Rozdział 12- aranżacja

29 2 0
                                    

Stałam przed lustrem w salonie, poprawiając ramiączka swojej sukienki, kiedy usłyszałam kroki moich braci. Wiedziałam, co się szykuje. Zerkając na swoje odbicie, musiałam przyznać, że wyglądałam naprawdę dobrze – różana, satynowa sukienka opływała moją sylwetkę idealnie, ale wiedziałam też, że to właśnie wywoła problem.
Kiedy Richard zobaczył moje odsłonięte plecy, westchnął głośno.
– Coś ty założyła!? Wycięte plecy? To wygląda, jakbyś miała na sobie połowę sukienki! – rzucił z irytacją, jakby w tej chwili był to jego największy problem.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, Lucas dołączył do chóru narzekań.
No super...
– Zgadzam się. To nie jest strój dla ciebie, Mikane. Powinnaś mieć coś... skromniejszego. Masz dopiero piętnaście lat! Wyglądasz w tym na 20!
Przewróciłam oczami, próbując zignorować ich uwagi, ale wtedy William, mój prawny opiekun, który miał być moim sojusznikiem, spojrzał z pretensją w stronę Jamesa.
Oho, nastawiam uszy.
Will przemówi do swoich podwładnych, tzn braci...
Mylą mi się te pojęcia w tej rodzinie.
– James? To ty jej to kupiłeś? Jak mogłeś pozwolić na coś takiego? – zapytał, a jego ton był pełen wyrzutów. James tylko wzruszył ramionami, choć widziałam, że czuje się trochę winny. – Wygląda nazbyt... Nie wierzę, że to powiem... Seksownie – dodał, jakby to słowo ledwo przeszło mu przez usta.
Ja tam się sobie podobam.
James odetchnął ciężko.
– Wiem...Żałuję tej decyzji, odkąd zgodziłem się na tę sukienkę – powiedział, patrząc na mnie karcąco. – Ale... Mikane naprawdę ją chciała... Nie przepuszczałem, że tak będzie na niej leżeć...
Wzdychając, zacisnęłam pięści. Czy wszyscy musieli komentować mój wybór? W końcu Sebastian, oczywiście, dorzucił swoje trzy grosze.
Już go przestałam lubić.
– Zaraz, to wycięcie na nogę... Naprawdę musisz pokazywać aż tyle? – zapytał z niesmakiem.
To już było za dużo. Wkurzyłam się.
– Dość! – krzyknęłam, odwracając się do nich gwałtownie. – Nie zamierzam się przebierać! Wybrałam tę sukienkę i to w niej pójdę na bal. A wy macie się zamknąć! Jestem w niej elegancka i nie mam zamiaru z tego rezygnować tylko dlatego, że wam coś się nie podoba! Dorośnijcie!
Wszyscy skarcili mnie wzrokiem, jakby chcieli mi powiedzieć, że przesadziłam, ale już nie obchodziło mnie, co myśleli. Miałam dość ich narzekań i kontroli nad moim życiem. Chcę się dobrze czuć i wyglądać jak należy, a to, co miałam na sobie, było idealne. Zwłaszcza dla czarnego kapturka.
Po chwili ciszy, William odezwał się spokojniejszym tonem.
– Dobra, możesz iść w tej sukience. Ale pod jednym warunkiem. Nie ruszasz się nigdzie sama. Będziesz trzymać się przy boku któregoś z nas, rozumiesz? Obojętnie kogo. Ale nigdzie sama, czy to jasne?– jego ton był surowy, ale czułam, że nie miałam miejsca na sprzeciw.
Westchnęłam, choć w środku poczułam ulgę, ponieważ mimo wszystko ustąpili.
– W porządku – zgodziłam się niechętnie. – Ale nie chcę więcej słyszeć komentarzy na temat sukienki, ok?
Wymienili między sobą spojrzenia, jakby wciąż nie byli do końca przekonani, ale w końcu mi przytaknęli. Ruszyliśmy w stronę limuzyny, a ja z satysfakcją poprawiłam jeszcze raz ramiączka sukienki, uśmiechając się pod nosem.
Byłam z siebie dumna i wyglądałam nieziemsko!

***
Bal był w pełnym rozkwicie, a ja nie mogłam oderwać wzroku od wirujących par na parkiecie. Przy każdym ruchu sukni, każdym stukocie obcasów, czułam dreszczyk ekscytacji. Jednak cały czas miałam w głowie tylko jedno – znaleźć jego. Chłopaka, który pojawiał się w moich snach i którego spotkałam na skwerku w szkole. Wiedziałam, że tu będzie.
Miał być.
Skanowałam wzrokiem tłum, próbując nie dać po sobie poznać tego napięcia. Oczywiście, jak na złość, ktoś musiał mi to przerwać.
– Mikane, chodź do mnie– usłyszałam za sobą znajomy głos. William, jak zawsze elegancki, ujął mnie za rękę. – Przedstawię ci drugą rodzinę królewską. To ważne, żebyś ich poznała, bo w niedalekiej przyszłości podpiszemy sojusz.
Nie miałam czasu na to, by się wymówić. William, jak to William, miał już wszystko zaplanowane. Pozwoliłam, by mnie poprowadził, choć w duchu chciałam zostać tam, gdzie mogłam szukać jego twarzy.
I wtedy... zobaczyłam go.
Wysoki, z ciemnymi włosami, które opadały na jego czoło, z wyraźnie zarysowanymi rysami twarzy i dobrze zbudowanym ciałem. Ubrany w elegancki garnitur, wyglądał, jakby każdy jego ruch był starannie przemyślany.
I taki pociągający....
Był tam, pośród rodziny królewskiej, którą miałam właśnie poznać.
Zamarłam na chwilę, nie mogąc uwierzyć w to, co widzę. William wciąż mówił coś o tym, że dopiero wchodzę w życie dworskie i że przeprasza za ewentualne niezręczności z mojej strony, ale ja już nie słyszałam nic poza biciem własnego serca. Cały czas patrzyłam na niego – na tego chłopaka, który teraz patrzył na mnie odważnie, kusząco, jakby już wiedział, że ta chwila nadejdzie.
– Ty... – wyszeptałam, co chyba on usłyszał.
– Subaru, może zatańczysz z Mikane? – zaproponowała jego matka, przerywając moje myśli.
– Subaru?... – znowu wyszeptałam, co dało do myślenia mojemu bratu.
William spojrzał na mnie niechętnie, ale zanim zdążył zaprotestować, Subaru podszedł bliżej i wyciągnął do mnie rękę. Serce zabiło mi szybciej. Nie wiedziałam, co powiedzieć, więc po prostu pozwoliłam, by mnie poprowadził na parkiet.
Will nie zaprotestował, ponieważ wiązała się z tym jedna ważna sprawa, o której wtedy nie wiedziałam.
Tańczyliśmy, jakbyśmy robili to już setki razy. Jego ręka pewnie trzymała mnie za talię, a każdy nasz ruch był idealnie zgrany. Uśmiecham się do niego serdecznie. Czułam się, jakbyśmy byli w swoim własnym świecie, gdzie nie istniał czas ani nikt inny. Był odważny, prowadził mnie z taką pewnością, że zapomniałam o wszystkim dookoła. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, a on od mnie.
– Czyli jesteś Subaru? – stwierdziłam zanim mną zawirował.
Czułam na sobie spojrzenia rodzeństwa, William patrzył na nas z niesmakiem, ale Subaru wydawał się tym zupełnie nie przejmować. Pochylił się lekko, szepcząc mi do ucha:
– Jesteśmy sobie przeznaczeni, Mikane. To co było w śnie, było tylko niechcianą iluzją przez NIEGO... Musiałem ci się ujawnić, aby mu przerwać.
– Niego? Czyli kogo?
– Nie ważne...
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, nachylił się i pocałował mnie – na oczach wszystkich. To nie był delikatny pocałunek, lecz pełen pewności, odważny, jakby pokazywał całemu światu, że teraz należę do niego.
Wszystko wokół przestało istnieć, a ja, mimo tłumu, czułam tylko jego.
Kiedy Subaru oderwał się ode mnie, powoli zaczynałam wracać do rzeczywistości. Wciąż czułam na sobie jego dotyk, jego pewny pocałunek, ale teraz to nie tylko jego spojrzenie wbijało się we mnie – cała sala była świadkiem tego, co się stało. W jednej chwili wszystko się zmieniło, a ja, nie mogąc zebrać myśli, spostrzegłam ruch po drugiej stronie sali.
– Mamy przesrane...
– My? – spojrzał na mnie Subaru, muskając mój policzek.
Dlaczego on jest taki szarmancki ?
Przecież moi bracia, go udupią...
Lucas, Sebastian i Richard ruszyli w naszą stronę, wyraźnie oburzeni, ale zanim zdołali coś zrobić, Will z Jamesem ich zatrzymali. William stanął między braćmi, niedaleko mnie z Subaru, unosząc rękę, jakby chciał uspokoić sytuację.
– Nie róbcie sceny – powiedział twardym tonem. – Mikane i Subaru mają już zaaranżowane małżeństwo.
Na te słowa wszyscy zamarli, a ja zerkając na nich poczułam, że coś im się nie spodobało. Jakbym wiedziała wtedy co do nich powiedział, ziemia osunęła by mi się spod nóg. Zaaranżowane małżeństwo? Ze Subaru? Nic o tym nie wiedziałam w tamtym momencie.
Bracia patrzyli na Williama z niedowierzaniem, ale on unikał ich spojrzenia.
– Co?! – oburzył się Lucas, zaciskając pięści. – Jak to możliwe? Dlaczego nikt nam nic nie powiedział?
Sebastian dołączył do niego, wyraźnie wstrząśnięty tą informacją. – Nie wierzę! Naprawdę chcecie mnie przekonać, że Mikane i ten... Subaru mają się pobrać?
– To jakaś kpina! –warknął Richard.
William westchnął ciężko, jakby sam nie do końca był zadowolony z tego, co musiał powiedzieć.
– Sam nie jestem zadowolony – przyznał chłodno. – Ale to złączy nasze królestwa. To decyzja polityczna, a nie osobista.
James, który stał obok niego, również podtrzymywał tę wersję, choć jego głos był bardziej spokojny, jakby wszystko było już dawno ustalone.
– To jest ważne. Takie małżeństwo to sojusz, który wzmocni nasze pozycje. Musicie to zrozumieć – dodał, patrząc na każdego z nich.
Richard, który do tej pory milczał, nagle odezwał się z zaskakującą pewnością. Spojrzał na mnie i Subaru, po czym zmarszczył brwi.
– Wygląda na to, że już się poznali – wypalił nagle. – Widać to po ich spojrzeniach i po tym, jak na siebie reagują. Nie oszukają mnie. Nie zachowują się, jakby widzieli się pierwszy raz. Coś Mikane ukrywa.
Wszyscy zamilkli, a ja czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Słyszałam co krzyczał, ponieważ stali niedaleko, a on podniósł specjalnie głos. Richard trafił w samo sedno. Nie wiedział, co powiedzieć, ale uderzył w coś, co nie dawało spokoju nawet mnie samej. Prawda była taka, że z Subaru było coś więcej – coś, czego nie potrafiłam zrozumieć, ale co nas do siebie przyciągało.
Will i James wymienili spojrzenia, jakby zaczęli nad tym poważnie myśleć, a Sebastian i Lucas patrzyli na nas z niepokojem. Coś rzeczywiście tu nie grało, i to nie tylko dla nich.
Nie miałam pojęcia, że sprawy mogą się tak szybko skomplikować, ale kiedy Richard złapał mnie za ramię i szarpnął w stronę wyjścia, zrozumiałam, że sprawa jest poważna. Bez słowa pozwoliłam im poprowadzić się w stronę altany na tyłach pałacu, gdzie nikt nie mógł nas podsłuchać.
Richard, z wściekłością malującą się na twarzy, odezwał się pierwszy:
– Co to za znajomość z tym Subaru, Mikane? Nie chcemy więcej tajemnic. Teraz wszystko nam wyjaśnij!
Lucas i Sebastian stanęli z założonymi rękami, wyraźnie czekając na odpowiedzi. W ich spojrzeniach widziałam gniew i rozczarowanie. Oczywiście, to nie pomagało mi w zachowaniu spokoju. Nerwowo przełknęłam ślinę i zaczęłam opowiadać.
– To... to nie jest takie proste – zaczęłam niepewnie, patrząc na nich jeden po drugim. – Subaru pojawiał się w moich snach. Śnił mi się, jak mnie gonił, rzucał zaklęcia... Byłam przerażona. Ale to nie był on jak się okazuje, to nie ten prawdziwy Subaru! W tych snach była jakaś inna postać udając jego. Kiedy zemdlałam, on tylko stał przede mną. Powiedział, że zobaczymy się w szkole... I tak było. To za nim biegłam, to z nim rozmawiałam... – mówiłam, a moje słowa wydały mi się tak nierealne, że sama ledwo w nie wierzyłam.
Lucas zmrużył oczy, patrząc na mnie z wyraźną złością.
– Czyli kłamałaś? – rzucił gniewnie. – Kłamałaś nam w żywe oczy, Mikane!
– Jak mogłaś nas okłamywać przez tyle czasu?! – dodał Sebastian, z wyraźnym rozczarowaniem w głosie.
Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Nie chciałam ich okłamać, naprawdę, ale przecież to wszystko było takie dziwne, trudne do wyjaśnienia. Jak miałam im to opowiedzieć bez narażania się na śmieszność? A teraz ich gniew wylewał się na mnie z pełną siłą.
– Czyli to co mówił James, o twoich snach to nie zwykłe koszmary... – pomyślał głośno Will.
James i Richard milczeli, ale w ich oczach widziałam, że nie są mniej wściekli. Czułam się osaczona, a serce biło mi jak szalone. William, który do tej pory był najbardziej opanowany, w końcu przerwał ciszę.
– Wrócimy do tej rozmowy w domu – powiedział ostro, jego głos był zimny i nie dopuszczał żadnych sprzeciwów. – Teraz wracasz na bal i nie chcę słyszeć więcej sprzeczek zaczynających się od ciebie. Masz się zachowywać. I na wypadek, żebyś była świadoma, jesteś zaręczona z Subaru. Czy tego chcesz, czy nie. Chociaż, jak widać nie będziesz miała z tym problemu.
– Ale... – zaczęłam protestować, chcąc wyjaśnić, że to wszystko jest dla mnie zbyt nagłe, że nie chcę być częścią tej aranżacji, ale William nie dał mi dojść do słowa.
– Wracaj na bal, Mikane, i nie denerwuj mnie więcej – dodał, jakby to była ostateczna decyzja.
Zacisnęłam usta, bo zagroził mi dodatkowo klapsem, więc wiedziałam, że dalsze sprzeciwy tylko pogorszą sytuację. Bez słowa odwróciłam się i ruszyłam w stronę sali balowej, czując na sobie ich ciężkie, gniewne spojrzenia.
Kiedy wróciłam na przyjęcie, czułam, jak napięcie we mnie opada, choć myśli wciąż krążyły wokół rozmowy z braćmi. W tłumie szybko odnalazłam Subaru. Stał przy jednym z filarów, uśmiechając się lekko, jakby doskonale wiedział, co właśnie się wydarzyło. Zdecydowałam, że podejdę do niego, potrzebowałam z nim porozmawiać, zanim wrócę do braci.
– Moje rodzeństwo jest na mnie wściekłe – powiedziałam, kiedy podeszłam bliżej. – Są źli za kłamstwa. Powinnam im wcześniej wszystko powiedzieć.
Subaru spojrzał na mnie spokojnie, jakby ten fakt wcale go nie zdziwił.
– Powiedzieli ci już o zaręczynach? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
Przytaknęłam, czując się trochę niezręcznie. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę – że jestem zaręczona z kimś, kogo ledwie znam. Subaru widział moje zawahanie, bo sięgnął do kieszeni i wyciągnął małe pudełeczko. Otworzył je, a w środku znajdował się piękny pierścionek. Delikatny, elegancki, ale jednocześnie symbol czegoś, na co nie byłam jeszcze gotowa.
– Nie musisz odpowiadać od razu, Mikane– powiedział łagodnie, widząc moje zaskoczenie. – Ale chciałbym, żebyś się zastanowiła. Czy tego naprawdę chcesz.
– Rodzice ci kazali, mi to dać?
– Tak było uzgodnione z twoim bratem, że na tym balu to się stanie... Chociaż nie był z tego zadowolony... Myślał, że któryś z twoich braci ożeni się z moją siostrą. A teraz jak została złamana jedna zasada to, nie wiem co z tego będzie niestety ...
– Jaka zasada?
– Mieliśmy się nie poznawać do czasu zaręczyn i dopiero od dziś się spotykać... Ten kompromis miał zapobiec niepotrzebnych tematów spisku...
Spojrzałam na niego z mieszaniną emocji – z jednej strony byłam przerażona, z drugiej... Subaru miał w sobie coś, co mnie przyciągało. Coś, co sprawiało, że mimo wszystko mu ufałam.
– Poza tym – dodał, zamykając pudełeczko – obiecałem, że będę cię chronić. Ten oszust ze snów, kimkolwiek jest... Nie pozwolę, by cię skrzywdził.
Zaskoczył mnie. Nie spodziewałam się, że Subaru wie, aż tyle, nie będąc wtedy w tym śnie. Mimo, że to wszystko było skomplikowane, uśmiechnęłam się do niego wdzięcznie.
– Dziękuję. To dla mnie ważne, ale... Muszę wrócić do braci. Nie chcę im już bardziej podpadać. – moje słowa były szczere. Wiedziałam, że każde kolejne nieposłuszeństwo tylko pogorszy sytuację z Williamem i resztą.
Subaru zrozumiał. Jego spojrzenie złagodniało, a na ustach pojawił się delikatny uśmiech.
– Rozumiem – odpowiedział spokojnie. – Dziękuję za wspólny wieczór, Mikane.
Zanim się odwróciłam, Subaru wziął moją dłoń i złożył na niej krótki, pełen szacunku pocałunek. To było gest pełen elegancji i wdzięku, który na chwilę sprawił, że zapomniałam o całym zamieszaniu z braćmi.
– Będziemy się widywać w szkole – rzucił miłym głosem.
Potem, z lekkim uśmiechem na twarzy, ruszyłam w stronę moich braci, gotowa z nimi przetańczyć resztę balu, by zakończyć ten wieczór bez kolejnych spięć.

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz