Rozdział 2- królewskie życie

63 3 0
                                    

Tego dnia, zamiast udać się prosto na śniadanie, postanowiłam zbadać pałac jeszcze raz, ale na własną rękę. Przemknęłam przez kilka korytarzy, unikając spotkań ze służbą i głupimi braci. Nie miałam ochoty z nimi gadać. Kiedy dotarłam do starej biblioteki, moja ciekawość była silniejsza, musiałam wejść do środka. Pamiętałam, że William wspominał coś o ważnych dokumentach przechowywanych w zakurzonych księgach, kiedy gadał od rzeczy. Więc musiały byś wartościowe. W sensie w wiedzę.
Biblioteka była olbrzymia, a jej półki pełne książek, zwojów i zapomnianych pism, które zbierały kurz przez dziesięciolecia. Szukałam czegoś – nie wiedziałam dokładnie czego, ale mój instynkt podpowiadał mi, że prawda leży gdzieś tutaj, ukryta wśród starych woluminów. Chciałam pochłonąć każdy szczegół dotyczący mojego życia. Tylko, że tego naprawdę była masa. W całym pomieszczeniu nie było prawie widać ścian, bo były zakryte regałami książek. Oprócz nich, były widoczne okna, jeszcze ze starymi witrażami. Dodawały bibliotece uroku.
Po godzinach przeglądania ksiąg mój wzrok zatrzymał się na jednej z nich. Była to kronika rodziny królewskiej, opasły tom, oprawiony w skórę, której kolor wyblakł z biegiem lat. Otworzyłam ją i zaczęłam przeglądać strony, ale coś przykuło moją uwagę – zapis o wydarzeniu sprzed piętnastu lat, dokładnie w czasie, gdy zostałam adoptowana.
„Narodziny jedynej córki królewskiej pary", głosił tytuł, ale to nie opis ceremonii czy radości towarzyszącej narodzinom sprawił, że nie mogłam oderwać oczu. To była uwaga na marginesie, ledwo widoczna, napisana pośpiesznie innym charakterem pisma: „Dziedzictwo w niebezpieczeństwie. Zniknięcie wciąż niewyjaśnione. Co z przepowiednią księżniczki?"
Przepowiednią?
Co kurwa?
Zniknięcie? O czym oni pisali? Przejrzałam kolejne strony, szukając więcej informacji, ale z każdym słowem czułam narastające przerażenie. Ciągle było mi mało, na podłodze leżały sterty pootwieranych ksiąg i latających od nich stron. Naprawdę wyglądało jakby przeszło tam tornado. Nawet niektóre rzucałam, za siebie, które mnie nie zainteresowały. Poprostu istny sajgon. Zrozumiałam, że moje zniknięcie było częścią czegoś większego, bardziej złożonego – spisku złoczyńców, który sięgał głęboko w mury pałacu.
– Czego szukasz? – usłyszałam nagle za sobą męski głos, od którego moja krew zmroziła się w żyłach.
Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Jamesa, drugiego najstarszego z braci, stojącego w progu. Dlaczego on? Wolałabym aby, wlazł tu Sebastian.
Jego sylwetka była smukła, a na twarzy malował się wyraz niewzruszonej rezerwy, która zwykle go charakteryzowała. Dostrzegłam jednak coś więcej – cień podejrzliwości w jego oczach. Mężczyzna, był ciekawy, czego tak zawzięcie szukałam, bo biblioteka nie przypominała już miejsca jakie miało przeznaczenie. Był niezadowolony, ze stanu czytelni. Nawet nie było widać już pianina, bo był obładowany księgami.
– Znalazłam coś interesującego – odparłam, starając się, by mój głos brzmiał pewnie, choć ze stresu, serce waliło mi w piersi. – O moim zniknięciu... I o jakieś magii...
James zmrużył oczy, a jego postawa stała się bardziej napięta. Podszedł bliżej, a ja zdałam sobie sprawę, jak mało wiem o swoim pochodzeniu. Dwudziestoośmiolatek, wziął od niej księgę, którą kurczoło trzymałam i nie chciałam puścić. Nie rozumiałam, o co mu chodzi. Jeśli mogłabym czarować byłabym w siódmym niebie. To marzenie każdego dziecka.
– Nie wszystko jest takie łatwe do wyjaśnienia, Mikane – powiedział chłodno, przyglądając się mnie uważnie. – Są rzeczy, o których lepiej, żebyś jeszcze nie wiedziała. Za młoda jesteś jeszcze.
Te słowa wywołały u mnie nerwy. Chciałam odpyskować, albo coś zaznaczyć, że on jest za to stary, ale przestraszyłam się jego spojrzenia. James podszedł jeszcze bliżej, niemal stając nade mną, a ja czułam się jak mała dziewczynka w obliczu jego autorytetu. Jak mała myszka chowająca się przed wielkim kocurem.
– Złość piękności szkodzi- zarechotał- Masz to wszystko posprzątać, za nim wrócisz do pokoju, mała. Jeśli nie zdążysz do 23 to się nie przejmuj, powiem, że kazałem ci sprzątać– dodał z uśmieszkiem, bo była dopiero 13, po czym odwrócił się i odszedł, pozostawiając mnie w bibliotece z tysiącem pytań, na które nie miałam odpowiedzi. Rozejrzałam się, po bibliotece. Faktycznie był rozpiździel na kółkach.
***

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz