Rozdział 7 - Uciekinierzy (cz. 2)

34 9 7
                                    


Po godzinie takiego marszu Ramin miał już wszystkiego serdecznie dosyć. Palce mu zdrętwiały od kurczowego trzymania się czarownicy, wszystkie mięśnie miał napięte jak postronki, rulon na plecach ciążył mu i wrzynał się w ramię, a na głowie i barkach przybyło mu parę sińców od zderzenia z kościstym ciałem kobiety, gdy wskutek jakiegoś mylnego kroku potykała się lub chwiała. Na dodatek – o ironio, jako że był człowiekiem, który nawet rzeki widywał sporadycznie – zaczynała mu już doskwierać choroba morska.

Kiedy już miał dać za wygraną i zdjąwszy dumę z serca, poprosić czarownicę o krótki postój, ta niespodziewanie sama się zatrzymała, nagle sztywniejąc. Przez jedną, krótką chwilę Ramin sądził, że dostrzegła pościg, ale kiedy podciągnął się na tyle, by wyjrzeć jej przez ramię, zrozumiał, że wpatruje się w ciepłe światełko majaczące przed nimi w oddali, na skraju stromego zbocza.

– Co to za miejsce? – szepnęła czarownica. Złodziej wytężył wzrok i wykonał w myślach szybkie obliczenia.

– To musi być klasztor Bahadur.

– Bahadur? – zdziwiła się i wlepiła w niego swoje sowie oczy. Z bliska sprawiały jeszcze bardziej niepokojące wrażenie. – To niemożliwe, przecież kierowaliśmy się na zachód!

– Jaki zachód, cały czas parłaś uparcie na wschód!

– I dopiero teraz mi o tym mówisz?! Przecież z Palawy do Hatingaru trzeba się kierować na zachód!

Czarownica opadła na ziemię, a Ramin skwapliwie wykorzystał okazję, by rozprostować kości.

– Gdybyś raczyła mnie poinformować, że masz zamiar dotrzeć do Hatingaru, tobym ci powiedział – odparł, przetaczając głową po obolałych barkach. – Skąd w ogóle masz pewność, że zabrali twoją różdżkę do Hatingaru?

– To przecież oczywiste. Skoro wywożono coś z budynków Wielkiej Sprawiedliwości, to tylko na rozkaz panów z Hatingaru. Kapłani nie mają nad sobą nikogo innego.

Ramin właśnie się przeciągał, ale zatrzymał się w pół ruchu. Zagapił się na czarownicę z niedowierzaniem.

– A nie przyszło ci do głowy, że oni mogą wcale nie działać na polecenie zwierzchników? A konkretnie nie na polecenie swoich OFICJALNYCH zwierzchników?

Tym razem to czarownica wbiła w niego zdumione spojrzenie.

– Przecież to by oznaczało, że łamią prawo!

Raminowi nie było wesoło, ale na tę naiwną deklarację, wypowiedzianą z absolutnym przekonaniem, po prostu ryknął śmiechem. Był to jednak – jak to mawiają – śmiech przez łzy, bo dotarło do niego, w jakiej sytuacji się znalazł.

– Czekaj, czekaj, bo nie nadążam – wykrztusił w końcu. – Czyli kierunek naszej ucieczki wybrałaś opierając się wyłącznie na założeniu, że wszyscy w Aborze przestrzegają prawa?

– Nie wszyscy. Ty jesteś przestępcą.

– Nie mówimy o mnie, chwilowo wypadłem z zawodu. A nie zastanowiło cię, dlaczego w takim razie wywożą te wszystkie graty pod osłoną nocy, w szczelnie zamkniętym wozie? I po co u licha wielkim panom z Hatingaru pęk ostruganych patyków czy proszek na potencję?

– Proszek na potencję? – powtórzyła czarownica.

– A, tak, ukradłem go. To w razie gdybyś nie wierzyła mi na słowo.

To rzekłszy, Ramin wysunął spod płaszcza skórzany woreczek z wypisaną niewyraźnym pismem etykietą. Czarownica pochyliła się i zmrużyła oczy. Kiedy odczytała napis, po raz pierwszy na jej twarzy odmalowało się rozbawienie.

Skrzat i czarownicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz