II Rozdział 30- Kompromis? Plis

30 3 0
                                    

Od powrotu z wycieczki, nie widziałam się z Williamem, akurat pojechał do tej swojej księżniczki, która biedna miała kiedyś zostać jego żoną. Bidulka... Salon w zamku był moją ucieczką od wszystkiego, co ostatnio działo się w moim życiu. Wielki, przestronny pokój z wygodnymi kanapami, masywnym kominkiem i ekranem telewizora tak ogromnym, że mógłby konkurować z kinem, był idealnym miejscem, by oderwać się od zmartwień. Tego wieczoru postanowiliśmy z Lucasem i Sebastianem zrobić karaoke – coś, co zawsze działało jak terapia na wszelkie rodzinne spięcia.
Stanęłam na środku pokoju, trzymając szczotkę do włosów, jakby był to najdroższy rekwizyt na świecie. Na ekranie wyświetlał się tekst piosenki, a melodia wypełniała cały salon. Wybrałam utwór, który zawsze poprawiał mi humor, i z całych sił wczułam się w rolę gwiazdy estrady.
— "I just wanna get high with my lover
Veo una muñeca cuando miro en el espejo
Kiss, kiss
Looking dolly, I think I may go out tonight
I just wanna ride, get high in the moonlight
I just wanna get high with my love
Veo una muñeca cuando miro en el espejo
Kiss, kiss
Looking dolly, I think I may go out tonight
I just wanna ride, get high in the moonlight!" — zaśpiewałam głośno, rozkładając ręce jak prawdziwa wokalistka na scenie. Obcas moich butów lekko stuknął o drewnianą podłogę, a ja wykonałam obrót, czując, jak energia piosenki przejmuje kontrolę nad całym moim ciałem.
Tak, nawet się ładnie ubrałam. Miałam na sobie białą sukienkę, dopasowaną u góry, a od tali w dół rozkloszowaną, a do tego jakieś buty na grubym obcasie. Lucas i Sebastian siedzieli na kanapie, klaszcząc w rytm piosenki. Lucas, jak zawsze, komentował mój występ. Lubił mi dogryzać i się droczyć.
— Mała Mikane, autentycznie próbuje zostać gwiazdką estrady! Mało ci już blasku w szkole, zadawając się z tym Vincentem? Jeszcze tego brakuje, abyś tak występowała na galach królewskich— rzucił, ale widziałam, jak jego oczy błyszczą od tłumionego śmiechu.
— Królewskich? Królewskie gale to jak pogrzeb. Mogłaby występować w klubach, ale smarkula ma zakaz na nie— dodał Sebastian, ale mimo żartu bił brawo, a jego uśmiech mówił, że naprawdę dobrze się bawi.
— Bardzo śmieszne, panowie! — odpowiedziałam, rzucając im rozbawione spojrzenie. — Zobaczymy, kto będzie się śmiał, jak zaraz zaśpiewacie coś z High School Musical!
Obaj zaczęli się bronić, machając rękami, ale ja kontynuowałam, w pełni oddając się swojemu występowi. W pewnym momencie wdrapałam się na stolik kawowy, unosząc udawany mikrofon w geście triumfu.
— "There's nothing like peace of mind
And you take the time to make sure that I'm okay
I know I can put stress on your brain
You still love me, put no one above me
You always go out of your way
To show me that I'm your priority
Find out how it feels to let go of everything
Be free
When you're here with me" — zaśpiewałam na cały głos, wyobrażając sobie, że stoję przed tysiącami fanów, którzy klaszczą i śpiewają razem ze mną.
Lucas i Sebastian dosłownie padli ze śmiechu, klaskając jeszcze głośniej. W tej chwili nic nie mogło zepsuć mojego nastroju. No, prawie nic.
Nagle muzyka zgasła. Na ekranie pojawiła się pauza, a cała magia mojego występu uleciała jak balon z dziurą. Obróciłam się zdezorientowana i zobaczyłam stojącego w drzwiach Williama. Pilot w jego dłoni wyjaśniał wszystko. Jego mina była jak wyryta w kamieniu – surowa i niewzruszona.
Nic nowego...
— Przed Państwem Will, niszczyciel dobrej zabawy— przedstawiłam żartobliwie brata wchodzącego do salonu.
— Zejdź ze stolika, smarkaczu. Co to była za akcja na wycieczce? — zapytał chłodno, a w jego głosie nie było ani krzty rozbawienia, które jeszcze chwilę wcześniej wypełniało pokój.
Poczułam, jak moje serce na chwilę zamiera, ale szybko się opanowałam. Wiedziałam, że prędzej czy później Will dowie się o wszystkim, więc postanowiłam obrócić całą sprawę w żart. Zeskoczyłam ze stolika, wciąż trzymając mikrofon, i wzruszyłam ramionami.
— Ach, to? — powiedziałam z niewinnym uśmiechem. — Nic wielkiego. Wuj już mnie za to ukarał, dość dotkliwe.... Dalej to czuję... Powiedziałam, że będę już grzeczna.
Lucas i Sebastian popatrzyli po sobie, nie znając żadnej dramy na wycieczce, oprócz plot o nie udanej imprezie, którą popsuli nauczyciele. Podobno zjechali się opiekunowie wszystkich dzieciaków z imprezy, ale byłam zbyt zajęta... Em... Odpoczywaniem, aby o tym wiedzieć. Lucas klepnął się w kolano, kręcąc głową.
— Znam ten ból, Mikane... Ale co się działo na wycieczce? — powiedział z lekkim uśmiechem.
— Kto nie dostał od wuja, ten nie zna życia. — dodał Sebastian, kiwając głową z udawaną powagą.
Jakiego życia?
I komu potrzebny jebnięty wuj? Chcecie? Sprzedam na organy. Zdrowy chłop w średnim wieku, sprawny itp.
William spojrzał na nas wszystkich, najwyraźniej niezadowolony, że całą sytuację traktujemy tak zlewająco. Skrzyżował ręce na piersi, a jego spojrzenie zatrzymało się na mnie.
— Nie wiem, czy jest się z czego śmiać. Niech cię cieszy, że to wszystko zakończyło się tylko na tym. Gdybym ja tam był i wiedział o wszystkim co masz za uszami, twoja kara wyglądałaby zupełnie inaczej, drogie dziecko.
Uśmiechnęłam się szeroko, udając, że nie czuję jego ostrzeżenia.
— Jasne, jasne. William, nie martw się, wzięłam to sobie do serca. Teraz jestem aniołkiem! — powiedziałam z przesadną słodyczą, unosząc dłonie w geście niewinności.
Lucas i Sebastian znowu zaczęli się chichrać, a William westchnął ciężko, jakby zastanawiał się, jakim cudem musi z nami wytrzymać. Nawet pomasował sobie skronie, jakby to miałam w czymś pomóc.
— Po prostu nie odwalaj więcej takich numerów — rzucił, zanim opuścił salon, zostawiając nas samych.— Chyba, że chcesz ode mnie powtórkę?
— Nie, podziękuję... Przepraszam...
— To lepiej, bądź tym aniołkiem i chowaj dobrze te rogi— uniósł kąciki ust— I skończ z romansami, za młoda jesteś... A nie potrzebny nam tutaj dodatkowy bobas...
Kiedy drzwi się zamknęły, spojrzałam na braci, a potem wszyscy jednocześnie wybuchliśmy śmiechem.
— Pierdu, pierdu... Will, chyba zapomniał co to prezerwatywy i ewentualnie tabletka po...
— Ma rację, powinnaś się trzymać z dala od chłopców. Dziewczyny w twoim wieku są naiwne, zwłaszcza po pijaku i...
— Chyba pora wrócić do karaoke, zanim Will wróci znowu przerwać show, a wy postradacie zmysły — rzuciłam, podnosząc niby mikrofon i włączając muzykę.
— Nie zmieniaj tematu! Zero seksu młoda!— podniósł głos Lucas.
— Sam się bzykasz z każdą ze szkoły!
— Mikane, nie używaj takich słów! Nie wolno! — dodał Sebastian, więc zaczęłam ich tym razem przedrzeźniać.
— Bzykanko! BZYKANKOOOO~— nuciłam do mikrofonu, co sprawiało u nich, że stali się czerwoni ze złości.
Słodko wyglądali ~
***
Tej nocy sen zupełnie mnie opuścił. Przewracałam się z boku na bok, wpatrując się w sufit mojej komnaty, ale obrazy z mojego ostatniego snu znowu zaczynały wdzierać się do mojej głowy. Ten duch... jego lodowate spojrzenie, słowa wypowiadane z dziwną pewnością, jakby wiedział o mnie wszystko. Mimo że starałam się wyrzucić go z myśli, nie potrafiłam. Czułam się nieswojo i sama w tym wielkim pokoju. Ten Alanaz, bo tak się przedstawił, ponownie mnie namawiał, abym przeszła na jego stronę i się uczyła pod jego okiem, bo...
Był spokrewniony z Subaru...
Szarpały mną nerwy. Poczułam złość, bo wynikało z tego, że Subaru z którym się spotykałam, wiedział, kim on był i przede mną to ukrywał. Miałam ochotę krzyczeć, płakać, jak przy strąceniu kontaktu z Dylanem.
Czemu chłopcy to kretyni?...
Same z nimi problemy...
W końcu nie wytrzymałam. Wstałam, narzuciłam na ramiona koc i bosymi stopami przeszłam cicho przez korytarz. W pałacu było ciemno jak w dupie i trochę chłodno. Pewnie zapomnieli dołożyć do pieca... owinęła się szczelniej kocem, bo po ostatniej zabawie w śniegu z chłopakami ze szkoły na wycieczce miałam lekki kaszel. Kierowałam się prosto do pokoju Williama, bo pokoje od innych były zamknięte na klucz. Nawet James który niedawno wrócił miał zamknięte, bo pewnie był zajęty swoją żoną. Jeszcze nie zamieszkali razem, nie wiedziałam dlaczego. Chyba nie chcą niczyjej obecności. Wiedziałam jednak, że najstarszy z nas, zwykle nie śpi zbyt wcześnie, a jego obecność zawsze była dla mnie czymś uspokajającym. Mimo, że czułam od niego chłód i czasami bywał dupkiem, kochałam go. W końcu był moim bratem.
Zapukałam delikatnie, a po chwili usłyszałam jego niski, głęboki głos.
— Wejdź.
Otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. William siedział na łóżku, czytając jakąś książkę, a jego spojrzenie, choć zmęczone, było skupione. Spojrzał na mnie znad okularów, które nosił, gdy długo czytał.
— Co tu robisz o tej porze, Mikane? — zapytał, zamykając książkę i odkładając ją na szafkę nocną— Jest już bardzo późno.
— Nie mogę spać... — powiedziałam cicho, podchodząc bliżej. — Mogę spać u ciebie? Proszę...
William westchnął lekko, ale przesunął się na łóżku, robiąc dla mnie miejsce. Zsunęłam koc z ramion i wdrapałam się pod kołdrę, czując ciepło, które od razu mnie otuliło.
— Dlaczego nie możesz spać? — zapytał, patrząc na mnie z zainteresowaniem. — Coś cię martwi? Znowu koszmary?
Pokręciłam głową, udając, że to nic takiego.
— Nie... po prostu tak jakoś. Nie wiem, może za dużo myślałam o różnych rzeczach — powiedziałam, starając się brzmieć przekonująco. Nie zamierzałam mu mówić o snach z tym dziwnym duchem, czego się dowiedziałam, chociaż chciałam powiedzieć mu co mi leży na sercu.
William zmrużył oczy, jakby próbował odczytać prawdę z mojej twarzy, ale ostatecznie nie naciskał.
— Skoro już tu jesteś, to mów, o co naprawdę chodzi. Widzę, że coś krąży ci po głowie — powiedział z lekkim uśmiechem, który był bardziej wyrazem troski niż złości.
Złapałam okazję, by zmienić temat.
— Właściwie chciałam spytać czy bierzesz pod uwagę jakieś propozycje, jeśli chodzi o mnie...
— Nie rozumiem, jakie byś mogła mieć dla mnie „propozycję" dziecko.
— Chce wrócić do szkoły i  myślałam, żeby dołączyć do klubu cheerleaderek.
William spojrzał na mnie z lekkim zaskoczeniem, a potem uniósł brew, wyraźnie niezadowolony. Jak zwykle coś mu się nie spodobało, tylko co? Przecież nie prosiłam o zbyt wiele. No może będzie znowu papierkowej roboty z powrotem do akademii, ale naprawdę miałam dość zamku. Już rzygam dworem królewskim. Nawet straciłam ochotę na zabawy w przebieranki w swoje suknie balowe i zakładanie koron.
— Cheerleaderki? Mikane, naprawdę? — zapytał, krzyżując ręce na piersi, czyli o to chodzi... — Nie sądzisz, że to trochę... nieodpowiednie dla księżniczki?
Nic nie jest odpowiednie dla kurwa księżniczki!
Zmarszczyłam brwi, zaskoczona jego reakcją, jak ja pragnęłam mu odpryskiwać, ale nie tędy droga moja paszczo. Mój zajebisty język musi się jak narazie schować jak chce coś ugrać.
— Co masz na myśli? To tylko cheerleading. Dziewczyny są zorganizowane, mają świetne choreografie, a występy to dobra zabawa.
William westchnął ciężko, jakby musiał tłumaczyć mi coś oczywistego. Czułam, że szykuje jakąś głupią wymówkę, tylko żeby mi to wybić z głowy, bo mi nie przystoi... Może nawet sranie mi nie przystoi, ale na to wpływu nie mam. Niestety, taka natura... Kurna... Ale mnie spiorunował wzrokiem w tej chwili.
— Mikane, posłuchaj. Wiem, że to może wyglądać niewinnie, ale cheerleaderki w twojej szkole mają... Reputację, tak to nazwijmy... Ubierają się w sposób, który nie przystoi księżniczce, bo zbyt skąpo, zachowują się wulgarnie, a co gorsza, wielu chłopaków w naszej rodzinie nie ma o nich najlepszego zdania. Richard i Sebastian sami się chwalili, że kilka z nich przeleciało, a ja nie chcę, żebyś była w ich towarzystwie. Już szybciej zgodzę się na twój powrót do szkoły niż na to.
Poczułam, jak wzbiera we mnie frustracja. William był jak zawsze przewrażliwiony na punkcie tego, co wypada, a co nie.
— Więc cheerleading nie, ale do szkoły już bez problemu? — zapytałam, a mój głos był bardziej oschły, niż zamierzałam.
— Dokładnie. Jakby to przemyśleć... Będzie ci łatwiej z materiałem i może będziesz miała więcej chęci do nauki, oczywiście bez wciągania się w grupki, które nie mają dobrego wpływu — odpowiedział, patrząc na mnie z powagą.
— A może jakiś kompromis?
— Jaki ci się marzy, drogie dziecko? Bo ostatnio bardzo dużo chcesz— uśmiechnął się kpiąco.
— Wrócę do akademii i dołączę do cheerleaderek, a za to będę miała same piątki i szóstki ze wszystkich przedmiotów.
— Zabawna jesteś, malutka, ale nic z tego. Za marzenia nie karają, ale o cheerleaderkach zapomnij, dobrze ci radzę. Chyba, że wolisz strój zakonnicy do ćwiczeń z cheerleaderkami?
Westchnęłam, czując, że ta rozmowa donikąd nie prowadzi. Wiedziałam, że jak William coś postanowi, to ciężko go przekonać do zmiany zdania.
— Jasne, Will. Jak zwykle wiesz najlepiej... Wybieram tylko powrót do szkoły, chociaż trochę normalności— rzuciłam, ale nie mogłam powstrzymać się od lekkiego uśmiechu. Chociaż byłam zła, wiedziałam, że jego intencje były dobre.
— Will...
— Tak?
— A tak wgl...Dasz mi możliwość spotykania się z chłopcami?...
— Ehh... A jakie masz argumenty? Jeśli ich nie podasz z automatu oddalę wniosek— zaśmiał się, ale nie powiedział odrazu żebym nie zaczynała tematu, czyli coś poszło do przodu.
— Jestem młoda, może mam szesnaście lat, ale uważam, że mam prawo do miłości i do popełniania błędów w związku...
— Oddalam wniosek mała, idź spać.
— Dlaczego?!!!— podniosłam się zbulwersowana.
— W głupi sposób straciłaś dziewictwo, pewnie z tym Vincentem też to robiłaś— nie skomentowałam, a on miał minę „serio to robiliście?"— A nie byłaś z żadnym w poważnym związku, dlatego nie wmówisz mi, że masz do czegoś prawo, jak nikogo na poważnie nie traktowałaś. Powiedz mi czym jest dla ciebie miłość? Nie takiego do braci, tylko do partnera.
— No poprostu miłość...
— Jeśli w końcu zrozumiesz co to znaczy, wtedy wrócimy do rozmowy, dobrze? Narazie masz myśli jak niedojrzały dzieciak.
Westchnęłam ciężko, bo nie umiałam odpowiedzieć na jego pytanie jakoś sensownie. Leżałam obok niego, a zmęczenie zaczynało mnie powoli dopadać. Przesunęłam się bliżej i oparłam głowę na jego ramieniu.
— Dzięki, że pozwoliłeś mi tu zostać i mogę wrócić do szkoły— powiedziałam cicho— Chociaż chciałabym jakiś inny kompromis...
— Spróbuj zasnąć, Mikane. I żadnych więcej pomysłów z cheerleadingiem i związkami — odpowiedział, kładąc rękę na moim ramieniu.
Mimo że wciąż byłam rozdrażniona jego zakazem, jego obecność była dla mnie kojąca. Chwilę później moje powieki zaczęły opadać, a wszystkie zmartwienia powoli rozmywały się w mroku.
Leżałam wtulona w Williama, ale sen jak na złość dalej nie przychodził. Może to jego regularne oddechy, może szelest przewracanych kartek książki – coś mnie nieustannie wybudzało z tego półsnu, w który próbowałam zapaść. W końcu zaczęłam podświadomie szukać sposobu, by czymś się zająć.
Will, jak to on, był w pełni pochłonięty swoją książką o rachunkowości. Szczerze, nie miałam pojęcia, jak można było z własnej woli czytać coś takiego. Zerknęłam na tytuł i skrzywiłam się.
— Will, czemu to czytasz? To jakieś nudne cyfry... — wymamrotałam, nie kryjąc ziewnięcia.
— Mikane, śpij. — Jego głos był stanowczy, ale pozbawiony większych emocji.
— Ale serio, po co ci ta książka? Już wiesz wszystko o pieniądzach — ciągnęłam, przeciągając sylaby.
William przewrócił oczami, wciąż nie odrywając wzroku od stron.
— To o optymalizacji podatkowej. Myślałem, że to cię znudzi na tyle, że zaśniesz.
— Wręcz przeciwnie. Teraz się zastanawiam, czy w ogóle to rozumiesz. Powiedz mi coś ciekawego o podatkach.
Will wziął głęboki wdech, jakby musiał liczyć do dziesięciu, żeby nie stracić cierpliwości.
— Mikane, jeśli nie możesz i tak spać, wracaj do swojego pokoju. Ja mam tutaj co robić, a tylko mnie wkurzasz specjalnie — powiedział poważnym tonem, odwracając kartkę.
Nie zamierzałam się poddać. Zawsze znajdowałam sposób, by wytrącić go z równowagi.
— A jak było u tej twojej dziuni? — zapytałam nagle, nawiązując do dziewczyny, z którą widziałam go niedawno rozmawiającego.
William zamarł na chwilę, a potem syknął przez zaciśnięte zęby:
— Mikane, zamknij buzię i oczy. Śpij. Natychmiast.
— Więc było źle? — zapytałam z figlarnym uśmiechem, wiedząc, że go drażnię.— Nie było ruchanka?
Spojrzał na mnie kątem oka, jego twarz była spokojna, ale oczy błyszczały ostrzeżeniem.
— Jeszcze jedno słowo, a osobiście odprowadzę cię do twojej komnaty i przypomnę, że możesz mieć gorzej niż towarzystwo rachunkowości.
Zachichotałam, ale tylko cicho, żeby go jeszcze bardziej nie irytować. W końcu poddałam się, zamykając oczy i wtulając głowę w jego ramię. Czułam, jak sztywno się prostuje, jakby próbował ignorować moją obecność.
— Will, wiesz, że tak naprawdę cię kocham, prawda? — wymamrotałam sennie.
— Mikane, zamknij się proszę...
Ale słyszałam w jego głosie ciepło, którego nie udało mu się ukryć, po chwili dodał:
— Też cię kocham, łajzo. SPAĆ.

DIADEM Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz