Z podekscytowaniem kierowałam się do gabinetu Williama, próbując opanować w sobie przypływ radości. Czułam, że w końcu mogę zacząć prawdziwą naukę magii. Nawet od środka coś się zmieniło, no sobie tak wmawiałam, że płynie we mnie prawdziwa krew czarodziejki.
Wiem to dziecinne...
W końcu skończyłam 16 lat, prawda? To nie lada osiągnięcie, a przecież Will zawsze powtarzał, że w naszym świecie to wiek, w którym zaczyna się prawdziwa nauka czarów.
Po drodze natknęłam się na Jamesa, który spojrzał na mnie z tym swoim braterskim wyrazem zrezygnowania.
— Will nie jest dzisiaj w nastroju na twoje... POMYSŁY — mruknął, zatrzymując mnie spojrzeniem.
— Czuje, że powinnam się obrazić... Ale nie zrobię tego. JESZCZE — odpowiedziałam, nie wzruszona. — Mam ważne pytanie i jestem pewna, że nie ma nic ważniejszego od tego, co mam mu do powiedzenia!
James westchnął, ale ja już ruszyłam dalej, zupełnie ignorując jego ostrzeżenie. Dotarłam do drzwi gabinetu Williama. Była tam tabliczka „NIE WCHODZIĆ," ale, szczerze mówiąc, zupełnie mnie nie interesowała. Zresztą, co mi tam tabliczka? Podeszłam i pchnęłam drzwi bez chwili wahania, wchodząc do środka.
Will siedział przy biurku z telefonem przy uchu, rozmawiając z kimś poważnym tonem. Przestał mówić w pół zdania i spojrzał na mnie tak zimnym wzrokiem, że na moment poczułam dreszcz. Cóż, może nieco przegięłam tak się wpraszając, ale już za późno, by się poprawić.
— Przepraszam, muszę kończyć — rzucił do słuchawki, odkładając telefon z wyraźnym niezadowoleniem. — Mikane, ile razy mam powtarzać, że się puka?
Zachichotałam, starając się ukryć lekkie zakłopotanie. — Ale ja mam bardzo ważne pytanie, braciszku! — powiedziałam, jakby to miało załatwić sprawę.
Will spojrzał na mnie tak, jakby na sekundę stracił cierpliwość, ale postanowił jeszcze walczyć. — Mikane, to twoje „ważne" może poczekać. Mam dzisiaj zbyt wiele na głowie. — Wskazał wymownie na tabliczkę z napisem „NIE WCHODZIĆ". — Mam cię zapisać do okulisty, czy sama znajdziesz drogę do wyjścia?
Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się, jakby jego złość była niczym więcej niż zabawnym droczeniem. — Chcę zacząć naukę magii! — oznajmiłam z triumfem w głosie, przekonana, że to mój dzień i w końcu się zgodzi.
Will wyglądał, jakby zmuszony był liczyć do dziesięciu. — Mikane... Mówiłem ci, żebyś wyszła. Nie będę tego powtarzał.
Spojrzałam na niego z wyrazem głębokiej krzywdy, przekonana, że to absolutnie niesprawiedliwe. — Ale mam już 16 lat! Mam prawo nauczyć się czarować jak wy, to nie fair, że...
— Mikane! — powiedział ostro, przerywając mi w połowie zdania. Usłyszałam w jego głosie ton, który oznaczał, że faktycznie przekroczyłam granicę.
Pod jego chłodnym spojrzeniem wycofałam się w stronę drzwi, starając się nie patrzeć mu prosto w oczy tylko na swoje skarpetki w ciasteczkowego potwora. Mamrotałam jeszcze coś pod nosem, jakby sama do siebie.
— Jasne, to nie fair... Ale jesteś...
Nie dokończyłam, bo usłyszałam jak William wstaje nagle z fotela. Podniosłam głowę, zerkając na niego przelotnie. Przez chwilę poczułam ścisk w żołądku, jakby naprawdę zamierzał mnie ścigać i widząc jego surową minę, nie czekając na dalszy rozwój, puściłam się biegiem korytarzem, z szerokim, zadziornym uśmiechem na twarzy.
Za plecami słyszałam jego kroki, a przez moment poczułam się, jakbym miała zaledwie 5 lat, uciekając z zabawnym śmiechem przed jego surowymi uwagami. W sumie uznałam to za grę w dokuczanie i specjalne denerwowanie więc moja upierdliwość będzie narastać.
Nie odpuszczę tematu magii za nic w świecie.
Poza tym od 16 urodzin, a minęły już z 5 dni, co noc rozmawiałam we śnie z Subaru i robiliśmy różne zakazane rzeczy, jak taniec i całowanie. Mimo, że było to przez telepatię wystarczało mi to jak narazie, przynajmniej nie miałam z powodu tego konsekwencji.
Poza tym dziś siedziałam w domu, bo za pyskowanie do Richarda nie mogłam pojechać na wycieczkę, bo ten gnojek musiał dogadać trzy grosze, że przejażdżki na motorze robię przez autostradę niedaleko i to tak szybko, że zdążę w pół godziny wrócić do domu. Na szczęście Will nie zabrał mi motoru, tylko wsadził mi gdzieś nawigację, żeby wiedział gdzie jeżdżę, a tak żebym nie znalazła. Więc ominęła mnie wizyta w planetarium, którego nie mogłam się doczekać. Na szczęście miałam plan i to niezawodny, tak myślałam.
Czy ja się uczę na błędach?
Kto nie ryzykuje, nie pije szampana!
Po 12:00 nie było, nikogo w pałacu, tzn żadnego z braci. Richard, Lucas i Sebastian w szkole lub na wycieczkach, James był na spotkaniu z Elizabeth bo ustalali termin ślubu, salę itp, a Will pojechał na dwie godziny do rady królewskiej, po drugiej stronie kraju. Więc miałam tak naprawdę, do 17:00 czas dla siebie. Oczywiście zanim Will wyjechał pogroził mi palcem i coś tam pomarudził, ale do jednego ucha mi wleciało, a drugim uleciało hehe
Tak wiec, telepatycznie skontaktowałam się z Subaru. Opanowałam to już do perfekcji.
— Za ile będziesz ?
— Za pół godzinki, będę jechał autostradą. Napewno niema nikogo w zamku?— Subaru się trochę obawiał Williama, a w sumie bardziej tych młodszych, żeby mu w szkole w ryj nie dali.
— Niech ta twoja czupryna będzie spokojna. Nie ma gestapo— zaśmiałam się uroczo, potem dodałam, że go wyczekuję.
Musiałam, się w coś ubrać, tak aby w razie wu nie być rozpoznana. Więc ubrałam czarne, obcisłe spodnie z wysokim stanem i zapięciem na masę guzików. Do tego koszule z falbanami na końcach rękawów, a one same były nadwyraz szerokie.
W drodze przed bramę, gadałam z Edwardem, aby w razie wu mnie krył. Najwyżej ma powiedzieć, że się szlajam po zamku szukając tajnych przejść i tyle. Lepiej dostać za to kazanie.
Zobaczyłam godzinę, Subaru miał się zjawić za chwilę, więc przeszłam na drugą stronę ulicy. Miałam przy sobie swój kask, bo mieliśmy jechać jego motorem, bo moim z wiadomych względów nie było takiej opcji, aby się wymknąć.
Długo nie musiałam czekać. Chwilę później nadjechał, mój książę z bajki, zsiadając z maszyny i ściągając kask. Podeszłam do niego z szerokim uśmiechem, cała rozweselona, a on odrazu chwycił mnie za talię i uniósł do góry.
— W końcu razem mała— ucałował mnie namiętnie w usta, co też odwzajemniłam.
Czułam się z nim o wiele lepiej, niż z Dylanem, z którym nie łączyły mnie aż takie uczucia. Chyba ta nieudana aranżacja wyszła mi na dobre, poza tym narazie ucichły koszmary odkąd się razem komunikujemy w nocy.
— Jedziemy? Bo niedługo nam się seans zaczyna— oderwałam się od niego, na chwilę, aby spojrzeć mu w piękne, ciemne oczy.
— Takim razie...— nie dokończył, bo wsadził mnie na siedzenie za talię.
Dlaczego każdy może mną miotać jak jakimś workiem ziemniaków? Ostatnio zaczęłam więcej jeść, tak mi się wydaje, a wciąż byłam bardzo lekka.
— Ja mam prowadzić?
Zaskoczyłam się, bo myślałam, że będzie prowadzić. Nigdy nie jechałam z kimś na bagażniku, dlatego miałam lekki stresik, ale gdzieś tam też ekscytację.
— Pokaż mi, czym się zachwycali twoi bracia — wyszczerzył swoje białe zęby.
— Mam nadzieję, że masz bokserki na zmianę— puściłam mu oczko i odpaliłam pojazd.
Subaru usiadł za mną obejmując mnie, żeby nie spadł. Problem był tylko taki, że miałam ciężko z dotykaniem do ziemi, ale naszczycie książę mi pomagał i w razie wu on trzymał nogi na jezdni.
Gdy jechaliśmy rozpędziłam się do prędkości do której się nie bałam. Gdzieś tam robiłam slalomik między autami, za co mnie potem opierniczał, bo to niebezpieczne na autostradzie. Jakbym słyszała braci... Przewróciłam tylko oczami i podnosiłam z trudem motor na tylne koło. Chociaż był cięższy niż mój, dlatego więcej trików nie robiłam.
Gdy dotarliśmy pod planetarium Subaru zaproponował, aby zrobić sobie wspólne zdjęcie. Nie miałam nic przeciwko, ale miałam gdzieś z tyłu głowy, że Will przegląda mi telefon.
— Tylko nie mogę mieć nic w telefonie... William, ma durne zasady...
— No bardzo durne. Możemy zdj zostawić u mnie w telefonie, mi chyba nie sprawdzi, a dla ciebie wywołamy— cmoknął mnie w czoło, aż mi się zrobiło miło.
— Zgoda.
Ustawiliśmy się do zdjęć, spodobało mi się konkretnie te na którym siedzieliśmy na motorze. Subaru był przy kierownicy przodem do mnie, a siedziałam na bagażniku. Do tego mieliśmy założone kaski, więc nie było widać, że to my, ale my wiedzieliśmy. Akurat Subaru mnie uprzedził, że chciał je wstawić na fb, nie miałam nic przeciwko, tylko żeby mnie nie oznaczał.
Po zrobieniu fotek, poszliśmy na seans. Byłam zaskoczona jak byliśmy sami w sali. Subaru wyjawił mi, że ją dla nas zarezerwował. Byłam bardzo mu Wdzięczna, bo marzyłam o byciu sam na sam z nim. Leżeliśmy wtuleni na wielkich poduchach. Subaru, bardziej odważniej mnie dotykał, a tu za udo, a tu po brzuchu. W sumie sama go miziałam po torsie wkładając rękę pod jego bluzkę.
— Chciałabyś coś więcej?
— Mówisz o seksie?... No nie wiem...
— Pierwszy raz i się boisz ?
— Yhym... Poza tym to chyba nie najlepsze miejsce i znamy się zbyt krótko...
— Rozumiem, nie będę naciskał. To nie jest najważniejsze— wziął ode mnie rękę, jakby się speszył.
Zrobiło mi się trochę głupio, ale nie chciałam robić wbrew sobie, ale lubiłam jego ciepłe dłonie na swojej skórze.
— Możemy się podtykać na początek, co ty na to?
— Jeśli mi pozwolisz.
Wtedy wzięłam jego rękę i położyłam sobie blisko krocza, tak aby mógł sobie jeździć palcami gdzie chciał. To samo robiłam ja jemu, szybko sobie porozpinaliśmy spodnie i pieściliśmy się pod bielizną. Chyba emocje i klimat wyświetlonej drogi mlecznej, wygrało, bo nie wiedząc kiedy siedziałam na nim i jęczałam cicho, gdy on świdrował mnie od środka. Było to tak przyjemne, że nie zwróciłam uwagi na początkowy ból. Oczywiście nie zmuszał mnie do niczego i zadbał o zabezpieczenie, sama tego pragnęłam. Ta chwila mogła trwać dla mnie w nieskończoność. Gdy oboje osiągnęliśmy szczyt, akurat seans się zakończył, a my w zarąbistych humorach, mogliśmy się ogarnąć i wyjść z sali.
Była chwila po 15:00, więc musieliśmy wracać, abym miała czas na umycie się przed powrotem pierwszych braci.
Subaru pocałował mnie jeszcze przy motorze, za nim na niego wsiedliśmy. Tym razem on prowadził, ponieważ we mnie wciął było wiele emocji, przez które mogłam być zdezorientowana. Nie chcieliśmy pobytu w szpitalu lub co gorsza na cmentarzu.
Nie musiałam się martwić czy zdążę wrócić, Subaru jechał szybko, stabilnie i ostrożnie, więc byliśmy pod zamkiem jakoś o 16:15. Tak, dokładnie patrzyłam na zegarek w telefonie. Robiłam to od wyjścia ze sklepu gdzie się wywoływało zdjęcia. Z tamtąd mieliśmy pół godziny do domu.
— Super się dziś bawiłam, dziękuję ci bardzo — mówiłam wtulona w jego tors.
— Ja tak samo. Mam nadzieję, że wszystko w porządku i dobrze się czujesz po pierwszym...
— Jest dobrze, lekki dyskomfort, ale jest dobrze. Miło, że się upewniasz— cmoknęłam go w policzek.
— Zawsze będę, najdroższa. A teraz idź do domu, wykąp się, wypij coś ciepłego i odpocznij. Seks jest wyczerpujący — mówił to głaskając mnie po włosach.
Przytaknęłam mu i pożegnaliśmy się ostatnim całunem do następnego realnego spotkania. Już za nim tęskniłam, za naszą bliskością i jego zapachem. Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Dzwonił Will...
Okazało się, że nie odebrałam od niego 5 połączeń. Przed odebraniem, powiedziałam do Subaru, aby już jechał, bo rozmowa będzie pewnie długa.
Dał mi ostatniego całusa w czoło i odjechał, a ja wróciłam na posesję zamku.
< Co nie odbierasz telefonów?> zapytał nie witając się ze mną.
< Jestem na ciebie zła, więc to oczywiste. Sam mnie olałeś rano> broniłam się, próbując nie dyszeć gdy szłam, szybkim krokiem do środka.
< Mikane, nie denerwuj mnie dobrze ci radzę>
< Przepraszam, coś chciałeś konkretnego?>
< Tak, poproś gosposię o naszykowanie obiadu na 18:00. Wszyscy powinni być wtedy w domu>
< Dobrze, Will. Coś jeszcze? >
< Tak, odbieraj telefony!>
< Okej, to pa> rozłączyłam się nie czekając, czy to też zrobi.
Pobiegłam do pokoju i odrazu zaczęłam sobie robić kąpiel w łazience. Musiałam z siebie zmyć zapach Subaru, aby żaden z tych cymbałów nie wyniuchał intruza. Jakie to było żenujące, że muszę ukrywać chłopaka przed rodziną, tego jeszcze nie grali.

CZYTASZ
DIADEM
FantasyOto historia piętnastoletniej dziewczyny, której życie zmieniło się w jednej chwili. Pewnego dnia straciła rodziców, lecz wkrótce odkryła, że nie byli oni tymi, za kogo się podawali. Czy jednak można ich za to winić? Zmusiło ją to do całkowitej zmia...