II Rozdział 27- księga

38 5 0
                                    

Zakład z Sebastianem był impulsywny, ale adrenalina aż we mnie buzowała. Zaczęło się od „nie masz psychy wejść do tego tajnego gabinetu w korytarzu biznesowym", który odkryłam ostatnio – ale się mylił. Ja nie dam rady? Już tam byłam i to sama. Po drodze skręcaliśmy w boczne przejścia, omijaliśmy ochroniarzy i bezszelestnie przemieszczaliśmy się po zamku, zachowując się jak prawdziwi złodzieje.
Stanęłam przed ukrytymi drzwiami, które w ścianie były zamaskowane jako część regału z książkami. Wzięłam głęboki oddech i wypowiedziałam zaklęcie. Drzwi cicho otworzyły się przed nami, a my weszliśmy do środka, ściskając dłonie w triumfalnym geście. Byliśmy z siebie dumni i w sumie zgarnę kosz słodyczy, bo wygrałam zakład.
Jednak gdy tylko przekroczyliśmy próg, oboje zamarliśmy – usłyszeliśmy głosy. Nie duchów, było gorzej. Zaskoczeni, wymieniliśmy spojrzenia pełne paniki. Przełknęłam ślinę, szybko analizując sytuację. Zanim jeszcze się odezwałam, Sebastian szepnął:
— Użyjmy zaklęcia niewidzialności, inaczej nas zobaczą i będzie po nas.
Przytaknęłam. Rzuciliśmy zaklęcie i poczuliśmy wokół siebie delikatne mrowienie – byliśmy bezpieczni, a przynajmniej tak się nam wydawało. Po cichu przesunęliśmy się do środka, gdzie zorientowaliśmy się, kto tam jest. Na środku gabinetu stał William, Richard, surowo dyskutujący z wujem Quangiem i jakimiś typami. Obok siedziała grupka mężczyzn o twardych twarzach, ubranych w eleganckie garnitury – wyglądali, jakby prosto wyjęci z jakiegoś filmu o mafii.
Patrzyliśmy na siebie z Sebastianem szeroko otwartymi oczami. To nie była zwykła rozmowa, nie śmiali się, nie rzucali żartami. Wymieniali poważne, przyciszone uwagi o interesach, które dotyczyły naszego rodu. Uśmiechnięty, ale chłodny Quang wydawał się władcą tego całego układu – jego głos brzmiał, jakby kontrolował każdego mężczyznę w pokoju. Nic dziwnego był stary i pewnie bardziej doświadczony. William wyglądał podobnie, ale dawał się wypowiadać wujowi, bo jak stwierdził „więcej wie o życiu". Mogę się założyć, że był grubą rybą w mafii i wciąga w to moich braci. Chuj jeden.
— To zbyt ryzykowne, William — usłyszałam głęboki głos wuja. — Takie decyzje mogą mieć konsekwencje.
William przytaknął, z wyrazem determinacji na twarzy.
— Czasem ryzyko jest konieczne. Jeśli mamy zachować pozycję w radzie, musimy pójść naprzód. Zwłaszcza, że mają to czego chcą.
— Trzeba zainwestować w ochronę. Nowi ludzie, nowe kontakty. Inaczej to nie przejdzie — dodał Richard, patrząc na mężczyzn wokół.
Sebastian i ja wstrzymaliśmy oddech, nie wierząc w to, czego byliśmy świadkami. Było jasne, że rozmowa dotyczyła czegoś więcej niż tylko codziennych interesów – ich słowa miały ostry, niebezpieczny podtekst, jakby dotyczyły spraw, o których nigdy wcześniej nie słyszeliśmy.
Nie wiedziałam, jak długo będziemy w stanie ukrywać się w ciszy, gdy nagle...
Wuj zmarszczył brwi, przerywając rozmowę, i rozglądnął się po gabinecie. Przymknął oczy i wciągnął powietrze, jakby coś wyczuł. Pierdolony pies, wszystko wyniucha. Jego twarz rozjaśnił zimny uśmiech, gdy rzucił z lekkim żartem:
— Ciekawe, kto tu tak ładnie pachnie różami...
— Różami? — spytał jeden z mafiozów.
— Ahh te róże — rzucił William, mrużąc oczy i unosząc głowę. — Znajomy zapach.
— Czasami w zamku tak pachnie, ale zazwyczaj się ulatnia, gdy robi się nieciekawie— stwierdził wuj, ja się domyśliłam co miał na myśli.
William i Richard spojrzeli po sobie, marszcząc brwi. Obaj zaczęli węszyć w powietrzu, a po chwili w ich oczach pojawiło się podejrzenie. Wiedziałam, że moje perfumy wyróżniały się, a teraz, kiedy spojrzeli na siebie znacząco, adrenalina aż mnie sparaliżowała. Na co było mi psikanie się przed wyjściem? Co mi strzeliło do głowy. Właśnie się zdradziłam tym głupim zapachem.
Sebastian szepnął mi do ucha, ledwie poruszając wargami:
— Musimy się stąd zmywać.
— Tak, tak...
Przytaknęłam, ale wtedy zobaczyłam coś, co przykuło moją uwagę na dłużej. Na blacie biurka leżała gruba, stara książka, która wyglądała na coś znacznie więcej niż zwykły tom zaklęć. Pamiętałam ją z ostatniej sennej wizji. Mężczyzna-duch, którego wtedy zobaczyłam, pojawił się znowu, stojąc z boku pokoju, jakby tylko czekał, bym zbliżyła się do tej książki. Miał chłodne, złowrogie spojrzenie, które mnie zmroziło, ale nie mogłam się powstrzymać. Obudziłam się wtedy z krzykiem i nie mogłam znowu zasnąć.
Sebastian chyba nie zauważył, kiedy sięgnęłam po książkę i wsunęłam ją pod bluzę, starając się ukryć ją najlepiej, jak się dało. Czułam jej chłód na skórze, gdy przycisnęłam ją do siebie, starając się zachować równowagę.
Nagle poczułam, jak w gabinecie pojawia się chłodna aura, a w rogu pomieszczenia dostrzegłam sylwetkę – był to mężczyzna, którego już kiedyś widziałam w tym gabinecie, wyglądał jak zjawa, która emanowała tajemniczą, złowrogą energią. Jego wzrok zdawał się prześlizgiwać po mnie, jakby wiedział, że się tu pojawię.
Serce zaczęło mi bić jeszcze mocniej, ale bez chwili wahania sięgnęłam po księgę. Sebastian tylko rzucił mi zdezorientowane spojrzenie, ale nie miał czasu, by się sprzeciwić.
— Idziemy, teraz! — wyszeptałam, a Sebastian bez słowa przytaknął
Wtedy Quang spojrzał jeszcze raz w stronę drzwi, a my bez zastanowienia rzuciliśmy się do wyjścia. Zapomnieliśmy, że będąc niewidzialnym nie wygłuszymy stukotu butów.
Wybiegliśmy na korytarz, a adrenalina niemal mnie dusiła. Oparłam się o zimną, kamienną ścianę, starając się uspokoić oddech. Sebastian patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, w których mieszał się gniew i niedowierzanie.
— Ty naprawdę jesteś niespełna rozumu — wyszeptał, ale w jego głosie kryło się coś jak podziw.
— To był twój pomysł deklu— trzepałam go w ramię.
— Dlaczego... Dlaczego zabrałaś tę księgę? Mogłaś nas zdradzić! Chociaż zrobił to twój odór róż.
A jednak widział... Skurczybyk...
— Nie odór, tylko perfumy. Nie chce śmierdzieć jak ty, więc mimo kąpieli się perfumuje.
— Bardzo zabawne, Mikane!
Poczułam, jak serce jeszcze bije mi w piersi, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy.
— Pamiętasz, jak ci mówiłam o tym śnie co mi się jakaś zakurzona książka śniła? To ona, Sebastian. Może ta księga skrywa odpowiedzi na pytania, o których nikt nie ma pojęcia — odpowiedziałam szeptem, czując, jak książka, którą trzymałam pod bluzą, jest cięższa niż wcześniej.
— Mikane, to nie jest zabawne! — powiedział Sebastian, tonem pełnym powagi, chociaż w jego oczach wciąż tliło się rozbawienie. — William i wuj... Widziałaś ich miny? Gdybyśmy nie uciekli, skończylibyśmy gorzej niż na zwykłym kazaniu. Jeśli ta książka, była w tym gabinecie, to znaczy, że nie powinna być w twoim posiadaniu i nikogo innego.
Mimo że jego słowa wywołały u mnie dreszcz, nie mogłam powstrzymać się przed odpowiedzią.
—Okej, może było to głupie, ale... Musiałam spróbować. Nie wiem, co oni tam omawiają, Sebastian, ale to nie jest zwykła sprawa. Nie byliśmy świadkami zwykłego spotkania rodzinnego, to było coś więcej. Tą księgą musi coś znaczyć jak mieli ją na wieszku i mi się śniła.
Sebastian westchnął, ale widziałam, że zgadza się ze mną.
— Chodźmy stąd, zanim nas ktoś zobaczy — powiedział, patrząc mi w oczy z powagą. — Może uda się wrócić do pokoju i zastanowić się, co dalej, zanim William i reszta zorientują się, że tam byliśmy.
— I tak się domyślili, że ktoś tam był...
Ostrożnie ruszyliśmy korytarzem, starając się unikać spotkania z kimkolwiek, nawet z gosposiami. Wiedziałam, że co niektóre młode sprzątaczki lubiły łóżkowe igraszki z moimi braćmi. Moje serce waliło z każdym krokiem, zwłaszcza że czułam ciężar księgi przyciśniętej do siebie pod bluzą. Gdyby ktokolwiek ją zobaczył, nie mielibyśmy żadnego wytłumaczenia.
Dotarliśmy do mojego pokoju, a gdy tylko zamknęłam za nami drzwi, wyjęłam księgę i położyłam ją na łóżku. Oboje z Sebastianem patrzyliśmy na nią, jakby była jakimś zakazanym skarbem.
— I co teraz? — spytał, przysuwając się bliżej mnie i przyglądając się okładce.
Przysunęłam rękę do ciężkiej, skórzanej oprawy, ozdobionej tajemniczymi symbolami.
— Teraz odkryjemy, co przed nami ukrywali — odpowiedziałam, nie mogąc ukryć ekscytacji.
Czułam przy okazji lekki stresik.
Przewracając kolejne kartki, poczułam, jak tajemnicza energia księgi przenika przez moje palce, pulsując i rozgrzewając skórę. Na każdej stronie pojawiały się coraz bardziej skomplikowane symbole, jakby same znaki strzegły ukrytej wiedzy. Miałam wrażenie, że ta księga była przeznaczona dla kogoś, kto posiadał w sobie nie tylko krew naszego rodu, ale też jakieś przeznaczenie. Niestety nic z niej nie rozumiałam.
— Mikane, spójrz na to... — szepnął Sebastian, wskazując na kolejne zdanie. Wciąż szeptaliśmy, choć byliśmy sami w pokoju, jakby bojąc się, że księga usłyszy nasze pytania i zdecyduje się nie ujawniać nam swoich sekretów.
Na środku jednej z kolejnych stron widniały słowa, w naszym języku, ale napisane jakby odręcznie: „Tajemnice mocy rodziny ukryte są w krwi wybranych. Nie każdy może je odkryć ani przyjąć ich brzemienia."
Spojrzałam na Sebastiana z mieszanką ekscytacji i niepokoju.
— Myślisz, że oni... że William, wuj, Richard... I pewnie James, bo Lucas raczej jest na to za głupi, wszyscy oni wiedzą o tej księdze? Wiedzą, co tutaj jest napisane? — spytałam, czując, że serce bije mi coraz szybciej.
Sebastian skinął głową.
— Jeśli wuj ma coś wspólnego z tym wszystkim, co widzieliśmy tam w gabinecie, to na pewno zna każdy sekret tej księgi. Jest coś, co William i Richard próbują ukryć przed światem, a może nawet przed tobą, a nawet nami. Dla twojej świadomości, nie wszystko mówią mi i Lucasowi, to wszystko też jest dla mnie zagadką.
Przesunęłam palcem po linii tekstu i zatrzymałam się na pewnym symbolu, który zaczynał powoli migotać, jakby ożył pod moim dotykiem. Nagle na stronie pojawił się obraz – przypominał lustrzane odbicie, jak gdyby księga właśnie pokazała nam fragment przeszłości. Oboje się przeraziliśmy. Momentalnie zrobiliśmy się bladzi, siedząc lekko oddalonym od książki. Ujrzałam tam zarys kobiecej postaci, która przypominała naszą matkę, Lilianę. Stała w tym głupim gabinecie, a wokół niej snuły się te same dymne sylwetki, które widzieliśmy na spotkaniu wujka z Williamem i Richardem.
— To... To mama... — wyszeptałam, wstrzymując oddech. Obraz migotał, jakby próbował pokazać mi coś więcej.
Kobieta spojrzała przed siebie, a jej twarz emanowała powagą i siłą. Uniosła rękę, a wokół niej pojawiły się złociste linie, które wyglądały jak zaklęcia ochronne. Zrozumiałam, że matka próbowała coś chronić, być może coś, co dotyczyło właśnie naszej rodziny i tej księgi. Trzymała jakieś zawiniątko przy piersi, przypominał mój kocyk, który miałam od zawsze.
— Mikane, chyba powinniśmy przestać... To robi się zbyt niebezpieczne — wyszeptał Sebastian, ale ja nie mogłam oderwać wzroku od obrazu. W tym momencie nie obchodziło mnie ryzyko, czułam, że to jedyna szansa na odkrycie prawdy.
Nagle obraz zniknął, a na jego miejscu pojawiły się kolejne zdania. Tym razem słowa były jasne i stanowcze: „Ostatnia z wybranych będzie musiała przyjąć dziedzictwo, które obroni ród. To zadanie nałoży na nią brzemię, jakiego nie podźwigną słabi. Jest silna, ale czy da radę ją poskromić?"
Sebastian wyprostował się, patrząc na mnie z napięciem.
— Ostatnia z wybranych... — powtórzył cicho, patrząc na mnie, jakby zdał sobie sprawę, że księga mówi o mnie.
Jako by nie patrzeć, jestem ostatnią urodzoną z naszego rodu... Ale czy wybrana?
Brat miał szeroko otwarte oczy, a w jego wzroku odbijał się strach i podziw jednocześnie. Przez moment zapadła cisza, w której oddechy nas obojga były jedynym dźwiękiem w pokoju.
— Mikane, ta księga mówi o tobie... Bo o kim innym? — Sebastian odsunął się nieco, jakby to, co przeczytał, było dla niego zbyt trudne do przyswojenia. — Czy... czy to znaczy, że William, wuj... Oni wiedzieli? Że od początku wiedziano, że masz jakieś przeznaczenie?
Zanim zdążyłam odpowiedzieć, usłyszeliśmy cichy stukot kroków na korytarzu, a serce zaczęło mi bić jeszcze szybciej.
Ono kurna galopowało i chciało uciec mi z piersi.
Stukot kroków coraz bardziej się zbliżał, a adrenalina niemal mnie dusiła. Odruchowo zamknęłam księgę i wsunęłam ją pod poduszkę, jakby to mogło ukryć jej obecność. Zatrzymaliśmy oddech, nasłuchując, czy kroki się oddalą – lecz, ku naszemu przerażeniu, zatrzymały się tuż za drzwiami mojego pokoju.
— Kurwa... Już po nas...— szepnął Sebastian, jego głos pełen napięcia.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, drzwi uchyliły się, a do pokoju wszedł William, z kamienną twarzą i zimnym, stanowczym spojrzeniem, jakiego nigdy wcześniej u niego nie widziałam. Jego wzrok od razu powędrował do mojej poduszki, gdzie lekko odstawała okładka, a potem przeszył nas spojrzeniem.
— Mikane... Sebastian... Czy moglibyście mi wyjaśnić, co dokładnie robiliście dzisiaj w zakazanym gabinecie? — zapytał, nie podnosząc głosu, ale jego ton był tak lodowaty, że poczułam się jak przy -50 stopniach.
Zamarłam, stałam sparaliżowana. Wiedziałam, że jeśli odkryje księgę, sytuacja stanie się jeszcze bardziej poważna, ale nie mogłam się powstrzymać.
— Gabinet? — rzuciłam, starając się brzmieć niewinnie, choć głos lekko mi zadrżał. — O czym mówisz, Will?
— To jakieś nieporozumienie— dodał Sebastian, chyba tak samo przerażony co ja.
William uniósł brew, jakby nie zamierzał przyjąć mojej wymówki. Przez chwilę mierzył mnie wzrokiem, a jego spojrzenie mówiło jedno: wiedział więcej, niż byłam gotowa przyznać.
— Wiem, że tam byliście. A zapach różanych perfum, który was zdradził, potwierdza tylko to, co widziałem na monitorach — powiedział, unosząc brew jeszcze wyżej.
Monitoring... Zapomniałam, że takie coś, kurwa, istnieje.
Sebastian milczał, rzucając mi pełne napięcia spojrzenie, jakby próbował mi przypomnieć, żebyśmy trzymali się razem i nie dali się złamać. Ale Will patrzył na nas bezlitośnie. Czułam, że tym razem nie będzie łatwo się wywinąć.
— William... my... tylko... — zaczęłam, ale zabrakło mi słów. Widziałam, że brat nie zamierza czekać na wyjaśnienia.
Podszedł do łóżka, a jego dłoń sięgnęła w stronę poduszki, pod którą ukryłam księgę. Poczułam, jak moje ciało sztywnieje, a Sebastian wydawał się równie przerażony jak ja. Zanim jednak William zdążył unieść poduszkę, podniosłam głos.
— Will, to nie tak, jak myślisz! — wyrzuciłam z siebie nagle, desperacko próbując przyciągnąć jego uwagę. — My... po prostu... Chcieliśmy się trochę pobawić w detektywów i znać odpowiedzi na...
William zatrzymał się w pół ruchu, jego ton złagodniał na ułamek sekundy, ale po oczach widziałam, że to tylko przykrywka.
— Odpowiedzi? Na co, Mikane? — zapytał cicho, a w jego głosie pojawiła się nuta zaciekawienia.
Spojrzałam na niego, czując, że jestem na granicy wybuchu, ale wiedziałam, że muszę być szczera, choć nie mogłam ujawnić całej prawdy.
— Na to, dlaczego tak wiele rzeczy jest przed nami ukrywanych. Dlaczego wuj... I ty, pewnie James, a nawet Richard... Macie dostęp do miejsc, o których ja nie mogę wejść. Na to, dlaczego nasza rodzina wciąż skrywa jakieś tajemnice — powiedziałam, próbując brzmieć jak najbardziej poważnie.
— Ja i Lucas też nie możemy, tak apropo...
— Siedź cicho— syknęłam na niego.
William przez chwilę patrzył na mnie, a jego spojrzenie stało się bez emocji, trochę bardziej opanowany , jakby zastanawiał się, czy może mi coś wyznać. W końcu odwrócił wzrok i westchnął.
— Są rzeczy, które są trudne do wyjaśnienia, Mikane. Ale to, co robicie, wcale nie jest odpowiednim krokiem, aby coś się dowiedzieć — powiedział, chociaż jego głos brzmiał łagodniej.
