Rozdział 10

244 16 0
                                    

Następny poranek przywitał Ayme cichym stukaniem deszczu o parapet. Przewróciła się na bok, delikatnie rozciągając w łóżku, czując zmęczenie po wczorajszym dniu. Pola jeszcze spała w swoim pokoju, otulona w ciepłą kołdrę, a Ayme mogła przez chwilę skupić się na swoich myślach. Wciąż czuła echo rozmowy z Jamesem – jego miłe słowa, ciepłe spojrzenia. Wszystko było zaskakująco spokojne, jakby to spotkanie było czymś naturalnym, mimo że w jej głowie nie brakowało obaw.

Oparła się na łokciu i spojrzała na telefon leżący na szafce nocnej. Niewielka lampka rzucała słabe światło na wyświetlacz, a na ekranie wciąż widniała ostatnia wiadomość od Jamesa. "Mam nadzieję, że bezpiecznie dotarłaś do domu..." Przeczytała ją już kilkanaście razy, próbując doszukać się w tych prostych słowach czegoś więcej, jakiegoś ukrytego znaczenia. Ale przecież... czy to nie było zbyt skomplikowane? Może rzeczywiście powinna po prostu wziąć to, co było – prostą rozmowę, gesty pełne serdeczności – i pozwolić, by wszystko rozwijało się powoli?

Westchnęła i odłożyła telefon, patrząc na sufit. „James jest inny," pomyślała, próbując przebić się przez swoją własną niepewność. Z jakiegoś powodu był zainteresowany nią, jej życiem, Polą. Ale czy to naprawdę mogło mieć sens? Pytania krążyły w jej głowie, walcząc o dominację, a Ayme czuła się, jakby była znowu w tym samym miejscu – na granicy między chęcią dania sobie szansy na coś więcej a strachem przed rozczarowaniem.

Wstała z łóżka, czując chłód na podłodze. Przeszła cicho do kuchni, włączyła czajnik, a potem podeszła do okna. Ulice przed ich małym mieszkaniem były puste, zalane deszczem. Kropelki wody płynęły po szybie, a Ayme, patrząc na nie, pozwalała sobie na chwilę zawieszenia. Deszcz zawsze uspokajał jej myśli, pozwalał uporządkować emocje.

Czego właściwie się boisz? – zapytała siebie w myślach. Zawsze była ostrożna, szczególnie po tym, jak Pola pojawiła się w jej życiu. Zbyt wiele razy zawiodła się na ludziach, którzy obiecywali więcej, niż byli w stanie dać. Zbyt wiele razy widziała, jak jej świat trzęsie się w posadach, gdy ktoś, kogo ufała, odchodził. Teraz była gotowa chronić Polę przed wszystkim, co mogłoby zranić jej małe serce. A jednak... czy chroniła również siebie? Może w tym wszystkim, w tej bezustannej walce o przetrwanie, zapomniała, że ona sama też zasługuje na coś więcej.

Jej myśli przerwał dźwięk kroków w korytarzu. Pola, z rozczochranymi włosami i w ulubionych piżamach w króliczki, weszła do kuchni, trzymając w dłoni swojego pluszowego misia. Jej oczy jeszcze lekko przymknięte, ale na twarzy malował się uśmiech.

– Mamusiu, co na śniadanie? – zapytała cicho, ziewając.

Ayme uśmiechnęła się i podeszła do córki, przytulając ją delikatnie.

– Co byś chciała, kochanie? – zapytała, całując ją w czoło.

Pola wzruszyła ramionami, a potem nagle ożywiła się, jakby przypomniała sobie coś niezwykle ważnego.

– A może ciastka, jak wczoraj? – zapytała z nadzieją w głosie.

Ayme roześmiała się, głaszcząc córkę po włosach.

– Ciastka na śniadanie? Nie sądzisz, że to trochę za dużo? – zapytała, chociaż sama nie mogła powstrzymać uśmiechu.

Pola uśmiechnęła się szeroko.

– A może... kiedyś znów pójdziemy z tym panem? Jamesem? – zapytała nieśmiało, patrząc na matkę z błyskiem w oczach.

Słysząc to imię, Ayme zamarła na moment. Z jednej strony chciała powiedzieć, że nie ma co się spodziewać, że to był jedynie przelotny moment, ale z drugiej strony... Pola miała w sobie tę niezmienną wiarę w dobro ludzi, w to, że każdy, kto pojawia się w ich życiu, może w nim zostać na dłużej.

– Może... zobaczymy – odpowiedziała w końcu, nie chcąc obiecywać czegoś, co sama wciąż musiała przemyśleć.

Zrobiła Poli ciepłą owsiankę, wciąż cicho rozmyślając. Po śniadaniu, kiedy Pola bawiła się w swoim pokoju, Ayme znów wzięła telefon do ręki. Otworzyła wiadomości, a kursor migał na ekranie. Miała ochotę napisać do Jamesa, podziękować za wczorajsze spotkanie jeszcze raz, może zapytać, jak się ma. Ale coś ją powstrzymywało – ten strach, że może on tego nie traktuje tak poważnie, jak ona. Że dla niego to tylko chwilowa ciekawość.

Usiadła na kanapie, patrząc na telefon, aż w końcu westchnęła i odłożyła go z powrotem na stół. Nie chciała robić pierwszego kroku, nie tym razem. Jeśli James będzie chciał kontynuować tę znajomość, sam się odezwie.

Oparła się o poduszkę, starając się nie myśleć o tym zbyt intensywnie, ale w głębi duszy wiedziała, że gdzieś w środku czekała na wiadomość. Nawet jeśli była pełna wątpliwości, nawet jeśli jej życie było zupełnie inne niż jego – coś w nim przyciągało ją w sposób, którego nie potrafiła wytłumaczyć.

James. Imię, które coraz częściej krążyło w jej myślach, wywołując mieszankę strachu i nadziei.


Mamy kolejny rozdział, trochę krótszy, ale jest. Zostawcie coś po sobie, do następnego. 

Miłość w kroplach deszczuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz