Kiedy wyszli przed chatę, Gaurang podał Hebie ramię prawdziwie dworskim gestem, który zapewne ćwiczył przez cały czas, gdy ich nie było. Czarownica – zupełnie jakby puściła w niepamięć wszystkie niedawne spięcia (co nie było takie nieprawdopodobne) – przyjęła to z wdzięcznością i ruszyli przed siebie.
Ramin zatrzymał się tuż za progiem i obejrzał za siebie. Tak jak poprzedniego ranka, trolle czopowały swoimi masywnymi, kamiennymi cielskami wyjście z kotliny. Skulone, z ramionami wokół głów i pędami młodych drzew wyrastającymi ze szczelin w ich zewnętrznej powłoce, wydawały się niczym nie różnić od otaczających je skał i gdyby nie wiedział, czym są w istocie, zapewne dałby się nabrać.
Rumor poprzedniego wieczora oraz o brzasku świadczył o tym, że tej nocy też polowały. Pozycje, w jakich zastygły nad ranem, były dość podobne do tych z poprzedniego dnia, a mimo to złodziej dostrzegał różnice w ich położeniu. Największy z trolli pozostał tym razem nieco z tyłu, a ten najmniejszy odrobinę się przechylał, jakby przykucnął, opierając brodę na kolanach. Ramin przekrzywił głowę, przyglądając im się bacznie i wypatrując słabych punktów.
– One tak co noc...?
– Nie, nie codziennie polują – odparł Gaurang. Zatrzymali się z Hebą kilka kroków dalej, także podziwiając kamienne olbrzymy. – Czasem w wyjątkowo ciepłe noce w ogóle się nie budzą. No i nie wychodzą na łowy w czasie pełni, szczególnie jesienią. Światło to światło, chociaż rzecz jasna słońce dokucza im bardziej.
– Nie, nie, chodziło mi o to, czy one zawsze śpią w tym miejscu.
Jeśli tak było, to potężnie komplikowało kwestię ucieczki z kotliny. Ramin zakładał, że po prostu opuszczą ją tą samą drogą, jaką się tu dostali i nie będą musieli wspinać się mięsożernym trollom po nosach.
Gaurang niestety potwierdził jego obawy.
– Jeśli masz na myśli to, czy codziennie blokują wyjście z kotliny, to owszem. Podejdź do nich, jeśli masz ochotę, ale zapewniam cię, że nie znajdziesz szczeliny tak wąskiej, by się choćby szczur prześlizgnął.
– Czyli one cię tu więzią? Specjalnie? – Heba ściągnęła brwi.
– Czy specjalnie...? – powtórzył z namysłem Gaurang – Wiesz, one nie mają uczuć jak ludzie. Nie śmieją się, nie smucą się, nie złoszczą... Dlatego nie sądzę, żeby robiły to ze złośliwości. Ale nie pozwalają mi stąd odejść. Za dnia szczelnie zamykają jedyne wyjście, a w nocy nie pozwalają oddalić się z kotliny na więcej niż tysiąc jardów. Gdybyś znajdowała się gdzieś dalej stąd, nie dotarłbym do ciebie. I, nawiasem mówiąc, masz szczęście, że znalazłem cię pierwszy.
– Ale w jaki sposób ci nie pozwalają? Przecież rzuciłeś na nie zaklęcie, nie zjedzą cię!
– Nie zjedzą – przytaknął czarownik. – Ale potrafią zrobić coś znacznie gorszego. Kiedyś jeden wsadził mnie sobie do ust i nie wyjmował przez trzy dni. Wiesz, co było w tym najgorsze? Wcale nie to, że spędziłem trzy doby w ciemnej, cuchnącej trupem grocie bez jedzenia i picia, tylko to, co działo się niżej.
– Niżej?
– W żołądku. Wcześniej troll połknął wilka, który jeszcze przez dwa dni skowytał i wył tam, w dole, powoli miażdżony przez jego kamienne bebechy. Bo one powoli trawią, te małe sukinsyny.
Heba zamilkła, porażona tym wyznaniem. Wpatrywała się w Gauranga ze zgrozą i – a jakże! – współczuciem. Ramin przełknął ślinę. Miał bujną wyobraźnię i z łatwością mógł wyobrazić sobie, jakim piekłem mogło być takie uwięzienie. Zanotował w głowie, żeby za wszelką cenę unikać konfrontacji z trollami. Dotąd miał je za groźne, ale powolne i niezdarne stworzenia, niezdolne do schwytania kogoś jego gabarytów, ale po opowieści Gauranga stwierdził, że nie ma zamiaru ryzykować.
CZYTASZ
Skrzat i czarownica
FantasyZłodziej Ramin ma prawdziwego pecha: nie dość, że wskutek niezamierzonego (wyjątkowo!) konfliktu z prezbiterem Palawy musi bezzwłocznie uciekać z miasta, to jeszcze jego ostatnią ofiarą pada czarownica - która za karę zmniejsza go do rozmiarów skrza...