Rozdział 8 - Reguła (cz. 2)

32 8 0
                                    


– Przyszedłem zebrać naczynia – rzucił obojętnym tonem, ale Ramin nie dał się zwieść. Nie spuszczał wzroku z chłopaka, gdy ten podszedł do stolika, jakby naprawdę chciał tylko posprzątać. Poczuł, jak napinają się mu wszystkie mięśnie – jego ciało reagowało na zagrożenie instynktownie, jeszcze zanim umysł zdążyłby je ubrać w słowa. Nie pomylił się.

Akolita był szybki jak atakujący wąż. Jego ręka, wyciągnięta w stronę opróżnionej miseczki, w ostatnim momencie zmieniła kierunek i zamiast lakowanego naczynia, ścisnęła z całej siły dłoń czarownicy. Kobieta wydała z siebie krótki jęk, a otaczająca ją iluzja w jednej chwili rozsypała się na odłamki podrygujących w miejscu elementów, które następnej sekundzie prysły jak bańki mydlane. Ramin spiął się do skoku, zaciskając między palcami pęk wytrychów, lecz zanim zdążył ruszyć na akolitę, ten niespodziewanie rzucił się w tył, w stronę drzwi.

Czarownica wykrzyknęła coś zduszonym głosem, wyciągając przed siebie okaleczone, napuchnięte dłonie. Powietrze po drugiej stronie pomieszczenia, o krok przed młodym mnichem, zadrgało jak w czasie upalnego dnia i coś w futrynie drzwi stęknęło, a one same przekrzywiły się nieznacznie. Młody mnich dopadł klamki i szarpnął z całej siły; bezskutecznie. Odkształcone odrzwia sprawiły, że zamek się zablokował i ani drgnął, mimo rozpaczliwych prób akolity. Uderzył w nie pięścią ostatni raz, po czym odwrócił się gwałtownie w stronę czarownicy.

„No i teraz zacznie krzyczeć", pomyślał z irytacją Ramin. Wszystko przez tę durną wiedźmę! Jak mogła dać się tak złapać?! Gdyby miał swój wzrost, raz-dwa uporałby się z tym problemem, bo sztuka uciszania ludzi była w jego fachu podstawą. Ale tak? Nie dałby rady nawet mu w krocze przyłożyć. Sytuacja wydawała się beznadziejna.

Mimo wszystko spodziewany wrzask nie nastąpił.

– Możesz mnie zabić, ale i tak już po tobie! Mnisi wiedzą, kim jesteś – wyrzucił z siebie chłopak. Jego butnym słowom przeczyła jego postawa; zapierał się o drzwi tak mocno, jakby miał nadzieję na jakiś cud, który pozwoli mu przeniknąć przez nie niczym zjawie, jeśli tylko osiągnie odpowiedni poziom desperacji.

„Oho, bohater się znalazł", Ramin wywrócił oczami w swojej kryjówce, choć oczywiście powinien się cieszyć, bo hero-idiotyczna postawa akolity dawała mu nieco więcej czasu na wykombinowanie czegoś.

– Dwie godziny przed tym, jak się zjawiłaś, byli tu strażnicy z Palawy i pytali o zbiegłą ze stosu czarownicę. Opat już wysłał braci, żeby ich powiadomili o twoim przybyciu. Cokolwiek zamierzasz teraz zrobić, nie wyjdziesz stąd żywa!

Czarownica wypuściła powoli powietrze; ręce jej drżały. Czar rzucony w jej stanie musiał kosztować ją dużo sił i złodziej zaniepokoił się, czy zaraz znowu mu nie zaśnie. Postąpiła o krok do przodu, ale natychmiast zatrzymała się, bo akolita spiął się i rozcapierzył przyciśnięte do drzwi palce tak, jakby zamierzał wydrapać w nich dziurę na wylot.

– Nie zrobię ci krzywdy, ale to co robisz... to jest zła droga. Nie znajdziesz na niej spokoju.

„Co do...?!", Ramin aż zapomniał przekleństw w głowie, co mu się rzadko zdarzało. Czy ta obłąkana baba właśnie zamierza przemówić do uczuć akolity?! Jeśli tak, to ten plan miał mniejsze szanse powodzenia niż próba powiosłowania na kontynent na kromce chleba. Nieupieczonego.

Na akolicie najwyraźniej jej słowa także wywarły wrażenie odwrotne do zamierzonego, bo z postawy defensywnej przeszedł do ataku, i to całkiem dosłownie, wbrew mniszej regule, zakazującej przemocy. Rzucił się bykiem w stronę czarownicy i choć ta zrobiła unik, zdołał zahaczyć ją łokciem o żebra. Cios nie miał żadnej siły; w normalnej sytuacji pewnie nie zostawiłby nawet sińca – ale kobieta nie była w normalnej sytuacji; jej bok był obity jak gęba sołtysa po dożynkach. Stęknęła i zgięła się w pół, a wtedy młody mnich szybkim gestem wyciągnął coś zza pazuchy i zamachnął się tuż nad jej karkiem.

Skrzat i czarownicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz