Niezrozumienie

30 6 2
                                    

***Zuza***


Obecna sprawa jest chyba najbardziej wymagającą i najdłuższą w całej mojej dotychczasowej karierze. Do tej pory nie wydano wyroku, więc póki co, mam związane ręce. I jest to też najbardziej męczący proces. Zdarza się, że zasypiam nad Kodeksem karnym albo pisaną apelacją i Sebastian musi mnie budzić. Przy żadnej sprawie nie byłam  w podobnym stanie. 


Mimo że w pracy często rzucamy się sobie wzajemnie do gardeł, chyba nikt nie pomaga mi tak bardzo jak on. Ostatnio jednym ze zdań, które od niego słyszę najczęściej, jest: ,,Połóż się, ja się tym zajmę".


Do tej pory czasem wyrzucam sobie, że źle go oceniłam, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Wtedy zachowaniem przywodził mi na myśl posąg.  Skamieniały i niezdolny do okazywania jakichkolwiek uczuć. Potrzebowałam dłuższego czasu, żeby skonstatować, że jest raczej jak...creme brulee. Że pod tą prokuratorską skorupką siedzi pełen ciepła i dystansu do siebie, niesamowicie mądry i wrażliwy facet.


Owszem, słyszałam o nim wiele takich opinii, ale przyjęłam taktykę  zakładającą, że nie uwierzę, póki on sam mi tego nie pokaże.  Pokazał, przyprowadzając ze sobą Gaję, żebym ją poznała. Zdziwiło mnie, że prawie w ogóle nie zwraca się do niej po imieniu, zamiast tego stosując  zwrot: ,,Królewno". 


O tej jego wrażliwej stronie przekonałam się jeszcze w innym momencie. Wtedy, kiedy Gaję zdiagnozowano. Nigdy wcześniej ani później go takiego nie widziałam i mam nadzieję, że więcej już nie zobaczę. Bo nie był to stan, w którym jakakolwiek z nas chciałaby widzieć swojego partnera. I odwrotnie zapewne też. 


Za każdym razem, kiedy go w tamtym okresie odwiedzałam, nie wiedziałam, w jakim stanie go danego dnia zobaczę. Najczęściej było tak, że przyjeżdżałam po południu, a do siebie wracałam dopiero rano następnego dnia, cały ten czas dając mu się wypłakiwać w moje ramię. 


I wtedy zaczęły się dziwne zachowania mojej mamy, które w tamtym czasie nie dały mi zbytnio do myślenia. Czepiała się, że wiecznie u niego siedzę i pytała, czy naprawdę tak mi się w tym Krakowie nudzi.


Nie wiem, z czego to wynika, ale w naszej relacji odkąd urodziłam Juliusza, niewiele się zmieniło. Mama czasem wpadnie, ale wypije kawę i już jej nie ma. Czy to się kiedyś zmieni? Nie mam pojęcia.


***


- No w końcu jesteś - słyszę od chrzestnej zaraz po przekroczeniu progu mieszkania.- Może w ogóle się do tej kancelarii przeprowadź?


- Ciocię też miło widzieć - odpowiadam, biorąc od niej małego. Siadam przy biurku, sadzając go sobie na kolanach i jedną ręką otwierając laptopa.


- Jeszcze ci mało pracy?


- Tylko sprawdzę maila- tłumaczę, starając się zachować spokój.


Niebieski motyl TOM IIWhere stories live. Discover now