Zanim zdążyłam go o cokolwiek zapytać, William ponownie spojrzał mi w oczy, tym razem z zimną stanowczością.
— Oddaj mi księgę, Mikane.
Poczułam, jak adrenalina znowu rozlewa się po całym moim ciele. Na dźwięk słów Williama „Oddaj mi księgę" poczułam nagłą falę buntu. Coś we mnie krzyknęło, że nie mogę jej oddać – że jeśli to zrobię, znowu zostanę zamknięta w nieświadomości, pozbawiona odpowiedzi na pytania, które dręczyły mnie od dawna. Znowu będą unikać rozmów.
Tak więc rzuciłam się na poduszkę i zacisnęłam dłoń na niej, pod którą ukryta była księga, i spojrzałam na Willa z determinacją.
— Dlaczego miałabym ci ją oddać? — zapytałam, starając się brzmieć pewnie. — Wiem, że coś przede mną ukrywacie. Wuj, ty, James, nawet Richard. Co takiego jest w tej księdze, że ja nie mogę tego wiedzieć? Jakieś zasrane tajemnice już mnie męczą, Will. Mam dość!
William zmrużył oczy, a jego spojrzenie stało się twardsze.
— Mikane, są rzeczy, których nie zrozumiesz. Pewne tajemnice są zbyt niebezpieczne, a ty nie jesteś jeszcze gotowa, by je odkryć. Jesteś poprostu za młoda, dziecko drogie skończ robić takie sceny— odpowiedział, a w jego głosie słychać było ostrzeżenie.
Nie mogłam się powstrzymać – poczułam, jak narasta we mnie gniew. Każda jego odpowiedź tylko potwierdzała moje przekonanie, że cała nasza rodzina jest osnuta tajemnicami, które miały przede mną pozostać zamknięte. W sumie nie tylko przedziwna, jak się okazało, ale im to chyba nie robiło różnicy. Zbyt długo byłam trzymana na dystans, traktowana jak dziecko.
— Gotowa? A kto ma o tym decydować? Ty? Wuj? — warknęłam, nie kryjąc już swojej złości. — Wiem, a raczej czuję, że ta księga ma coś wspólnego z matką, z dziedzictwem, które powinno być mi znane. Może to wy powinniście mi zaufać na tyle, by w końcu powiedzieć prawdę.
Widziałam, że moje słowa wywołały w Williamie lekkie zdenerwowanie – odsunął się o krok, jakby sam nie był pewien, co odpowiedzieć.
— Mikane, to nie tak... — zaczął, ale przerwałam mu, podnosząc głos.
— Właśnie że tak! Trzymacie mnie w niewiedzy, a potem oczekujecie, że będę spokojnie wykonywać wasze rozkazy. Wybacz, Will, ale jestem częścią tej rodziny, a to oznacza, że mam prawo znać wszystkie jej tajemnice. Mam prawo wiedzieć, kim była nasza matka i jakie mam kurna przeznaczenie!
William przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu, jakby sam nie mógł uwierzyć, że tak bardzo się postawiłam. Obok mnie stał Sebastian, który najwyraźniej nie wiedział, co zrobić – patrzył raz na mnie, raz na Williama, jego twarz była zagubiona.
— Mikane, muszę cię rozczarować, bo jesteś w błędzie. Ta księga jest niebezpieczna, może wyrządzić ci krzywdę — powiedział Will, a w jego głosie pojawiła się nuta troski. — Oddaj mi ją teraz, a obiecuję, że kiedy przyjdzie czas, wszystko ci wyjaśnię.
— Nie! — odparłam stanowczo, nie spuszczając z niego wzroku. — Teraz już nie uwierzę w puste twoje słowa. Albo mnie traktujesz jak równą sobie, albo... Albo sama odkryję prawdę, bez waszej pomocy.
— Mikane, przeginasz w tym momencie. Natychmiast zabieram tą książkę i nie chce jej więcej widzieć w twoim posiadaniu. — wyszarpał mi przedmiot z pod tyłka, tak że prawie padłam na bok —To jest tylko ostrzeżenie, następnym razem skończy się to gorzej, a ty Sebastian pokazałeś, że wciąż jesteś gówniarzem, który nie umie nawet powstrzymać od głupich pomysłów młodszej siostry. Wracaj do swojego pokoju, tylko spróbuj jej pomagać w jakiś innych głupotach. A i jeszcze jedno... ty i Mikane, napiszecie mi 200 razy zdanie „Nie będę chodził w zakazane miejsca, bez wyraźnej zgody". Macie czas do jutra, chce to otrzymać rano przy śniadaniu.
Emocje we mnie kipiały, serce waliło mi w piersi, a słowa Williama jeszcze dźwięczały mi w uszach. Nie mogłam pozbyć się poczucia, że właśnie przekroczyłam granicę, zza której nie będzie powrotu. Ale zamiast gniewu poczułam coś innego – potrzebę ucieczki od tej zawiłej mieszanki emocji.
— Pierdole to...
Zamykając za sobą drzwi do pokoju. Bracia, chyba byli osłupieni, moim postępowaniem. Poszłam w stronę biblioteki. Wysokie regały zapełnione starymi księgami były dla mnie jak oaza spokoju. W rogu, jak zawsze, stało pianino – instrument, na którym William często grał, gdy sam szukał wytchnienia. Też lubiłam na nim grać. Bez zastanowienia zasiadłam na ławie, delikatnie przesuwając palcami po klawiszach. Czułam, jak napięcie we mnie powoli się rozładowuje.
Zaczęłam grać pierwsze akordy, ale delikatniejszej wersji All of Me, a moje palce same podążały za melodią. Śpiewając, czułam, jak muzyka niesie mnie przez wszystkie emocje, których nie mogłam wyrazić słowami. Mój głos wypełniał bibliotekę i rozchodził się echem po zamku, a każda nuta, każde słowo wydawały się wyciągać ze mnie złość, smutek i żal.
— What would I do without your smart mouth?
Drawing me in, and you kicking me out
You've got my head spinning, no kidding, I can't pin you down
What's going on in that beautiful mind?
I'm on your magical mystery ride
And I'm so dizzy, don't know what hit me, but I'll be alright— śpiewałam bardzo delikatnie i czysto.
Na dole, w salonie, Richard i Lucas przestali rozmawiać, wsłuchując się w dźwięki, które do nich docierały. Nawet Sebastian, który po naszej kłótni schronił się w kuchni nie w pokoju, podniósł głowę nieco poruszony.
— My head's under water
But I'm breathing fine
You're crazy and I'm out of my mind.
Jeszcze tego nie wiedziałam, ale William stał na korytarzu przed biblioteką, opierając się o ścianę. Był jak zaczarowany, nie mogąc oderwać się od mojego głosu. Wiedziałam, że ta piosenka miała dla niego szczególne znaczenie – była jedną z ulubionych utworów naszej matki. Pamięć o niej była wciąż żywa i bolała, jak niewidzialna rana, która nigdy się nie zagoiła. Gdy dotarłam do refrenu, jego oczy były pełne łez. Jedna łza wymknęła się i spłynęła po jego policzku, gdy słuchał, jak śpiewam:
— 'Cause all of me
Loves all of you
Love your curves and all your edges
All your perfect imperfections
Give your all to me
I'll give my all to you
You're my end and my beginning
Even when I lose, I'm winning
'Cause I give you all of me
And you give me all of you, oh-oh...
Nagle usłyszałam kroki, ale nie przerwałam śpiewać. Wuj zbliżył się do Williama. Na jego twarzy malowało się zaskoczenie, a potem lekkie zdumienie, gdy zauważył wyraz twarzy chłopaka.
— How many times do I have to tell you?
Even when you're crying, you're beautiful too
The world is beating you down, I'm around through every mood
You're my downfall, you're my muse.
— Chciałbym, aby była tu mama i pomogła mi się z nią dogadać, albo pokazała jak się obchodzi z tak młodymi dziewczynami...
— My head's under water
But I'm breathing fine
You're crazy and I'm out of my mind
— William, myślę, że powinniśmy porozmawiać z Mikane — powiedział cicho. — Chciałem zakopać z nią topór wojenny i wyjaśnić kilka rzeczy. Może teraz jest dobry moment...
Will jednak uniósł rękę, gestem nakazując wujowi ciszę. Spojrzał na niego z wyrazem, który mówił wszystko – ten moment należał do mnie, do moich emocji i tego, jak próbowałam sobie z nimi poradzić. Wuj jednak wolał postawić na swoim, zrobił kilka kroków, zostawiając Willa, który ponownie wsłuchał się w mój śpiew.
— I give you all of me
And you give me all of you, oh-oh
Skończyłam piosenkę, oddech miałam przyspieszony, a w oczach czułam wilgoć. Byłam zdenerwowana, zraniona i pełna żalu, ale czułam się trochę lepiej, jakbym uwolniła część tych emocji dzięki muzyce. Przetarłam oczy rękawem od bluzy. Podniosłam głowę i dostrzegłam w odbiciu na błyszczącej powierzchni pianina, że William stoi w wejściu do biblioteki. Nasze spojrzenia spotkały się, a w jego oczach dostrzegłam coś, czego wcześniej nie widziałam – coś na kształt zrozumienia. Jakby muzyka była jedynym językiem, w którym potrafiliśmy się teraz porozumieć.
Potem zobaczyłam wuja, który stał za mną. Odwróciłam się, a on powoli, bez emocji zajął miejsce obok mnie. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie bez słów.
— Pięknie śpiewasz Mikane, jak Liliana...— zaczął miłym głosem, a potem zaczął szeptać mi do ucha— Chciałem pogadać... Zgrywasz niewinną ale masz trochę za uszami, młoda... Tak się zastanawiam, jak długo będziesz ukrywać przed tym tam... Tym za drzwiami... Co wyrabiałaś gdy oni byli na kawalerskim.
Rozdziabałam buzię w szoku. Jakby odebrało mi języka w gębie. Właśnie zjebał, tak fajną atmosferę.
— Tak, wiem co robiłaś i z kim, dzięki znajomej z instagrama. Byłaś z jakąś dziewczyną na jej zdjęciu, gdzieś tam w tle. Miałem to powiedzieć, Williamowi, ale straciłbym kartę przetargową.
Przełknęłam głośno ślinę, bo czułam jak stała mi gula w gardle.
— Czego ty oczekujesz?
— Bądź grzeczna i nie pyskuj do mnie, a ta tajemnica zostanie tylko między nami.
— Bo co?
— Zdajesz sobie sprawę, że będziesz miała przesrane i William ci tego nie popuści— uśmiechnął się do mnie cwaniacko.
Przewróciłam oczyma, ale uznałam, że wrogów lepiej trzymać blisko. Przyznałam mu rację, ale nic nie obiecałam. Wuj dodał, że lepiej żebym się do niego teraz przytuliła lub chociaż oparła, aby brat za drzwiami myślał, że się pogodziliśmy, bez „ale". Niechętnie to zrobiłam, ale przytuliłam się tylko do jego ręki. Niech nie liczy, na jakiekolwiek czułości.
Jak ja chciałabym, aby James już wrócił z miesiąca miodowego... Tęskniłam za nim, a wyjechał dopiero wczorajszego wieczoru.
— Zmykaj spać i przeproś Williama, za te krzyki. Słyszałem wszystko. I wiem, że byłaś w bibliotece, z Sebastianem.
— Ta... Perfumy i kamery...
— Zapomnijcie co tam widzieliście, dla waszego dobra, młoda. To nie dla dzieci...
Popatrzyłam na niego, po czym stałam. Wychodząc przytuliłam się do brata i wydusiłam z siebie „przepraszam". Will się uśmiechnął i pogłaskał mnie po głowie.
— Ehhh... Nie mam już nerw na ciebie.

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz