Rozdział V Część 2

186 10 6
                                    

Przechadzałam się powoli po ogrodzie, otulona za dużą bluzą Nataniela, której rękawy niemal sięgały mi do końca dłoni. Stał oparty o framugę drzwi, uważnie śledząc każdy mój krok. Czułam na sobie jego wzrok, jakby czuwał, gotowy zareagować w każdej chwili, ale jednocześnie pozostawiał mi przestrzeń. Nie protestowałam, bo jego obecność, choć cicha, dawała mi pewne poczucie bezpieczeństwa.

Podniosłam głowę, by spojrzeć na zachmurzone niebo. Ciężkie, szare chmury zawisły nisko, niemalże dotykając wierzchołków drzew. Pogoda zmieniała się błyskawicznie, zupełnie jak mój nastrój w ostatnich dniach. Jeszcze niedawno słońce grzało, a teraz wiatr smagał chłodem. Każdy dzień był teraz coraz zimniejszy, przypominając, że nieuchronnie zbliża się zima. Jak na październik, było przez chwilę, dość ciepło. 

— Nie jest ci zimno? — Zapytał, podchodząc cicho od tyłu. Zanim zdążyłam odpowiedzieć, objął mnie ramionami, przytulając do siebie.

Normalnie bym się odsunęła, może nawet rzuciła jakimś sarkastycznym komentarzem, ale tym razem nie mogłam. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo tego potrzebowałam — prostego, ciepłego gestu. Bez zbędnych słów, bez pytań. Tylko bliskości, która koiła ból, jakiego nie potrafiłam opisać.

Pozwoliłam sobie opuścić ramiona, przestając walczyć z napięciem, które od dawna trzymało mnie w szachu. Delikatnie przycisnął mnie mocniej do siebie, a ja poczułam, jak bijące w jego piersi serce wybija równy rytm. Moje oddechy powoli zaczynały się z nim synchronizować, jakby jego spokój próbował przebić się przez mój chaos.

— Trochę. — Odpowiedziałam cicho.

— Chodźmy do altanki. Tam tak nie wieje. — Zaproponował.

— Dobrze. — Zgodziłam się bez wahania, a potem ruszyliśmy w stronę altanki ukrytej pośród ogrodowych krzewów.

Byłam tam dopiero drugi raz od mojego przyjazdu. Otworzył drewniane drzwi, a ja usiadłam na jednej z ławek, czując chłód przenikający przez tkaninę poduszki. Usiadł obok mnie, objął mnie ramieniem, przyciągając bliżej.

— Jak się czujesz? — Przerwał ciszę, którą wypełniało tylko szum wiatru.

— Lepiej. — Odpowiedziałam, choć sama nie byłam pewna, co to oznacza. Czułam się lepiej, bo był obok mnie, dawał mi wsparcie, którego tak bardzo potrzebowałam, ale wciąż nie rozumiałam dlaczego. Dlaczego teraz? Dlaczego to on?

Spojrzałam na niego z boku, a on odpowiedział mi lekkim uśmiechem, jakby chciał mi powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Przez chwilę chciałam w to uwierzyć, chciałam dać się ponieść tej iluzji spokoju, który przynosiła jego obecność.

Białowłosy wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, powoli wyjął jednego i wsunął między wargi. Jego ruchy były spokojne, jakby całkowicie odciął się od wszystkiego, co działo się wokół. Odpalił papierosa zapalniczką, a dym powoli unosił się w powietrzu, mieszając z chłodnym wiatrem, który lekko wstrząsnął ścianami altanki.

— Chcesz? — Zapytał, patrząc na mnie z ukosa.

— Znowu? — Spytałam, czując frustrację, gdy odsunął papierosa, nie dając mi go od razu. Zamiast odpowiedzi, tylko uśmiechnął się tajemniczo, zaciągając dymem.

Podniósł mój podbródek, a jego oczy intensywnie wpatrywały się w moje. Zbliżył się powoli, niemal dotykając moich ust.

Dym przesączył się między nami, a ja instynktownie wciągnęłam go do swoich płuc. Prawie jak pocałunek, ale nie do końca. Z każdym oddechem czułam, jak granice między nami się zacierają.

Ostatni Pocałunek 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz