Ramin śledził przybysza już drugi dzień i zaczynał odczuwać zniecierpliwienie. Wszystko wokół niego zdawało się wzajemnie sobie przeczyć i właśnie to, że nie szło ustalić na jego temat nic pewnego, nie dawało złodziejowi spokoju. To nie była kwestia zachłanności, to była kwestia ambicji. Od samego początku, od pierwszej chwili, kiedy wypatrzył jego sylwetkę w tłumie, pojął, że nieznajomy ma przy sobie coś cennego, jednak im dłużej podążał jego śladem, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że nie jest to coś, co można by spieniężyć – a w każdym razie nie łatwo. Tym niemniej, bardziej dla sportu niż dla zarobku – a także trochę po to, by utrzeć nosa obcemu – już po dwóch godzinach spróbował zwędzić przedmiot, ukryty niewątpliwie za lewą połą jego płaszcza.
I nic.
Przy próbie kradzieży „na tłum" ilekroć znajdował się w pobliżu nieznajomego, ten odwracał się do niego tyłem, blokując mu dojście do pazuchy. Na trzy podejścia trzy razy został odparty w ten sam sposób. Ramin złamał tym samym własną zasadę niepowtarzania żadnego manewru więcej niż dwukrotnie, ale po prostu musiał mieć pewność – tak, ów obcy zdawał sobie sprawę z tego, że jest obiektem ataków ze strony złodzieja i nie zmieniając taktyki obrony, sam dawał mu do zrozumienia, że wie, co się święci.
Wobec takiej zniewagi Ramin wytoczył cięższą artylerię. Nigdy nie korzystał z pomocników, ale tym razem podpłacił Omrego, szabrownika, którego znał jeszcze z czasów ochronki, żeby wraz z którymś ze swoich ziomków wywołali zamieszanie, pozorując głośną sprzeczkę i przepychankę. Jak zwykle w takich przypadkach stęskniony sensacji motłoch tego bądź co bądź nieco sennego miasta handlowego otoczył walczących wdzięcznym wianuszkiem niepilnowanych sakiewek. Ramin sapnął z irytacją, kiedy dostrzegł, że na jego inwestycji w mig skorzystali robotnicy Farroka, najbardziej obrotnego krawca w Palawie. A jego cel? Przecisnął się pod mur po przeciwległej stronie i właśnie oddalał się w stronę rynku, nawet jednym spojrzeniem nie zaszczyciwszy podstawionych awanturników. Ramin skoczył ku niemu, już nie na żarty rozzłoszczony. Utorował sobie przejście wśród gapiów, kilku przy tym szorstko odpychając. Nie odmówił też sobie skrojenia jednego z ludzi Farroka; był za słabym graczem na konfrontację z „księciem złodziei", ale nie mógł pozostawić wchodzenia na swój teren bez reakcji. Już, już był za plecami obcego, już wysuwał palce w kierunku jego lewej pachy, kiedy... ten odwrócił się niespodziewanie w jego kierunku, patrząc mu prosto w oczy.
To trwało zaledwie sekundę, po czym nieznajomy odwrócił się na pięcie i w mgnieniu oka wmieszał się w tłum na rynku. Ramin tymczasem stał jak skamieniały, wciąż jeszcze z wyciągniętą ręką. Jak we śnie poczuł lekkie muśnięcie z boku; jego ciało zareagowało automatycznie. Grzmotnął intruza łokciem prosto w nos, nawet się ku niemu nie odwracając, po czym rzucił się w stronę, gdzie zniknął jego cel.
Teraz siedział na dzwonnicy świątyni i stamtąd obserwował okutaną szczelnie w bury płaszcz sylwetkę. Od incydentu przy rynku postanowił trzymać dystans dopóty, dopóki nie wypracuje jakiegoś niezawodnego planu. Nieznajomy najwyraźniej rejestrował każdy jego ruch i nawet teraz, kiedy Ramin znajdował się kilkanaście sążni nad nim, od czasu do czasu rozglądał się czujnie, jakby wyczuwał jego obecność. Złodziej skubnął nerwowo zębami skórkę przy kciuku, jak zwykle, kiedy coś go frasowało – stary nawyk z dzieciństwa, którego nigdy nie zdołał porzucić.
Kluczem do rozgryzienia przybysza było to, czego w ogóle szukał w Palawie. Szukał – to było dobre słowo. Palawa była miastem handlowym i większość ludzi, którzy przekraczali jej bramy, czyniła to ze względu na jakieś interesy – jedni przywozili towary lub surowce na sprzedaż, inni szukali tu kontaktów z dostawcami. Nie brakowało także tych, którzy przybywali tu w nadziei na zatrudnienie. Obcy jednak najwyraźniej zupełnie nie był zainteresowany ani pracą, ani handlem. Odkąd tylko się tu pojawił, włóczył się tylko po mieście, zdawałoby się, bez celu. Niekiedy zatrzymywał się na chwilę, czasem cofał o parę kroków albo wręcz przeciwnie, nagle skręcał gdzieś, jakby kogoś śledził. Ramin nie dostrzegał w tym jednak żadnego sensu. Nieznajomy z nikim nie rozmawiał, choć przysłuchiwał się dyskretnie rozmowom i czytał uważnie obwieszczenia. Jedyne, co można było o nim z całą pewnością powiedzieć, to że stale miał się na baczności i starał się nie zwracać na siebie uwagi.
CZYTASZ
Skrzat i czarownica
FantasiaZłodziej Ramin ma prawdziwego pecha: nie dość, że wskutek niezamierzonego (wyjątkowo!) konfliktu z prezbiterem Palawy musi bezzwłocznie uciekać z miasta, to jeszcze jego ostatnią ofiarą pada czarownica - która za karę zmniejsza go do rozmiarów skrza...