Rozdział 11 - Czarownik z kotliny (cz. 3)

48 9 13
                                    

Dotąd nie miał okazji jej się dobrze przyjrzeć, bo i nie było czemu – była tak zmizerniała i sterana przejściami, że sam jej widok był przykry dla oczu, a poza tym większość czasu albo widział ją w półmroku, albo okolicznościach niesprzyjających kontemplacji. Spróbował sobie przypomnieć, jak wyglądała z włosami i wyobrazić sobie, jak mogła wyglądać dziesięć, piętnaście lat temu. Nadal nie byłaby kimś, na kim on sam zawiesiłby oko, ale Gaurang? Taki życiowy lebiega jak on po prostu musiał się za nią uganiać. „Śliczna studentka", sam tak o niej powiedział.

To spostrzeżenie otwierało przed Raminem całkiem nowe możliwości, które zdecydowanie warto było rozważyć.

– To zwój z Namadu, prawda? – spytał tymczasem Gaurang z pełnymi ustami, wskazując głową na porzucony na posłaniu, na wpół rozwinięty rulon. – Skąd go masz?

Czarownica drgnęła, jakby dopiero teraz zorientowała się, że zostawiła bezcenny przedmiot bez nadzoru, ot tak, na wierzchu, w pobliżu osobnika o podejrzanej reputacji. I tym razem wcale nie chodziło o Ramina.

„Idiotka", pomyślał tenże, ale z drugiej strony dobrze wiedział, że gdyby Gaurang chciał jej odebrać jej własność, to zrobiłby to już dawno. I nadal może to z łatwością zrobić, mając nad nią – chwilowo – znaczną przewagę siłową i sprawnościową.

Jakby w odpowiedzi na jego myśl czarownik wychylił się do przodu i chwycił tekturową tubę, która służyła za pojemnik na zwój. Przyjrzał mu się z uwagą.

– Odkąd spalono Akademię, biblioteka cesarska jest chyba jedynym miejscem w kraju, gdzie można je znaleźć. – Postukał brudnym palcem w miejsce tuż przy zatyczce. – Insygnia usunięto, ale dałbym sobie rękę uciąć, że w tym miejscu powinien być feniks w otoczeniu płomieni.

Narastająca panika czarownicy była aż zanadto widoczna. Co więcej, Gaurang też dostrzegł jej zmieszanie i najwyraźniej drążenie tematu sprawiało mu radość. Ramin też miał do niej raczej cierpki stosunek, ale w zachowaniu czarownika było zdecydowanie coś bardziej niepokojącego... coś, o czym sama myśl sprawiała, że człowiek miał ochotę umyć ręce.

– Dostałaś to od samego cesarza? Jaki on jest? Wszyscy mawiają, że jest nieziemsko piękny, a jego twarz świeci nawet o zmroku, ale ja myślę, że to cherlawy karzeł z krzywymi zębami. Co o tym sądzisz?

Czarownica wzięła wdech, jakby chciała coś odpowiedzieć, ale wypuściła powietrze nosem. Odruch sprostowania oczywistych bzdur walczył w niej o lepsze z lojalnością i być może – w co jednak Ramin wątpił – ze zdrowym rozsądkiem.

– Gwardia nie miała styczności z samym cesarzem. Stacjonowaliśmy w zewnętrznym pałacu – wykrztusiła mało przekonująco.

– No weź, ale przecież musiałaś go widywać. Czy to prawda, że sika szczerym złotem?

– Wiesz, jaką musiałby mieć temperaturę ciała, żeby nie zaczopowało mu siura? – wtrącił odruchowo Ramin. W sumie nie miał zamiaru brać udziału w tej rozmowie, ale samo wyszło. Słowo „złoto" zawsze tak na niego działało. – Poza tym człowiek, który szczałby forsą, raczej nie dałby się zamknąć w czterech ścianach bez żadnej władzy we własnym kraju.

– A ja myślę, że wręcz przeciwnie. Gdybym dorwał kolesia, który ma w gaciach żyłę złota, że tak się wyrażę, osobiście zamknąłbym go w piwnicy i poił piwem, żeby mu się lepiej sikało.

Niechętnie, ale Ramin musiał przyznać mu rację. Sam chyba zrobiłby podobnie.

– Przestańcie, mówicie o jego wysokości!

– No to widziałaś go czy nie? – Gaurang najwyraźniej nie zamierzał odpuścić.

– Nie wolno nam rozmawiać o sprawach pałacu.

Skrzat i czarownicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz