– Wielka Sprawiedliwość mówi, by złodziejom ucinać ręce – rzekł najwyższy kapłan, z nieprzyjemnym szczękiem rozwierając i zaciskając na przemian nożyce do drutu.
– Panie, błagam, niczego nie ukradłem...! – jęknął Ramin, czując, jak robi mu się gorąco. Dla duchownego i jego rosłego pomagiera dręczenie go było niczym innym, jak czczą rozrywką, ale jeśli naprawdę obetną mu dłoń, straci jedyne źródło zarobku i skończy jak ten żebrak, którego widział z okna wieży.
Prezbiter tymczasem przyłożył mu rozwarte ostrza do nadgarstka, po czym skrzywił się nieznacznie.
– Za mały rozstaw... – westchnął z rozczarowaniem. Ramin otworzył usta, żeby wykorzystać tę sytuację i jeszcze raz spróbować przemówić do rozsądku – bo przecież nie sumienia – kapłana, kiedy nad jego uchem rozległ się głos dzwonnika:
– To może by tak... poucinać mu palce? Na jeno wyjdzie...
Twarz najwyższego kapłana rozjaśniła się na tę sugestię.
– Tak, dobrze myślisz! – pochwalił mnicha i wycelował nożyce w dłoń złodzieja, starając się ująć jego najmniejszy palec między ostrzami. Ten zacisnął w popłochu dłonie w pięści, co niewiele dało; kapłan po prostu wepchnął czubek nożyc w szczelinę między palcami i utorował sobie drogę w głąb, nie bacząc na rozcinaną przy tym skórę.
– Nie możecie tego zrobić, nic wam nie zrobiłem!! – wydarł się Ramin, walcząc z ogarniającą go paniką. A kiedy poczuł narastający nacisk stali na skórze i towarzyszący mu tępy ból, świadczący o tym, że ostrze rozpoczęło już wędrówkę w głąb ciała, wybuchnął: – Niech to szlag!! Jesteście największą zarazą od czasów najazdu Obcych! Bodajby was wszystkich Kościcha żywcem do piekła pozaciągała!!
Prezbiter znieruchomiał, po czym wbił w złodzieja wzrok. Już nie był rozbawiony; jego twarz ściągnął głuchy gniew.
– Za sprzeciwienie się władzy duchownej Wielka Sprawiedliwość mówi, by obciąć uszy – wycedził. – Za bluźnierstwo odjąć nos.
Ramin pobladł. Przed oczami znów stanął mu żebrak spod wieży. Wcześniej takim jak on nie poświęcał zbyt wiele uwagi; było ich w mieście dość sporo, włóczyli się tu i tam, błagając o datki. Czasem ciało któregoś z nich wypływało z kanałów, wzdęte i sine, wywołując poruszenie i niesmak związany z tym, że znów przez kilka dni należało czerpać wodę z położonego dwie mile za miastem źródła. Ramin nigdy dotąd nie zastanawiał się, jaka to choroba sprawiała, że wśród kalek dominowali ci z ubytkami na twarzy.
Ucisk metalu na małym palcu stał się tak silny, że Ramin ze zgrozą uświadomił sobie, że kość puści lada sekunda. W ostatnim, desperackim geście szarpnął się w tył. Nie wiedzieć kiedy zdążył oblać się potem tak obficie, że wysunął się na kilka cali z uścisku olbrzyma, a wtedy jego pięta natrafiła na coś grubego i twardego, co w tej samej chwili osunęło mu się spod nóg. Stracił równowagę, podobnie jak dzwonnik, który go trzymał. Złodziej dopiero po czasie zorientował się, że nadepnął mu na stopę – tę samą, którą wcześniej przebił sztyletem. Olbrzym jęknął, zachwiał się i zamachał ramionami, starając się uchronić przed upadkiem. Jedną z wielgachnych łap trafił prezbitera w dłoń, wytrącając mu z palców nożyce, które z metalicznym szczęknięciem poszybowały w górę. Na kilka sekund wszyscy zamarli, a trzy pary oczu śledziły trajektorię lotu narzędzia, które wzniosło się niemal pod sam sufit... po czym jak pikujący myszołów runęło wprost na łyse czoło najwyższego kapłana.
Duchowny wybałuszył oczy, rozwarł szczęki, a zaraz potem poleciał jak kłoda do tyłu i łupnął bezwłosą czaszką o kamienną posadzkę, czemu towarzyszył głuchy, nieprzyjemny dźwięk. Przez moment Ramin i dzwonnik wpatrywali się w niego z niedowierzaniem, jak leżał rozciągnięty na ziemi, z członkami rozrzuconymi na boki, a spod jego głowy rozlewała się powoli szkarłatna ciecz.
CZYTASZ
Skrzat i czarownica
FantasiaZłodziej Ramin ma prawdziwego pecha: nie dość, że wskutek niezamierzonego (wyjątkowo!) konfliktu z prezbiterem Palawy musi bezzwłocznie uciekać z miasta, to jeszcze jego ostatnią ofiarą pada czarownica - która za karę zmniejsza go do rozmiarów skrza...