tylko kilka godzin, czy jeden dzień. 

I dzisiaj również go nie było. Wyszedł rano, obiecując to co zwykle i tłumacząc się, co będzie robił. A Nina została sama. Pojechała do pracy, wróciła z niej, przygotowała sobie coś do jedzenia, a później już zostało tylko czekanie, albo robienie cokolwiek, by jakoś zabić czas. Wyjątkowo jej się dłużyło, może nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, ale nie pomagało, czytanie, pisanie, czy nawet oglądanie telewizji. W dodatku było chłodno, może nawet za chłodno, jak na to miasto i nie mając przy sobie bruneta, musiała ratować się kocem, który nigdy nie dawał tyle ciepła, co on i jego ramiona. Holmes zdecydowanie była ciepłolubna i Calum doskonale zdawał sobie z tego sprawę, poza tym sam uwielbiał, gdy się do niego przytuliła. Czy to spała, czy nie.

Dzwoniła Samantha - jej najlepsza przyjaciółka, a także dziewczyna Ashtona, kumpla Hooda - aby gdzieś ją wyciągnąć, ale prawda była taka, że brunetka nie była zbyt rozrywkowym typem człowieka i wolała zostać w domu. Poza tym ktoś z dwójki w nim mieszkającej musiał być trzeźwy, a ona przyzwyczaiła się już, ze to jej rola i nie miała do niej nic przeciwko. W zasadzie to nawet bardzo jej odpowiadała, bo sama jakoś nie przepadała za upijaniem się i z reguły ograniczała się do jakiegoś piwa owocowego, czy czegoś w tym rodzaju. Z całego towarzystwa, z jakim zaczęła się zadawać poprzez narzeczonego, to ona zawsze była tą odpowiedzialną, czy cichą oraz grzeczną i nawet Red, dusza ich wszystkich i dziewczyna Michaela nie potrafiła jej zawsze rozruszać do tego stopnia, że prowadziła jakąś mniej czy bardziej żyjącą konwersację. Umówmy się, że trochę się wstydziła, że powie jakąś niewłaściwą rzecz, albo odbiorą źle coś, co właśnie przyznała i to wszystko, ale Calum kochał ją i tak. Według niego to było całkiem urocze, a chłopcy razem z Red i Samanthą uważali podobnie. Może stawiało ją w świetle osoby aspołecznej, ale ona po prostu czuła się przez nich onieśmielona. Nie znała się - no może troszkę znała - na wszystkim, co związane z wyścigami czy samochodami i po prostu wolała nie wypowiadać się na ten temat, bo nie potrzebowała do szczęścia żadnych kłótni.

Takie było całej jej dotychczasowe życie, które swoją drogą płynęło powoli i nie miała na co narzekać. Nawet teraz, kiedy wędrowała do kuchni owinięta kocem, aby uzupełnić zapasy herbaty. Idąc wzdłuż szklanej ściany w salonie mimowolnie wyjrzała na drogę, która jak serpentyna biegła pomiędzy pagórkami do centrum, aby upewnić się, czy przypadkiem nie zobaczy na niej narzeczonego, ale żadnego Audi nie było, przez co westchnęła ciężko. Nie widziała żadnych świateł, czy nie słyszała silnika, co oznaczało, że on dalej jest na lotnisku, albo nie wiadomo gdzie z nie wiadomo kim na jakimś afterze, a ona tutaj i na dodatek nie miała nic do powiedzenia, bo przecież i tak nie odbierze, czy nie odpisze.

– Oby nic mu nie było – wymamrotała sama do siebie, ściskając mocniej kubek w dłoni, a później zwiesiła głowę i weszła do kuchni, po to, aby zrobić w końcu tej herbaty. Kiedy woda się gotowała, brunetka przejrzała swoje social media, chociaż nie wiedziała, po co, bo i tak było to bez sensu o tej porze i później po prostu czekała. Przyłapała się na tym, że znowu zrobiła się zazdrosna, a to nie było zdrowe, nigdy nie było i nie chciała go prowokować do kłótni. Dziwnym trafem potrafił odczytać z niej wszystko, jak z otwartej księgi i miała tylko na dzieje, że nie poczuje czegoś dziwnego i nie zacznie zadawać miliona pytań, a także obwiniania się o jej stan. Calum już taki był i nie umiała nic na to poradzić, może nawet nie chciała, bo przez to on również był uroczy. 

Kiedy wracała mimowolnie jej serce zaczęło bić szybciej. Znała ten dźwięk silnika i pisk opon zbyt dobrze. Odłożyła niedbale kubek z napojem na stolik, przez co nieco rozlało się, tworząc malinową kałużę, ale na razie nie zawracała sobie tym głowy. Podbiegła do okna, prawie przyciskając do niego nos i tylko wypatrywała R8, jak dziecko wypatruje Mikołaja na gwiazdkę. Hood będący w pojeździe jechał z zawrotną prędkością, co nie było żadną nowością i z łatwością wpadał w zakręty, jakby był to dla niego chleb powszedni. Bo w zasadzie był. Przez to pojawił się na długim podjeździe, który łączył willę z drogą po zaledwie kilkunastu sekundach, a za nim jechał ktoś jeszcze. Nina rozpoznała Bentleya, który należał do Michaela i mimowolnie uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę, że Clifford pofatygował się, aby odstawić go do domu. 

Coś jednak było nie tak i brunetka zdążyła się o tym przekonać. Zbyt długo nie wychodził, a to nie było normalne. Bezwiednie przygryzła wargę, czekając, chociaż już miała ochotę zrzucić się do drzwi wejściowych i zabrać go do środka. I zrobiła to, kiedy tylko zobaczyła, w jakim jest stanie. Cały poobijany, bez skórzanej kurtki, którą zabrał rano, z T - shirtem całym we krwi która płynęła z nosa, czy pękniętej wargi.

– Co się stało?!

 ━━━━━┠ ★ ┨━━━━━   

oficjalnie ruszamy z race, just saying


race • hoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz