– Znam anatomię z podręczników – wykrztusiła Heba, wciąż jeszcze czerwona na twarzy aż po linię włosów. – Mówiłam ci, mam drzeworytniczą pamięć.
Głośny wybuch śmiechu zagłuszył ostatnie jej słowa.
– Tylko że kiedy ostatnio rzuciłaś czar transmutacji, jeszcze w Akademii, koncertowo go spaprałaś! – zawołał Gaurang, klepiąc się po udach. – I nagle, po latach w Gwardii, taka poprawa umiejętności... Przypadek?
Ramin zacisnął pięści. Był głupi, że zaczynał myśleć, że może nie wszyscy czarownicy to banda zakłamanych gnoi, których dla dobra ogółu lepiej byłoby pozbyć się z tego świata. Był głupi, że dał się Hebie wkręcić w te jej naiwne, natchnione gadki i zwierzył jej się ze swoich najskrytszych tajemnic. Jak mógł coś takiego zrobić?! Idiota.
Heba ukucnęła tuż obok. Rzadko dotykała go, jeśli sobie tego wyraźnie nie zażyczył, ale tym razem uniosła go sobie do oczu.
– NIE ROBIŁAM TEGO – powiedziała z naciskiem.
– To bez znaczenia – odparł twardo. Wytrzymał jej wzrok; po chwili opuściła go na ziemię.
– Czy mimo to... jesteś w stanie coś z tym zrobić? – spytała.
W pierwszym odruchu chciał jej powiedzieć, żeby się wypchała, ale potem pomyślał o nieszczęsnej kozie, której boki wciąż jeszcze ociekały posoką z rozoranych boków, i o cuchnącym mleku, które co rano uzupełniało ich już i tak marny jadłospis.
„To nie jej wina, że mi mózg sparciał od tkwienia w tej przeklętej dolinie, w towarzystwie pary pomylonych czarowników", pomyślał. „Odrobina pracy może wręcz pomoże mi odzyskać jasność umysłu, która najwyraźniej szwankuje mi w tym miejscu."
Starając się zignorować pełne nadziei spojrzenie, jakie wbijała w niego Heba, uniósł głowę i dokonał w pamięci paru obliczeń.
– Owszem. I zrobię, ale nie dla żadnego z was, tylko dla tej nieszczęsnej kozy – odrzekł wreszcie. – Będę potrzebował paru rzeczy... na początek drabiny. Umiesz zrobić drabinę w moim rozmiarze?
Heba otworzyła usta, ale nie zdążyła nic powiedzieć.
– Tylko żadnych czarów. Pytam, czy umiesz zbić ze sobą kilka sztachet. W kuźni na pewno jest pełno gwoździ, młotek też tam znajdziesz, i to niejeden.
– Myślę, że dam radę – czarownica pokiwała głową; aż się rwała do pomocy. Ramin pomyślał z niesmakiem, że zapewne próbuje zatrzeć złe wrażenie, jakie wywarła wzmianka o praktykach jej towarzyszy w Gwardii.
– Przyniosę, co potrzeba – zaoferował się niespodziewanie Gaurang.
Ramin popatrzył na niego podejrzliwie. Odniósł wrażenie, że jego nagła chęć do współpracy ma związek z samą kuźnią, której jeszcze nie zdążył zbadać. Z drugiej strony wspomnienie węża, który wypełzł z trawy tuż przed nią, skutecznie zniechęcało go do wypraw w tamtą stronę.
Nim zapadł zmierzch, zagroda była naprawiona. Ramin sam był dumny ze swojego dzieła; częściowo na pewno dlatego, że nielicho się przy nim natrudził. Samo wbicie na miejsce gwoździ wielkości całego jego przedramienia olbrzymim z jego punktu widzenia młotkiem okazało się mozolną pracą, ale udało mu się zamontować dwa porządne zawiasy i zamknięcie na zasuwkę z zapadnią. Przez ten cały czas koza, uwolniona już z zaklęcia, przyglądała mu się nieprzytomnym wzrokiem. Pomny na to, jak bolesny był czar rzucany przez Gauranga, wcale się nie dziwił, że nawet nie próbuje do niego podejść.
– Gotowe – mruknął do zwierzęcia nie bez pewnej sympatii. Jeszcze nie spotkał istoty, która łączyłaby w sobie kopyta albo rogi z fałszem i wyrafinowanym okrucieństwem, co samo w sobie zyskiwało jej jego względy.
CZYTASZ
Skrzat i czarownica
FantasyZłodziej Ramin ma prawdziwego pecha: nie dość, że wskutek niezamierzonego (wyjątkowo!) konfliktu z prezbiterem Palawy musi bezzwłocznie uciekać z miasta, to jeszcze jego ostatnią ofiarą pada czarownica - która za karę zmniejsza go do rozmiarów skrza...