Rozdział 9

263 18 2
                                    

James siedział w kawiarni, czekając na Ayme. Miejsce było dokładnie takie, jak je zapamiętał – małe, przytulne, z aromatem świeżo mielonej kawy unoszącym się w powietrzu. Ludzie przy stolikach rozmawiali półgłosem, zrelaksowani i oderwani od codziennego pośpiechu. James zamówił cappuccino i teraz, siedząc przy jednym z narożnych stolików, zastanawiał się, jak ta rozmowa się potoczy. Niezależnie od tego, co powiedział Nate, wciąż miał w sobie pewne obawy. Ayme była... inna. Prawdziwa. I to właśnie sprawiało, że tym razem wszystko czuł głębiej.

Drzwi kawiarni otworzyły się z cichym dźwiękiem dzwonka i James zobaczył, jak Ayme wchodzi do środka. Wyglądała tak samo, jak ją zapamiętał – prosta, bezpretensjonalna, ubrana w szary płaszcz, z włosami lekko pofalowanymi od wilgoci. Miała w sobie spokój, którego brakowało w jego własnym życiu. Gdy ich spojrzenia się spotkały, uśmiechnęła się lekko, a on poczuł, jak napięcie, które budowało się w nim od rana, zaczyna powoli opadać.

– Cześć – przywitał się, wstając, gdy podeszła do stolika.

– Cześć, James – odpowiedziała cicho, odwzajemniając uśmiech. – Czekałeś długo?

– Nie, właśnie przyszedłem – skłamał. W rzeczywistości siedział tu już od dobrych dwudziestu minut, walcząc ze swoimi myślami. – Co zamówisz?

– Zwykłą herbatę. Nic wyszukanego – odpowiedziała, siadając naprzeciwko.

James skinął głową, podniósł rękę, by zawołać kelnerkę, a gdy zamówienie zostało złożone, nastąpiła chwila milczenia. Ayme przysunęła krzesło bliżej stolika i położyła na nim ręce, bawiąc się nerwowo palcami. Była spokojna, ale James widział, że jest też napięta. Nie wiedział, jak zacząć rozmowę. Wydawało się, że każde słowo może mieć znaczenie.

– Jak się ma Pola? – zapytał w końcu, próbując przełamać lody.

Ayme rozluźniła się nieco, słysząc pytanie o córkę. Zawsze łatwiej było mówić o Poli.

– Ma się dobrze. Wiesz, jak to dzieci – pełna energii i pytań, które nie mają końca. Wciąż mówi o ciastkach, które jedliśmy razem. – Uśmiechnęła się szerzej, a jej twarz nabrała ciepła. – Myślę, że cię polubiła.

– Ja ją też – przyznał James szczerze. – Jest bystra, zabawna... i ma w sobie tę niewinność, którą chyba czasem tracimy, będąc dorosłymi.

Ayme skinęła głową, a ich oczy spotkały się na dłuższą chwilę. James czuł, jak między nimi narasta coś więcej niż tylko rozmowa. Napięcie, które przypominało delikatny most, który właśnie budowali – powoli, ostrożnie, ale z wyraźnym celem.

– Wiesz, James... – zaczęła cicho Ayme, odwracając wzrok w stronę okna. – Nie jestem pewna, czy to wszystko ma sens. – Jej głos był spokojny, ale pełen wątpliwości. – My... pochodzimy z dwóch różnych światów. Ty masz swoje życie, a ja mam swoje, które wcale nie jest takie proste.

James milczał przez chwilę, biorąc głęboki oddech. To był moment, o którym myślał od kilku dni, a który teraz wydawał się jeszcze trudniejszy, niż zakładał.

– Zdaję sobie z tego sprawę – odpowiedział powoli. – Ale wiesz, co mnie najbardziej przyciąga do ciebie? To, że jesteś szczera. Że nie próbujesz być kimś innym. Jesteś silna, Ayme, i to mi imponuje. – Oparł się o krzesło, patrząc na nią uważnie. – Nie chodzi o to, skąd pochodzimy. Chodzi o to, kim jesteśmy.

Ayme słuchała go uważnie, a jej twarz pozostała spokojna, choć w oczach było widać walkę. Nie była pewna, czy powinna wierzyć w te słowa, mimo że chciała.

– Mam córkę, James. Pola jest całym moim światem – powiedziała w końcu, a jej głos lekko zadrżał. – Nie mogę pozwolić sobie na błędy. Zbyt wiele razy zaufałam ludziom, którzy nie byli gotowi na to, by być częścią mojego życia. Nie mogę wprowadzać do jej życia kogoś, kto może zniknąć. – Jej spojrzenie było pełne troski, ale i determinacji. – To nie jest tylko o mnie.

Miłość w kroplach deszczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz