Dzień zaczął się jak zawsze – przewidywalnie, bez niespodzianek, a jednak z wewnętrznym ciężarem, który ciągnął się za mną od wczoraj. A raczej dwaj idioci, którzy towarzyszyli mi krok w krok, jakby byli moim cieniem.
Czym mnie bardzo irytowali.
Próbowali mnie pilnować, żebym nie czuła się całkowicie uwiązana. Wiedziałam, że to ich obowiązek, a raczej rozkaz od Williama, ale mimo wszystko... Czułam się jak pies na smyczy.
Dosłownie i w przenośni.
Starałam się ich unikać na tyle, na ile mogłam. Niestety te rzeczy za dobrze się trzymały. Powinnam złożyć na nie reklamację. Jednakże z Subaru... z nim było najtrudniej. Kiedy go widziałam, serce mi przyspieszało, a wspomnienia z balu wracały jak bumerang. Uczucia, które zaczęły we mnie kiełkować, nie chciały zniknąć, mimo że na siłę próbowałam je stłumić. Dalej czułam jego chłoń na mojej talii i ten pocałunek... Na przerwach zawsze znajdowałam go wzrokiem, jakby był jakimś niewidzialnym magnesem. Pragnęłam tego. Kilka razy nawet chciałam do niego podejść, ale zawsze w ostatniej chwili pojawiał się Lucas, przypominając mi, że mnie obserwuje, nawet jeśli go nie ma.
–„Jak spróbujesz znowu się z nim spotkać, William się wkurzy," – powiedział mi groźnym tonem, kiedy raz odważyłam się spojrzeć na Subaru.
Ostatnie, czego chciałam, to rozgniewać Willa ponownie. Zresztą... w domu unikałam go jak mogłam. Nie potrafiłam mu spojrzeć w oczy po tym, co się stało. Wstyd mnie paraliżował, a jednocześnie... Bardziej się go bałam...
Jeśli tylko poprawię ten sprawdzian z literatury, wtedy pokażę Williamowi, że dotrzymałam słowa. Może nawet wtedy zaufa mi na nowo i ograniczy nowe zakazy. Może bracia też złagodnieją, przestaną mnie pilnować na każdym kroku. Może... Może nawet uda mi się ich przekonać, żeby pozwolili mi widywać się z Subaru. Bez zaręczyn, po prostu... na własnych zasadach.
Tylko słowa „może" mi utkwiły w głowie, bo z moimi braćmi nic nie wiadomo.
Po szkole zaskoczyła mnie jeszcze jedna rzecz. Zamiast standardowej podwózki ze strony Lucasa i Sebastiana, przy bramie szkolnej czekał na mnie James. Z lekkim uśmiechem na twarzy machnął mi ręką, tak abym go zauważyła.
Nie miałam jak go nie zauważyć, swoim granatowym Lamborghini, rzucającym się w oczy na kilometr.
A on skąd się wziął ?
– Hej, malutka, potrzebuję twojej pomocy – powiedział, gdy podeszłam do auta.
Zmarszczyłam brwi. – Z czym znowu ?
– Miłe powitanie...
– Może być zaraz nie miłe...
James się uśmiechnął szerzej, jakby miał dla mnie jakiś niespodziewany plan.
– Potrzebuję wybrać prezent dla siostry Subaru. Wiesz, muszę się z nią jakoś zapoznać, a dobrze byłoby zacząć od czegoś konkretnego. Pomyślałem, że ty pomożesz mi coś wybrać. W końcu też jesteś dziewczyną, trochę młoda, ale to w końcu coś.
– Chcesz mnie wkurzyć czy zachęcić do pomocy?– Pomóż mi, Mikuś.
Nie mogłam ukryć zaskoczenia. Nigdy nie prosił mnie o takie rzeczy. Poza tym czułam, jakby to mógł być jakiś podstęp.
– Jasne, pomogę – zgodziłam się po chwili. W końcu lepsze to niż wracanie do domu i wpadnięcie Na Williama.
Pojechaliśmy do galerii, a gdy tylko weszliśmy, James uśmiechnął się z ulgą, choć wyczułam jego niepewność.
– Mam nadzieję, że nie planujesz powtórki z ostatnich zakupów – zażartował, przypominając mi rodzinny wypad, kiedy to kończyłam z całymi torbami rzeczy, a bracia z obolałymi nogami.
Zaśmiałam się cicho, choć myśli o Subaru nie chciały mnie opuścić. Nawet teraz, kiedy miałam przed sobą zadanie, trudno było mi się skupić. Subaru gdzieś tam był, a ja... Nie mogłam zbliżyć się do niego, choć serce mówiło mi coś innego. W dodatku musiałam, pomóc bratu kupić coś dla jego siostry. Nie byłam w nastroju.
Spacerowałam obok Jamese'a po galerii, starając się wyglądać na zajętą oglądaniem witryn, choć w mojej głowie cały czas krążyły myśli o domu i o tym, co się ostatnio wydarzyło. Czułam, jak stres powoli ustępuje miejsca dziwnej lekkości. Zawsze dobrze się z Jamesem dogadywałam może, że czasem był oschły, a po ostatnich wydarzeniach miło było spędzić czas bez nieustannej obecności reszty braci. Zerknęłam na niego z ukosa, wiedząc, że muszę o coś zapytać.
– Powiedziałeś Lucasowi i Sebastianowi, że wracam z tobą? Jeszcze tego brakuje żeby się sapali, że im uciekłam.– zapytałam trochę niepewnie.
James uśmiechnął się do mnie uspokajająco.
– Oczywiście, że wiedzą. Mają jeszcze lekcje, więc pewnie ktoś inny by cię odebrał, nawet gdybym się nie pojawił.
Pokiwałam głową, próbując skupić się na czymś innym, ale coś, a raczej ktoś dalej nie dawał mi spokoju.
– A William... – zaczęłam, po czym zawahałam się. – Czy on wciąż jest na mnie zły? Rano przy śniadaniu nawet na mnie nie patrzył– W moich słowach zabrzmiała nutka nadziei, że usłyszę coś pokrzepiającego, coś, co zmniejszy poczucie winy, które nosiłam w sobie od tamtej nocy.
James spojrzał na mnie kątem oka, chwilę milcząc, jakby zastanawiał się nad najlepszą odpowiedzią.
– Myślę, że nie tyle jest na ciebie zły, co raczej martwi się o ciebie. Wiesz, jak to z nim bywa. Jest trochę zawiedziony twoim zachowaniem, ale to minie. Powinnaś sama z nim o tym porozmawiać. W końcu nie gryzie...– powiedział łagodnym tonem, choć wiedziałam, że łatwiej było mu to powiedzieć, niż mi wykonać – Poza tym, pewnie żałuję, że w ten sposób cię ukarał, ale jego duma nie pozwala zrobić pierwszego kroku, aby przeprosić .
Tak jak moja duma, nie ma ochoty go widzieć...
Pod tym względem jesteśmy podobni.
Dalej trochę odczuwałam tyłek.
Przeklęty William!
Nie odpowiedziałam mu. Wiem, że James miał rację, ale po tym, co się stało, nie umiałam się przełamać, by usiąść z Willem i porozmawiać jak równy z równym. Cały czas miałam wrażenie, że spogląda na mnie jak na nieposłusznego bachora. Nic dziwnego, między nami jest 15lat różnicy.
W chuj dużo.
Rozglądając się po witrynach sklepowych, postanowiłam zmienić temat, żeby uniknąć dalszej niepotrzebnej rozmowy. Moje oczy przyciągnęły lśniące naszyjniki w jednej z witryn. Przystanęłam i wskazałam na nie palcem.
– Może kupisz Elizabeth jakiś naszyjnik? – zaproponowałam, siląc się na naturalny ton. – To subtelny, ale miły prezent.
James zatrzymał się obok mnie, patrząc na biżuterię.
– Naszyjnik? Hm, brzmi jak dobry pomysł Mikuś – przyznał, przyglądając się bliżej. – Wiesz, Elizabeth raczej lubi delikatne rzeczy. Myślę, że jej się spodoba.
– Chujowo będzie, jak woli coś z pazurem...
– Mikane, słownictwo – upomniał mnie szorstko.
Uśmiechnęłam się lekko, widząc, że trafiłam z propozycją. Przynajmniej w tym jednym mogłam mu pomóc. Choć w głowie wciąż mi krążyły myśli o Subaru, o tym, co będzie dalej i czy uda mi się odbudować zaufanie u najstarszego brata, cieszyłam się, że teraz mogę się skupić na czymś innym – choćby na wyborze odpowiedniego prezentu dla siostry Subaru. Nie znalazłam Jej jeszcze, choć miałam nadziej, że wkrótce się to zmieni.
Kiedy ruszyliśmy w stronę parkingu z naszyjnikiem dla Elizabeth zapakowanym w eleganckie pudełeczko, spojrzałam na Jamesa z ciekawością.
– A kiedy się z nią widzisz? – zapytałam, próbując dowiedzieć się czegoś więcej. Chciałam poznać szczegóły, skoro to on miał ją poślubić.
James westchnął, jakby to było coś oczywistego.
– Za godzinę, spotkanie w jednej z restauracji w centrum – odpowiedział, a potem, widząc moje zainteresowanie, dodał: – Wiesz, otrzymałem trochę informacji na jej temat. Ma długie, blond włosy, podobno zawsze splecione w warkocz, delikatną urodę... Trochę jak ty, no i jest o rok młodsza ode mnie. Nic nadzwyczajnego, ot, kolejna królewska panna.
Przygryzłam wargę, chcąc wiedzieć więcej.
– A co z jej zainteresowaniami? Czym się zajmuje?
James wzruszył ramionami, uśmiechając się lekko.
– Podobno interesuje się literaturą, chociaż nie wiem, czy to prawda, bo nie wygląda na kogoś, kto spędza dużo czasu na czytaniu. Ponoć uprawia jazdę konną, a w wolnym czasie gra na fortepianie. Same takie bzdety, które każą mówić o dziewczynach na takich spotkaniach.
– Brzmi jak typowa księżniczka – mruknęłam, przewracając oczami, ale czułam, że muszę zapytać o coś więcej. – A ty... Nie jesteś zły za to wszystko? Za ten los, który cię czeka? Całe to ustawione małżeństwo? Wiesz, bez miłości...
James spojrzał na mnie, a w jego oczach pojawiła się chwila zastanowienia.
– Nie, Mikane – odpowiedział spokojnie. – To o wiele lepszy pomysł niż ślub Subaru, z naszą 15-letnią siostrzyczką. – Uśmiechnął się lekko, jakby chciał rozładować napięcie i poczochrał moje włosy – Poza tym mieliśmy wpajane od małego, że tak będzie.
Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Wiedziałam, że James jest opiekuńczy, nawet jeśli czasem bywał surowy. Wtuliłam się w jego ramię, czując się bezpiecznie, gdy szliśmy w stronę samochodu. Na chwilę zapomniałam o swoich troskach. Jednakże jedno pytanie wciąż tkwiło mi w głowie, nie dając spokoju. Stresowałam się. Wiedziałam, że nie powinnam go o to pytać, ale musiałam spróbować.
– Myślisz... myślisz, że jest jakakolwiek możliwość, żebym mogła się kolegować z Subaru? – zapytałam nieśmiało, starając się nie zdradzić swoich prawdziwych uczuć – W końcu, nie muszę narazie wychodzić za mąż... A polubiłam go...
James zatrzymał się na chwilę i spojrzał na mnie bardziej stanowczo niż wcześniej.
– Mikane, nawet o tym nie myśl – powiedział, a jego ton był surowszy. – Zajmij się nauką i zapomnij o Subaru. Masz inne priorytety, rozumiesz?
– Niby jakie priorytety?
– Naukę tańca towarzyskiego, bo coś ci słabo idzie. Znasz podstawy, ale jako księżniczka musisz umieć więcej.
– Proszę cię... Będę tańczyła tylko z wami na to wychodzi, więc z przyjemnością was podepcze!
– Żebyś się nie zdziwiła, siostrzyczko. O Subaru zapomnij, dobrze ci radzę.
Poczułam, jak coś w środku mnie zapada się pod ciężarem tych słów. Nie odpowiedziałam, tylko przewróciłam oczyma, choć wcale nie chciałam zapominać. Wiedziałam jednak, że jeśli James nie da się przekonać, to temat Subaru był dla wszystkich braci sprawą zamkniętą.
Taki mój okrutny los.
Jak tak dalej pójdzie, skończę jako stara panna z kotem, którego nie mam...
A chciałabym mieć.
Dotarliśmy do samochodu, a ja wsiadłam na miejsce pasażera. Droga do domu minęła w ciszy. James skupił się na prowadzeniu, a ja zastanawiałam się nad tym, co miało mnie jeszcze spotkać. Gdy podjechaliśmy pod dom, spojrzałam na niego.
– To jedziesz teraz do Elizabeth – powiedziałam cicho, a on skinął głową z uśmiechem.
– Tak, Mikane. Muszę już jechać, żeby zdążyć na spotkanie – powiedział, spoglądając na zegarek. – Mam zapas czasu, ale nie chcę się spóźnić. Porozmawiaj z Williamem, będzie dobrze.
Łatwo powiedzieć trudniej zrobić...
Bałam się trochę...
Wysiadłam z samochodu i patrzyłam, jak James odjeżdża. Zostałam sama przed domem, z głową pełną myśli, które wciąż krążyły wokół Subaru i tego, co powiedział James. Czy kiedykolwiek będzie mi wolno być sobą? Lub z kimś ?

CZYTASZ
DIADEM
FantasíaOto historia piętnastoletniej dziewczyny, której życie zmieniło się w jednej chwili. Pewnego dnia straciła rodziców, lecz wkrótce odkryła, że nie byli oni tymi, za kogo się podawali. Czy jednak można ich za to winić? Zmusiło ją to do całkowitej zmia...