Rozdział 3- akademia czy stara szkoła?

53 4 0
                                    

Następnego dnia, wczesnym popołudniem, siedziałam na przestronnym tarasie z widokiem na królewski ogród. Miałam na sobie elegancką sukienkę w falbany, w kolorze różowym. Wyglądałam jak cukiereczek. Promienie słońca delikatnie ogrzewały moją bladą twarz, a lekki wiatr szumiał wśród drzew. Wszystko wydawało się spokojne i harmonijne, ale w moim wnętrzu burzyły się emocje. Wciąż myślałam o wydarzeniach z poprzedniego wieczoru, o zakazanej bibliotece i rozmowie z Lucasem. Czułam, że byłam coraz bliżej odkrycia prawdy, choć ceną za to była konfrontacja z bratem, którego światopogląd wydawał się zupełnie różny od własnego. Myślałam, że byliśmy tacy sami, ale się myliłam. Tak jak reszta lubił mi dokuczać.
Odegram się jeszcze.
Sebastian, Richard, Lucas i James również byli na tarasie, każdy z nich zajmował się czymś, co miało sprawić, że czas spędzony na świeżym powietrzu będzie przyjemny. Zastanawiałam, się z czego się śmiali. Richard, z kubkiem kawy w dłoni, przeglądał jakieś dokumenty, Lucas opowiadał jakieś anegdoty, wywołując uśmiech na twarzy Sebastiana, a James, który wydawał się być nieco bardziej zamyślony, obserwował ogrody z powagą na twarzy.
Siedziałam i pachniałam, jak księżniczka na dworze królewskim, nieco na uboczu, próbując cieszyć się chwilą spokoju, choć moje myśli wciąż krążyły wokół magii i tajemnic, które chciałam odkryć. Poza tym nie mogłam się doczekać spotkania z Dylanem. Jednak wiedziałam, że w tej chwili lepiej nie wzbudzać kolejnych podejrzeń, zwłaszcza po wczorajszej wizycie w zachodnim skrzydle. Byłam świadoma, że teraz muszę być bardziej ostrożna, bo jak Lucas wyjawi to Willowi, będzie po mnie.
Wtedy mogłabym tylko kopać sobie grób, albo iść do najwyższej wierzy.
Nagle ciszę przerwał James, który, odwracając się W moim kierunku , poruszył temat, który zaskoczył mnie swoją bezpośredniością.
– Mikuś– zaczął spokojnie, choć w jego głosie było coś, co zdradzało, że chciał się ze mną trochę podrażnić-Rozmawialiśmy z braćmi o twojej przyszłości. Zastanawialiśmy się, co powinnaś zrobić dalej ze szkołą.
Zmarszczyłam brwi, nieco zaskoczona. Szkoła była dla mnie jedyną namiastką normalności w tym nowym, skomplikowanym życiu. Chodziłam do zwykłej szkoły w miasteczku, gdzie poznałam przyjaciół, z którymi czułam się swobodnie. To było miejsce, które łączyło mnie z przeszłością, zanim dowiedziałam się o swoim prawdziwym pochodzeniu.
– Co masz na myśli? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał neutralnie, choć poczułam, że zaczyna się we mnie budzić niepokój- Znowu coś wymyśliliście? Chłopaki no...
James wymienił spojrzenia z Richardem, który natychmiast podjął temat.
– No wiesz, nie powinnaś chodzić do szkoły dla ubogich – powiedział Richard bez ogródek, z tonem, który sugerował, że uważa to za oczywistość. – To miejsce nie jest odpowiednie dla kogoś z twoim pochodzeniem. Masz teraz inne obowiązki, a twoje wykształcenie musi odpowiadać twojej nowej pozycji.
Ręce mi opadły, poczułam, jak moje serce zaczyna bić szybciej, a wewnątrz mnie narasta wkurzenie. Byłam dumna z przyjaciół, których poznałam w szkole miejskiej. Nasza przyjaźń była prawdziwa, niezależna od statusu społecznego czy bogactwa. Nie mogłam znieść myśli, że miałam teraz porzucić ich tylko dlatego, że moi bracia uznali to za „nieodpowiednie". W końcu i tak bym się nie odnalazła w śród snobów.
– Nie obchodzi mnie wasza opinia o tej szkole – odparłam ostro, spoglądając prosto na Richarda, a potem na Jamesa. – Mam tam przyjaciół. Nie zamierzam rezygnować ze szkoły tylko dlatego, że według was nie pasuje do mojego „nowego życia".
Na te słowa Lucas, który dotąd był cicho, zerknął na mnie z ciekawością i wrednym uśmieszkiem, a Sebastian skrzywił się, wyczuwając narastający konflikt. Chciał się ulotnić, ale James mu na to nie pozwolił. Każdy miał być przy tej rozmowie.
– Mikane, rozumiem, że jesteś przywiązana do swoich przyjaciół, ale Richard ma rację – powiedział James, próbując złagodzić napięcie. – Chodzi nie tylko o twoje wykształcenie, ale o wychowanie i maniery. Jesteś teraz księżniczką, członkiem rodziny królewskiej. Twoje życie się zmieniło, a z tym wiążą się pewne obowiązki i przywileje. A maniery zostawiają dużo do życzenia.
– Nie potrzebuję „przywilejów" – odparłam z gniewem w głosie. – Chcę tylko normalnie żyć, mimo tego wszystkiego! A to oznacza chodzenie do szkoły z moimi przyjaciółmi, a nie bycie zamkniętą w jakiejś królewskiej akademii pełnej snobów, którzy będą patrzeć na mnie z góry, bo nie pasuję do ich świata!
W tym momencie do rozmowy włączył się William, który dotąd siedział z boku, obserwując całą sytuację. Jego głos był jak zawsze chłodny i stanowczy. Zlękłam się widząc go za sobą, bo pewnie słyszał moje pyskowanie.
– Mikane, po pierwsze o dwa tony ciszej – zaczął, a jego ton nie pozostawiał miejsca na dyskusję. – Po drugie... Twoi bracia mają rację. Musisz zrozumieć, że twoje życie się zmieniło, czy tego chcesz, czy nie. Królewska akademia jest miejscem, gdzie nauczysz się nie tylko wiedzy, ale także etykiety, które są niezbędne w twojej nowej roli. Nie możemy pozwolić, byś dalej uczęszczała do szkoły, która nie przystaje do twojego statusu. Poza tym jak widać, ma na ciebie zły wpływ. Chyba wyraziłem się jasno o szacunku i języku.
– Tak...- przytaknęłam niechętnie.
– Poza tym w tej Akademii będziemy mieli na ciebie oko, w razie niebezpieczeństw. Poza tym będziesz blisko braci.
Poczułam, jak złość wzbiera się jeszcze bardziej, nie zamierzałam milczeć i się zgodzić na to. William mówił o mnie jak o kolejnym zadaniu do wykonania, jakby moje uczucia i pragnienia nie miały żadnego znaczenia.
– To nie jest sprawiedliwe! – wyrzuciłam z siebie, ledwo powstrzymując łzy frustracji. – Niczego z tego nie wybrałam. Nie chciałam tego wszystkiego, tego zamku, tego życia! Chciałam tylko być sobą, a teraz próbujecie mnie zmienić w kogoś, kim nie jestem!
William spojrzał na mnie swoim lodowatym spokojem, który tak często przejawiał w trudnych sytuacjach. Nie chciał się zbytnio unosić. To nie w jego stylu.
– Nikt nie mówił, że życie będzie sprawiedliwe...– odparł cicho, ale stanowczo. – Musisz się pogodzić w końcu, że teraz mieszkasz tutaj, Mikane. Wszyscy musieliśmy to zrobić. Akademia królewska pomoże ci przygotować się do przyszłości, która cię czeka. To nie jest kwestia wyboru, ale konieczność. Nie chcemy dla ciebie źle...
Chciałam coś odpowiedzieć, wyrazić swoje niezadowolenie, ale wiedziałam, że to nie miało sensu. Opuściłam głowę, aby nie pokazać, że poczułam się dotknięta. William był zdecydowany mnie przepisać, bez mojej zgody, a jego postanowienie było nie do złamania. Więc po co miałam się odzywać? Zamiast tego wstałam gwałtownie z krzesła i bez słowa wyszłam z tarasu, zostawiając za sobą wstrzymany oddech braci.
Sebastian spoglądał na mnie z troską, Lucas z wyrazem rozbawienia, że miałam odwagę się stawiać, Richard wzruszył ramionami, jakby to, co się stało, było oczywiste. Ale to William, z zimną pewnością siebie, zamknął temat jednym zdaniem:
– Zrobi co słuszne, czy tego chce czy nie.
Wbiegłam do swojej komnaty, trzaskając drzwiami tak mocno, że echo rozniosło się po całym skrzydle. Napewno usłyszane z dołu. Moje serce biło jak oszalałe, a złość wrzała we mnie jak gorący ogień. Zrzuciłam z ramion cienki szal, który miałam na sobie, i cisnęłam nim o krzesło. Miałam wrażenie, że cały mój świat obraca się przeciwko mnie, że moi bracia chcą mi odebrać wszystko, co było dla mnie ważne. Nie myślałam jak oni się czują. Miałam to gdzieś w tamtym momencie. Chciałabym wrócić do dawnego życia, mogłam robić co mi się podoba, nie bojąc się co kto powie.
Opadłam na łóżko, zakrywając twarz dłońmi, próbując powstrzymać łzy, które napływały mi do oczu. Jak mogli być tak zimni, tak bezduszni? Próbowałam zrozumieć, co nimi kieruje, ale za każdym razem dochodziłam do tego samego wniosku – moje pragnienia i potrzeby nie miały dla nich znaczenia. To, co miało znaczenie, to ich plany i obowiązki wobec królestwa.
Po chwili, gdy nieco się uspokoiłam, wstałam i zaczęłam krążyć po pokoju. Myśli wirowały mi w głowie. Przypomniałam sobie, jak William, z tym lodowatym spokojem, narzucił mi swoją wolę, ignorując moje protesty. Jak Richard i James wspierali jego decyzję, nawet Sebastian, który zawsze zdawał się bardziej wyrozumiały, nie stanął po mojej stronie. Co mnie zabolało o wiele bardziej. A Lucas dobrze się bawiący, z sprzeczki.
Ale jedno było pewne: Nie zamierzałam się poddać. Nie chciałam i nie mogłam po prostu zrezygnować ze swoich przyjaciół. Miałam ich nie wielu i nagle miałam ich stracić. Zwłaszcza Dylana. No chyba w głowach im się poprzewracało, że na to przystanę. Musiałam znaleźć sposób, by zmienić zdanie brata.
Nagle, jakby w odpowiedzi na moje myśli, drzwi do komnaty uchyliły się cicho, a do środka weszła postać, której się nie spodziewała. Był to Sebastian, który zazwyczaj unikał angażowania się w poważne konflikty, wolał trzymać się z boku i obserwować sytuację z dystansu.
– Mogę? – zapytał niepewnie, zerkając na mnie spod nieco roztrzepanych włosów.
Spojrzałam na niego z lekkim zaskoczeniem, ale skinęłam głową. Choć Sebastian był jednym z najmłodszych braci, miał coś w sobie, co sprawiało, że czułam się przy nim nieco swobodniej. Mimo, że bywałam na niego trochę zła. Może to była jego buntownicza natura, która nie raz przemykała przez surową atmosferę pałacu, a może fakt, że nigdy nie traktował mnie tak chłodno jak Will.
– Wiesz, byłem zaskoczony tym, co się stało na tarasie – zaczął, siadając na brzegu mojego łóżka. – Nie spodziewałem się, że aż tak ostro zareagujesz na temat szkoły. Ale... – zamilkł na chwilę, jakby szukając właściwych słów. – Chcę, żebyś wiedziała, że to nie tak, że nikt nie dba o to, co myślisz. Po prostu... William chce dla ciebie jak najlepiej...
Prychnęłam z irytacją, krzyżując ramiona na piersi.
– William chce mojego dobra? – powtórzyłam sarkastycznie. – To sposób na kontrolowanie wszystkiego, co dzieje się wokół. Nie obchodzi go, czego ja chcę. Chce mnie tylko wcisnąć w ramy tego, pieprzonego królewskiego więzienia. Myślałam, że księżniczki mają lepiej...
– Wiem, że tak to wygląda – przyznał. – Ale musisz zrozumieć, że on próbuje cię chronić. Całe życie spędził na uczeniu się, jak rządzić, jak podejmować trudne decyzje. Teraz, gdy jesteś tutaj, to dla niego nowe wyzwanie. I nie jest w tym najlepszy, wiesz? – dodał z lekkim uśmiechem, próbując mnie rozbawić- Pamiętaj, że jest twoim bratem nie królem i jest odpowiedzialny za ciebie. Masz 15lat i chce, abyś osiągnęła więcej od niego. Specjalnie chciałem z tobą pogadać, aby załagodzić tą cała akcje. Mógłbym cię skarcić za bluźnienie, ale tego nie zrobię, bo to nie mój obowiązek tylko tych starszych. Poza tym w Akademii nie jest tak, źle... Ponieważ William daje chajs na nią, mamy przywileje. Nikt tam nie będzie ci robił pod górkę, nie licząc jednego facia, ale im się nie przejmój. Póz tym będziemy tam z tobą.
Nie odpowiedziałam od razu. Mój wzrok spoczął na oknie, przez które widać było ogrody, teraz skąpane w popołudniowym słońcu. Byłam wdzięczna Sebastianowi za próbę zrozumienia, ale nie mogłam po prostu zaakceptować sytuacji.
– Łatwo się mówi... – powiedziałam w końcu, mój głos był cichy i spokojny. – Chodzi o to, że czuję się tutaj jak ktoś obcy. Jakby moje życie, które znałam, przestało istnieć, a ja muszę dostosować się do nowego, które nie jest moje. Oni myślą, że wiedzą, co dla mnie najlepsze, ale nie mają pojęcia, kim jestem ani czego naprawdę chcę.
Sebastian milczał przez chwilę, zanim odezwał się z cichym westchnieniem.
– To dlaczego nam nie pokarzesz jaka jesteś naprawdę? Zawsze jesteś takim łobuzem? – powiedział, spoglądając na mnie z uśmiechem. – Obiecaj mi, że spróbujesz dać im szansę. Wiem, że William jest surowy, ale naprawdę cię lubi, mimo że jesteś tu kilka dni i chociaż nie pokazuje tego w sposób, jaki byś chciała. A resztą z nas... Cóż, nie jesteśmy doskonali, ale staramy się.
Westchnęłam, niepewna, co powinnam teraz zrobić. Miałam wrażenie, że brat naprawdę chciał mi pomóc. To był pierwszy raz jak pomyślałam o tym wszystkim, tak jakby stanęłam na ich miejscu? W sumie bym zrobiła tak samo. Chciała bym dla rodzeństwa jak najlepiej, mimo że im się to nie podoba.
– Przemyślę to... – odpowiedziałam w końcu, z lekkim uśmiechem, choć w moich oczach wciąż krył się cień buntu. – Ale nie obiecuję, że będę grzeczna~
Sebastian zaśmiał się cicho, wstając z łóżka. Lubił we mnie ten upór i że nie chce skreślić tego kim jestem.
– I tego właśnie się po tobie spodziewam, siostrzyczko – powiedział z łobuzerskim uśmiechem, który w końcu wywołał na mojej twarzy prawdziwy uśmiech. – Ale uważaj, żeby nie wpaść w kłopoty. William nie jest kimś, kogo można łatwo przekonać do zmiany zdania. Chociaż, znając ciebie może znajdziesz jakieś sposoby.
Uśmiechnęłam się uroczo i skinęłam głową, choć wiedziałam, że mój bunt przeciwko woli Williama nie był jeszcze zakończony. Moje serce wciąż walczyło z uczuciem, że chciałabym pasować do tego świata, ale jednocześnie czułam, że nie nadaje się do tego. Jednakże postaram się zmienić nawet jeśli oznaczało by to dalsze konfrontacje z braćmi, zwłaszcza z przerażającym mnie królem.
Kiedy Sebastian opuścił pokój, spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Mój wzrok zatrzymał się na oczach, które były takie same jak u reszty rodzeństwa, które zdawały się mówić, że nie zamierza się poddać. Przeszłam do okna i spojrzałam na ogród poniżej, gdzie stali moi bracia. Zaśmiałam się widząc jak sobie dokuczali i sobie czochrali włosy. Postanowiła dać szansę, tej nowej akademii. Może będzie zabawniej niż w starej. Najwyżej będę chodziła na wagary hah. Przecież nie będą za mną chodzili 24 h na 7.
Prawda ?

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz