Rozdział XI Część 1

54 7 15
                                    

CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ.

Spałam spokojnie, gdy nagle zostałam brutalnie wyrwana z błogiego snu.

— Wstawaj! — Krzyknęła Wendy, a ja odruchowo chwyciłam poduszkę i przycisnęłam ją mocno do twarzy, próbując odciąć się od hałasu.

— Mm... — Mruknęłam zaspana, chcąc wrócić do swojego snu.

— Wstawaj, bo się nie wyrobimy na imprezę! — Jej głos był coraz bardziej natarczywy, a ja powoli podniosłam głowę, z trudem otwierając oczy.

— Co? Która godzina? — Zmrużyłam powieki, kiedy odsłoniła zasłony, a oślepiające słońce zalało cały pokój.

— Siódma rano. — Odpowiedziała, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

— Zwariowałaś? Mamy mnóstwo czasu, idę jeszcze spać. — Z jękiem odwróciłam się na brzuch, wtulając twarz głębiej w poduszkę. Liczyłam na, choć jeszcze parę minut snu, zanim dzień na dobre się zacznie.

Dziewczyna jednak nie dawała za wygraną. Usiadła na łóżku i zaczęła mnie bić po tyłku, starając się mnie zmusić do wstania, ale ja udawałam, że tego nie czuję. Wiedziałam, że to nie wystarczy, by mnie  wyciągnąć z łóżka.

Po chwili ciszy poczułam, jak opuszcza pokój. Uśmiechnęłam się pod nosem, myśląc, że to koniec jej natarczywości i zaraz wrócę do upragnionego snu. Jednak spokój nie trwał długo.

— Hej, miśki, czas wstawać! Jak można tak spać?! — Podskoczyłam gwałtownie, gdy z głośnika rozbrzmiała głośna muzyka, a serce zaczęło mi walić jak młotem. Wendy, trzymając głośnik, skakała po pokoju jak szalona, śpiewając na cały głos. — Hej miśki, czas wstać! Jak można tak spać?!

Zmierzyłam ją wzrokiem pełnym wściekłości, a ona tylko się szeroko uśmiechnęła, jakby nic się nie stało. Zerknęłam na drzwi, gdzie zobaczyłam chłopaków, którzy patrzyli na całą scenę z rozbawieniem. Ich uśmiechy mówiły wszystko — bawili się doskonale moim kosztem.

— Twój! — Krzyknęła, wskazując na mnie palcem, a ja znów podskoczyłam, jakby jej słowa były wystrzałem z pistoletu. — Sen już całe wieki trwa! No wstawać mi, raz-dwa!

— Kurwa! Zabiję cię! — Wyskoczyłam z łóżka, cała rozczochrana, i ruszyłam za nią jak szalona. Wendy pisnęła, po czym przecisnęła się między chłopakami i zaczęła uciekać, śmiejąc się na całe gardło.

Goniłam ją po całym domu, a chłopaki przyglądali się z boku, nie mogąc przestać się śmiać. Była zbyt szybka, a ja wciąż półprzytomna, próbowałam ją dogonić, ale bezskutecznie.

Wchodziłam po schodach na czworaka, zdyszana i zmęczona, ale w końcu bardziej rozbudzona. Wydawało się, że każdy krok to niekończąca się walka z oporem własnego ciała, ale determinacja wzięła górę.

— Bieg z rana jest dobry na pobudkę. — Zażartował Nataniel, przyglądając się mi z rozbawieniem.

Zmierzyłam go rozwścieczonym wzrokiem, ale to tylko podsyciło jego uśmiech. Nie zamierzałam dać mu satysfakcji, więc kontynuowałam swoją drogę. Wendy, jakby zupełnie nie zwracając uwagi na moją walkę, śpiewała radośnie.

— Lalalalalala... — Jechała dalej, przechodząc do innej piosenki. — Krecik, krecik zielony ma berecik... — W pewnym momencie z otwartej dłoni przywaliła mi znowu w tyłek, ale tym razem znacznie mocniej.

Zawyłam z bólu, nie mogąc powstrzymać krzyku, a jej śmiech tylko bardziej mnie rozdrażnił.

— Czy ty musisz to robić? — Wykrztusiłam, z trudem podnosząc się na nogi. Byłam kompletnie wyczerpana po tej gonitwie. — Mówiłaś, że jesteśmy przyjaciółkami, a nie katami!

Ostatni Pocałunek 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz