Rozdział 4 - Suma zysków i strat (cz. 2)

54 11 7
                                    


Kiedy zszedł na dół, zapadał już zmrok. Ziemię owiewały naprzemiennie strumienie ciepłego i zimnego powietrza, tak jakby dzień nie ustępował nocy, lecz mieszał się z nią. Dziś także nie padało, lecz wilgotność była oblepiająca; wraz z nią do twarzy przywierały niezliczone zapachy miasta. Niestety na poziomie głowy Ramina był to głównie mocz i końskie łajno.

Dawno nie czuł się tak nędznie. Choć starał się nigdy nie wspominać przeszłości, jego myśli mimowolnie wracały do dnia, kiedy dwadzieścia lat temu z małym okładem trafił do palawskiej ochronki. Miał jedenaście lat i nikogo na świecie poza młodszym bratem, za którego z dnia na dzień stał się odpowiedzialny. Wraz z ulicznym smrodem wracały do niego teraz obrazy sprzed lat – głowa wciśnięta do wiadra z nieczystościami, razy wymierzane bezceremonialnie trzonkiem od miotły, szyderstwa z jego wiejskiej, północnej gwary... Zacisnął pięści. Choć całe ciało go piekło, a rany rwały w miejscach, gdzie przylgnęło do nich ubranie, parł wciąż przed siebie, gotów stawić czoła choćby Ashmalowi Duszożercy. Tam, dokąd zmierzał, rezydowali zresztą jego najlepsi dostawcy.

Budynek inspektoratu Wielkiej Sprawiedliwości wyróżniał się na tle otoczenia; pobudowany na miejscu dawnego magicznego targu, został wzniesiony z kremowego piaskowca, kontrastującego z czerwoną cegłą okolicznych kamienic. W zamyśle architektów miał być niczym jasny punkt na mapie miasta, przybytek nieskalanej moralności i czystych intencji, jednak z racji swego okrągłego kształtu i ponurej renomy bardziej kojarzył się z napęczniałym od ropy czyrakiem.

Ramin przystanął na rogu uliczki, skąd miał widok na tę miniaturową fortecę w samym sercu miasta. Otaczał ją pusty plac, pozostałość po targu, której nigdy nie zagospodarowano – tak by z daleka było widać, kto zbliża się do jej bram. Wejście posiadała tylko jedno – masywne, dębowe wrota, w dzień i w nocy strzeżone przez uzbrojonych po zęby strażników. Nawet skrzat nie był w stanie przecisnąć się do środka tą drogą.

A jednak skrzat miał do dyspozycji inną trasę – niezbyt przyjemną, za to znacznie bezpieczniejszą. Na tyłach muru istniał niewielki, mierzący ledwie na pół łokcia średnicy otwór – kanał na nieczystości i wodę, który uchodził wprost do rynsztoka. Nie był przez nikogo pilnowany, bo był zbyt mały dla kota, a co dopiero człowieka. No, chyba że takiego jak Ramin.

Długotrwała susza była dla miasta przekleństwem, ale w tej chwili złodziej błogosławił aurę – dzięki niej przedostał się suchą stopą na drugą stronę muru, a z nieczystości, jakie jego odzież zebrała po drodze, bez trudu mógł się otrzepać.

Nigdy nie był w środku twierdzy – rzadko kto opuszczał ją żywy, a jeśli nawet, to nie na długo, zwykle w celu udania się na szafot. Mimo to sam widok dziedzińca przyprawił go o niemiły dreszcz. Był już wieczór, więc wkoło nie widać było żywego ducha, a mimo to ściany rezonowały cichymi jękami i westchnieniami bólu. Ilu ludzi mogło być w środku? Ramin nie miał pojęcia. Za czasów wielkich polowań na czarownice więzienie pękało w szwach i tylko codzienne egzekucje pozwalały uwinąć się z nawałem pracy, ale teraz przecież miasto było oficjalnie wolne od magii...

Otrząsnął się z ponurych rozmyślań; przyszedł tu w konkretnym celu. Tak jak podejrzewał, mimo całej nowoczesnej aury budynku, cele umiejscowiono bardzo tradycyjnie, poniżej poziomu bruku, tak by osadzeni w nich ludzie w czasie każdego deszczu cierpieli dodatkowe katusze w związku z nieustanną wilgocią i wylewającym wprost na ich głowy rynsztokiem. Złodziej rozpoczął ponury marsz po umieszczonych tuż nad chodnikiem kratach – jedynym źródle światła i świeżego powietrza dla osadzonych.

Odetchnął z ulgą, kiedy czarownicę namierzył już w piątej z odwiedzanych cel. Nie był pewien, jak długo jeszcze wytrzymałby widok kolejnych poskręcanych, okaleczonych ciał. W porównaniu z nimi kobieta wyglądała nie najgorzej, choć już na pierwszy rzut oka można było poznać, że potraktowano ją brutalnie.

Skrzat i czarownicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz