Rozdział 1

495 35 2
                                    

Deszcz padał nieprzerwanie, jakby Nowy Jork postanowił na chwilę zanurzyć się w melancholii. Ulice były zalane wodą, a z chodników unosił się zapach wilgotnego betonu. Ayme biegła wśród tłumu, starając się nie zgubić Poli. Jej mała córeczka, ubrana w różową kurtkę, biegała za nią, co chwilę przeskakując kałuże. Mimo mokrej pogody, w oczach Poli widać było radość – dziecięcą beztroskę, która dawała Ayme nadzieję, że ten dzień nie będzie aż tak zły. Parasol, który trzymała w dłoni, był stary i w wielu miejscach popękany. Gdy wiatr szarpnął nim w bok, Ayme musiała się skupić, by nie stracić równowagi. Czuła, jak woda wlewa się do jej butów, a zimny deszcz oblepia jej włosy, ale nie mogła myśleć o tym teraz. Spotkanie w przedszkolu Poli było ważne; miała nadzieję, że będą mogły porozmawiać o postępach dziewczynki, o jej przyjaciołach i o tym, jak się rozwija.

– Mamo, poczekaj! – krzyczała Pola, biegnąc za nią, ale Ayme była tak zajęta walką z wiatrem, że na chwilę straciła z oczu swoją córkę.

I wtedy to się wydarzyło. Pola, zauroczona wielką kałużą, wybiegła na ulicę, a Ayme w panice krzyknęła:

– Pola, nie!

James, wychodząc z hotelu, natknął się na ten dramat. Widział małą dziewczynkę na krawężniku i instynktownie ruszył w jej stronę. Jego serce zabiło szybciej, gdy zobaczył nadjeżdżający samochód. Bez wahania podbiegł do Poli, chwytając ją za ramię i odciągając na bezpieczną stronę.

– Uważaj! – krzyknął, oddając dziewczynkę z powrotem w ramiona jej przerażonej matki.

Ayme spojrzała na Jamesa, a w jego oczach dostrzegła nie tylko troskę, ale też coś, co wydawało się znajome. Mężczyzna miał dobrze zbudowaną sylwetkę, a jego mokre włosy przylegały do czoła. Wyglądał, jakby właśnie skończył ważne spotkanie, ale teraz stał przed nią, a w jego oczach była determinacja.

– Dziękuję – wykrztusiła Ayme, wciąż trzymając Polę w objęciach. Jej serce biło szybko, a adrenalina sprawiała, że nie mogła skupić się na niczym innym.

– Nic się nie stało. Po prostu bądźcie ostrożne – odpowiedział James, uśmiechając się lekko, chociaż widziała, że sam jest mokry do suchej nitki.

Cisza między nimi trwała chwilę, ale zdawało się, że czas zwolnił. Ayme była wdzięczna, a jednocześnie zaskoczona tym, jak szybko ich losy się splatają. Jej myśli krążyły wokół pytania, kim był ten nieznajomy. Pola, wyczuwając napięcie, zerwała się z objęć matki.

– Mamo, to super bohater! – krzyknęła, a Ayme nie mogła powstrzymać uśmiechu. James roześmiał się, a dźwięk jego śmiechu wydawał się ciepłym promieniem słońca w tym deszczowym dniu.

– Może trochę przesadziła, ale wiesz, czasem każdy z nas potrzebuje być super bohaterem – odpowiedział James, a jego spojrzenie na Ayme było pełne zrozumienia.

Deszcz wciąż padał, ale Ayme czuła, jak wokół niej wytwarza się coś nowego. Być może to nie tylko przypadek, że spotkała Jamesa w tak dramatycznym momencie. Jej myśli błądziły w kierunku możliwości, które mogłyby się z tego zrodzić. Czy mężczyzna, który uratował jej córkę, mógł stać się częścią ich życia? James, zauważając, że Ayme wciąż stoi, jakby w transie, zaproponował:

– Może schowamy się pod moim parasolem i pójdziemy do pobliskiej kawiarni? Słyszałem, że mają najlepsze ciasta w mieście.

Ayme zerknęła na Polę, która już tańczyła wokół kałuży, nie przejmując się niczym. W jej sercu zrodziła się nadzieja.

Miłość w kroplach deszczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz