Rozdział 13 - Kotlina cieni (cz. 1)

15 6 1
                                    


Ku swemu zaskoczeniu i irytacji Ramin z dnia na dzień coraz gorzej sypiał. Wieczorami zasypiał od razu, z reguły zmęczony eksploracją wioski i narzuconymi sobie regularnymi ćwiczeniami, by nie stracić formy. Krótko po godzinie szczura budził się jednak z walącym mocno sercem, i aż do świtu nie potrafił z powrotem zapaść w sen. Nie był zresztą pewien, czy by tego chciał, jeśli ceną byłby powrót koszmarów, które go nawiedzały. Zrywał się wówczas z drgnięciem z posłania, a potem leżał bez ruchu, wpatrując się w powałę i zastanawiając się, co takiego nie daje mu spokoju i dręczy go przez sen. W niektóre noce podejrzewał nawet, że to może Gaurang zesłał na niego jakąś klątwę, by mu dokuczyć.

Nie wiedząc, jak ma się uporać z tym problemem, starał się codziennie jak najmocniej zmęczyć, w płonnej nadziei, że w końcu uda mu się przespać całą noc. Jego głównym zajęciem i sposobem na oderwanie myśli od sennych koszmarów było zwiedzanie po kolei wszystkich domostw w kotlinie, jednego po drugim. Początkowo niedowierzał zapewnieniom Gauranga, że czar termiczny czyni go w odpowiednich warunkach bezpiecznym od trolli – tym bardziej czar rzucony przez niepełnosprawną magicznie Hebę – i przemykał od chaty do chaty chyłkiem, zakosami, nieustannie popatrując w stronę wiecznie zaczopowanego wylotu kotliny. Stopniowo jednak nabrał większej pewności siebie i bardziej niż przed drapieżnymi masywami skalnymi miał się na baczności przed Gaurangiem.

Zamiary czarownika, jak również to, do czego był zdolny, wciąż stanowiły dla niego tajemnicę. Najwyraźniej mimo mało udanego startu Gaurang ostatecznie wziął sobie do serca rady złodzieja i starał się nadskakiwać Hebie w czym się tylko dało. W pierwszych próbach był bardziej niż niezdarny; na jego wątpliwe komplementy Heba co najwyżej marszczyła brwi, a czasem nawet gorzej, bo je unosiła. Ramin ukradkiem śmiał się w kułak z tych podejść; wciąż miał w pamięci własne doświadczenia w schlebianiu czarownicy, dlatego tym bardziej bawiły go niepowodzenia Gauranga. Jego prezenty także okazywały się przeważnie nietrafione, zapewne dlatego, że z punktu widzenia Heby były kradzione. Pierwszą rzeczą, z jakiej autentycznie się ucieszyła, nie był sznur korali (zapewne wyciągnięty z którejś ze skrzyń tutejszych mieszkanek), a mała kulka z barwionego szkła, przytroczona do drucika – jak się bowiem okazało, Gaurang z nudów opracował własną technologię wytwarzania szkła z piasku (za pomocą prucia w niego ogniem z różdżki), co ostatecznie wyjaśniło obecność w wiosce wszelkiej maści słojów i flaszek. Na wyrób szyb zwyczajnie nie wpadł. Owa szpila do włosów ucieszyła Hebę tak bardzo, że po raz kolejny zapomniała, że nie ma w co jej wpiąć.

Z tym problemem także Gaurang postanowił się uporać, w bodaj najbardziej heroicznej próbie, na jaką się zdobył. Pewnego ranka oznajmił Hebie, że odtworzy jej włosy. Ta początkowo odmówiła, tłumacząc się, że tak jest jej wygodniej, ale widząc, że jej opór wprawił czarownika w zły humor, zmieniła zdanie.

Niestety, szybko wyszło na jaw, że Gaurang źle ocenił swoje możliwości. Przykładał różdżkę do skóry Heby, po czym odsuwał ją gestem, jakby czesał ją grzebieniem, jednak zamiast gęstych, skręconych jak sprężyny włosów, spod szmaragdowego czubka wychodził filc, który plątał się i rwał, tak że czarownica co chwila musiała ukradkiem ocierać cisnące jej się do oczu łzy. To zdenerwowało Gauranga jeszcze bardziej i – co było do przewidzenia – przyniosło tym gorsze efekty. Czarownik sapał i pocił się obficie, ale wychodziło na to, że nigdy nie uda mu się wykonać zadania, a jedynym sposobem, by Heba nie pozostała z rzadkimi strzępami czarnych kołtunów sterczącymi tu i ówdzie z jej czerepu, było ostrzyżenie jej na nowo tuż nad skórą.

– Może łatwiej ci będzie z prostymi? – zaproponowała nieśmiało czarownica, starając się znaleźć wyjście z tej niezręcznej sytuacji. Na szczęście ten pomysł okazał się dobry i już po godzinie męczarni miała z powrotem włosy – wprawdzie nie takie, jak dawniej, bo idealnie proste i gładkie, ale zawsze. Wyglądała co najmniej dziwnie, jakby nałożyła tanią perukę, i zapewne podobnie się czuła, bo co chwila sięgała dłonią do głowy, żeby odgarnąć jakiś kosmyk albo zwyczajnie się podrapać.

Skrzat i czarownicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz