Pierwsza z poczwar była naprawdę przerażająca. Nie dlatego, że miała zęby długości ramienia dorosłego mężczyzny, że ziała ogniem i trzaskała na boki długim, wijącym się ogonem. Również nie dlatego, że miała ostre, krwistoczerwone pazury i chrzęszczącą przy każdym ruchu, opalizującą w nikłej poświacie gwiazd łuskę. I nawet nie dlatego, że jej wizg przyprawiał o ból zębów i dzwonienie w uszach. Nie, prawdziwą przyczyną, dlaczego wzbudziła taki popłoch wśród strażników, był fakt, iż jej łeb wyrastał wprost z pachwiny, a na dodatek jedna z tylnych nóg była dłuższa od drugiej, przez co nigdy do końca nie można było przewidzieć, w którą stronę zaatakuje: niby skakała do przodu, a lądowała na flance. Niby kłapała zębami na napastnika przed sobą, a traciła równowagę i przewracała się na tego, kto właśnie próbował ją zajść od tyłu.
– Ty to tak specjalnie...? – spytał z niedowierzaniem Ramin, przyglądając się szkaradzie z oddali. Niestety wciąż zbyt małej.
Czarownica wzruszyła ramionami i to musiało mu wystarczyć za odpowiedź.
Po niecałym kwadransie musieli znów się zatrzymać, a czarownica stworzyła kolejną iluzję. Tym razem bestia miała nisko osadzony środek ciężkości (aby wyeliminować problemy z koordynacją ruchów), krótkie, bardzo liczne łapy (a może odnóża?) i szeroką paszczę, w której nieustannie przesuwały się z lewa na prawo i z powrotem, niczym piła w tartaku, ostro zakończone zęby. Wyglądała jak coś, co potrafi dokonać bardzo bolesnych rzeczy z ludzkimi nogami, a na dodatek poruszała się niezwykle szybko, w mgnieniu oka atakując zakosami członków pościgu.
– Ta radzi sobie lepiej – pochwalił czarownicę Ramin, usadowiony wygodnie tyłem do kierunku jazdy i z zainteresowaniem śledzący poczynania magicznych stworzeń. – Ooo, jak pięknie uskakują! Dawaj, Stonogo, dawaj!
Czarownica na moment nie zwalniała tempa biegu, choć ucieczka po ciemku po stromym, śliskim zboczu nie była łatwa. Mimo to pościg wciąż był blisko i nie mogli sobie pozwolić ani na odrobinę odpoczynku. Te krótkie chwile, w czasie których przykucała nad ziemią, by z nici iluzji uwić kolejnego potwora, były jej jedynym wytchnieniem.
– Jajogłowy wyparował – zameldował Ramin. – Ale Stonoga wciąż daje radę, mimo wszystko.
– Mimo wszystko? – sapnęła czarownica między jednym cięższym wydechem a drugim.
– No, bo wiesz, idealna nie jest. Konkretnie to flaki gubi po drodze.
– Aaa, otrzewna. Zapewne tam coś poszło.
Ramin nie był pewien, co to jest otrzewna i czy powinien ją mieć, ale miał nadzieję, że anatomiczne problemy poczwar wynikały wyłącznie z braku różdżki. Bardzo, ale to bardzo nie chciał skończyć z nosem w okolicy własnych lędźwi ani czymkolwiek, co mogło jeszcze pójść nie tak, gdy już wreszcie odzyska wzrost.
Kiedy zatrzymali się po raz trzeci, nawet w kompletnych ciemnościach, które ich otaczały, Ramin mógł dostrzec, że siły czarownicy są na wyczerpaniu. Tak jak poprzednio, spod jej palców zaczęły niczym pajęczyna ściekać srebrne nitki iluzji, tkając począwszy od łap kolejnego potwora. Miał błonę pławną między palcami i ostrogę jak kogut.
– Musisz się silić na takie dziwactwa? Niedźwiedź by wystarczył.
– To nie są dziwactwa, odtwarzam je z pamięci. Walczyłam z takimi w górach Makanu.
Poczwara była już na etapie kłębu, kiedy Ramin zauważył, co jest z nią nie w porządku.
– I serio miały taki wzorek? – spytał, wpatrując się jak urzeczony w regularny deseń na bokach stwora. Było w tym jednocześnie coś fascynującego i coś głęboko niepokojącego, co stawiało ci na karku wszystkie włosy.
CZYTASZ
Skrzat i czarownica
FantasiaZłodziej Ramin ma prawdziwego pecha: nie dość, że wskutek niezamierzonego (wyjątkowo!) konfliktu z prezbiterem Palawy musi bezzwłocznie uciekać z miasta, to jeszcze jego ostatnią ofiarą pada czarownica - która za karę zmniejsza go do rozmiarów skrza...