Za bramą cieni

1 0 0
                                    


Eryk, Lyra i Korr stali przed wielką, porośniętą mchem bramą, której mosiężne wrota pokryte były dziwnymi, złożonymi wzorami. Były one tak stare, że wydawały się częścią samej ziemi. Nie widzieli nikogo, kto by ich powitał, ani niczego, co by wskazywało, że droga przed nimi nie była jedynie iluzją. Wszystko wokół nich było nieruchome, jakby czas sam zatrzymał się w tym miejscu.

– Musimy przejść przez tę bramę – powiedziała cicho Lyra, patrząc na wrota. – Ale wiesz, co to oznacza, Eryku. Za nią czeka coś, czego nie możemy przewidzieć.

Eryk skinął głową, niepewny, co dokładnie ma na myśli. Czuł, jak niepokój rośnie w jego piersi, ale wiedział, że nie ma już odwrotu. To była ich droga. Jego droga.

Korr zbliżył się do bramy, uważnie przyglądając się jej krawędziom. Z kieszeni wyciągnął mały kawałek szkła, który na pierwszy rzut oka wyglądał jak fragment kryształu. Był to przedmiot, który miał służyć do odpierania magicznych zaklęć, ale Korr jeszcze nigdy nie używał go w praktyce. Wziął głęboki oddech, a potem dotknął szkła do jednego z dziwnych symboli na bramie.

Na chwilę wszystko zamarło.

Ziemia drgnęła, a brama zaczęła cicho skrzypieć. Po chwili z każdej strony zaczęły z niej wysuwać się wiszące łańcuchy, jakby brama była żywym organizmem, który powoli się budził. Korr nie odrywał wzroku od szkła, trzymając je mocno, podczas gdy Lyra i Eryk stali obok, gotowi na to, co mogło się wydarzyć.

– Teraz – powiedział Korr, a w jego głosie brzmiała pewność. – Musimy przez to przejść razem.

Eryk poczuł, jak magia bramy otacza go, jakby starała się go przyciągnąć do siebie. Zbliżył się do wrota, a razem z Lyrą i Korr’em przekroczył próg. W tym samym momencie powietrze wokół nich zaczęło drżeć, jakby wchodziły w zupełnie inny wymiar.

Za bramą, w ciemności, było coś, czego nie dało się opisać słowami. Eryk widział tylko zamgloną przestrzeń, której ściany były przezroczyste i płynne jak woda, ale jednocześnie twarde jak kamień. Wszystko wokół niego pulsowało jak żywa tkanka. Miejsca, w których nie było widać nic, były jedynie cieniem – ciemnym, zniekształconym obrazem rzeczywistości.

Lyra ruszyła naprzód bez słowa, a Korr, nieco z tyłu, trzymał rękę na swoim ostrzu. Eryk poczuł, że nie jest już sam. Za tą bramą nie było ani miejsca, ani czasu. To było coś więcej – coś, czego nie rozumiał, a jednak czuł, że jest częścią tego wszystkiego.

„To nie jest zwykła pułapka…” – pomyślał. „To coś znacznie starszego i potężniejszego.”

Chwilę potem stanęli na pustej, ogólnikowej przestrzeni, gdzie nic nie miało wyraźnych granic. Zobaczyli pierwszą z pułapek – nie była to nić ani kamień, ale iluzja. Tuż przed nimi pojawiły się postacie, które wyglądały jak ich odbicia. Eryk dostrzegł siebie, Lyrę i Korr’a w lustrzanej postaci, ale te odbicia miały wykrzywione, zdeformowane twarze, jakby wyciągnięte z najgorszych koszmarów.

„Musisz nas zniszczyć, aby przejść dalej…” – usłyszał w swojej głowie głos, który brzmiał jak echa własnych myśli.

Eryk poczuł, jak serce bije mu szybciej, a adrenalina zaczęła wzbierać. Odbicia nie były po prostu złudzeniem – one były częścią tej przestrzeni, próbującymi zmanipulować rzeczywistość. Te zjawy zdawały się wiedzieć wszystko, o czym myślał.

– Nie daj się zwieść! – krzyknęła Lyra, widząc zdezorientowanie Eryka. – To tylko iluzja. Musisz przejść przez to!

Eryk wziął głęboki oddech i zamknął oczy. Jego własne lęki nie miały nad nim władzy, przynajmniej nie teraz. Wypowiedział w myślach słowa, które raz słyszał od ojca: „Wszystko, czego się boisz, jest tylko cieniem przeszłości.”

Cztery Żywioły Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz