Spokój

35 9 12
                                    

***Gaja***


Czego ludzie chcą od swoich potencjalnych partnerów? Ponoć z reguły tego, żeby mieli poczucie humoru, byli inteligentni, zaradni i mieli inne temu podobne cechy. W każdym razie długo by wymieniać. Ja chciałam o wiele mniej. Kilka lat temu jedynym moim oczekiwaniem wobec partnera było, żeby...nieważne jaki, byleby tylko był, ale to krótkie zdanie bardzo przeraziło Sebastiana, więc musiałam nieco zmienić piramidę wartości. Od tamtej pory chciałam mieć przy sobie kogoś, przy kim miałabym spokojny układ nerwowy. A przy Adrianie udało mi się ten stan osiągnąć. Co więcej, czasem mam nieodparte wrażenie, że przy nim znajduję w sobie spokój, nawet kiedy tego uczucia we mnie nie ma. Tak, wiem, że to zdanie jest zupełnie pozbawione sensu, ale ja od zawsze gadam, jakbym wiecznie miała we krwi jakąś mocną, niedozwoloną substancję. 


Tyle że mi  z nim jest naprawdę dobrze. To wcale nie jest tak, że podczas jego monologów zasypiam, bo mam dość ciągłego gadania(to akurat dotyczy mojego brata, ale cii, on o tym wcale nie musi wiedzieć). W przypadku mojego narzeczonego chodzi o coś zupełnie odwrotnego. Lubię, kiedy dużo mi mówi. Po pogrzebie ojca miałam po prostu gorszy moment. Potrzebowałam, by Adrian odwrócił moją uwagę. Na to, że odpłynęłam, złożyło się kilka czynników. Mogłam się do niego przytulać, wdychać zapach jego perfum, wysłuchiwać miarowego bicia serca. To wszystko zadziałało uspokajająco. Tak naprawdę każdy element tej układanki był stały. 


A ja bardzo lubię, kiedy coś jest stałe. To może dziwne, ale nadal nie mogę się przyzwyczaić do tego, że mój brat nie pali, mimo że nie robi tego grubo ponad rok, bo od momentu, kiedy Zuza powiedziała mu, że jest w ciąży. Stwierdził, że nie będzie jej truł. Ale ja przez piętnaście lat widziałam go z dymiącym papierosem między palcami. Zaczął, będąc w moim wieku, też na początku studiów. Kłamał, mówiąc, że to ze względu na potrzebę odreagowania emocji związanych z pracą w prokuraturze. 


To znaczy...nie była to wersja wielce daleka od prawdy. Palił ze względu na emocje, to prawda. Ale te wyniesione z domu, nie z pracy. Twierdził, że musiał jakoś odreagować, a że był wtedy gówniarzem, nic ,,lepszego" nie wymyślił. O jaką dokładnie sytuację między rodzicami chodziło? Dalej nie wiem. 


Mam wrażenie, że Seba czeka, aż mama mi to wyjaśni, ale ona nie jest skora do wyłuszczania mi jakichkolwiek historii dotyczących jej małżeństwa z ojcem, więc przypuszczam, że czeka na moment, w którym mój brat weźmie to na siebie. Ale to fakt, widzę różnicę między związkiem moich rodziców, a tym, który on zbudował z Zuzą. I chciałabym, żeby ten mój wyglądał tak, jak ich. 


***


 Czy to normalne, że nie wierzę, że będę brała ślub? Możliwe. W każdym razie, istnieje możliwość, że ta uroczystość zagwarantuje mojej kochanej babci  pobyt na oddziale kardiologii. Po pierwsze: nie biorę ślubu ani w Krakowie, ani w Poznaniu, tylko w regionie, gdzie ,,psy szczekają inną częścią ciała". Po drugie: sala, którą wybraliśmy znajduje się w Bielsku Podlaskim, jakieś czterdzieści minut samochodem od Białegostoku, a ona ,,nie jedzie na objazdówkę po Podlasiu, tylko na wesele". Po trzecie: podobają mi się suknie z odsłoniętymi ramionami i/lub plecami, a moja świadkowa ma całe wytatuowane ręce (do egzorcysty z nią...albo nie, bo się biedny ksiądz jeszcze wystraszy). 


Babcia ponarzekała, koniec końców dochodząc jednak do wniosku, że to i tak lepsze od tej szopki, którą na Mazurach odstawił Sebastian. 


- Przypomniało ci się coś miłego?-  słyszę obok siebie Adriana.


- Julek. Przyszedł do mnie rano z truskawką i mówi: ,,Mniam,mniam". No to się go pytam: ,,Co to?", na co mały: ,,Tutawka!". 


- Świetny jest - śmieje się.- Zobacz, jaki miły, przyjdzie, przyniesie truskawkę.


- Śmieszny - przyznaję dość obojętnie- Ostatnio odkrył, że kiedy czymś się rzuca, to ta rzecz spada. Więc teraz wszystko  robi ,,bam". Czasem razem z nim. Ostatnio darł się przez pół godziny, bo jakimś chorym prawem mama kazała nie zabierać tacie Kodeksu karnego, bo tata pracuje.  Ale ogółem jest fajny. Chodzi jak mały pingwin, więc mam z czego się pośmiać. Czasem do mnie przychodzi. Pozwalam mu posiedzieć, o ile nie wrzeszczy. Zanim zapytasz, nie, nie zamierzam mieć dzieci. Nie nadaję się na matkę. 


Obserwuję go. Zdaję sobie sprawę, że jest starszy, więc pewnie któregoś dnia o tym pomyśli. A skoro mamy być razem do końca życia, wypadałoby, żebym zajęła w tej sprawie jakieś jasno określone stanowisko. A takie właśnie ono jest. Próbuję znaleźć na jego twarzy jakieś oznaki rozczarowania, zawodu, czy nawet smutku. Ale nic takiego nie widzę. Więc albo go to nie boli, albo to ja jestem emocjonalnie ślepa.


- Rozumiem - przecina ciszę, kładąc dłonie na moich ramionach.- W porządku. 


- Coś ty powiedział?


- Że nie mam z tym problemu. Nie każdy musi mieć dzieci i to jest ok. 


- To...ty nie chcesz?


- Nie chcę. Chcę się realizować zawodowo, jeździć z tobą po świecie, kochać się z tobą do rana bez obaw, że mały człowiek przyjdzie i zobaczy coś, czego nie powinien i robić wiele innych rzeczy, które dziecko by skomplikowało.


- To chyba najbardziej romantyczna deklaracja bezdzietności, jaką w życiu słyszałam- kiwam głową z uznaniem, zaczynając w myślach wizualizować sobie te nasze wspólne, zapewne bardzo romantyczne wyjazdy. Bardzo przyjemna wizja.



Hej!

Tym rozdziałem oficjalnie otwieram przygotowania do wesela Gai i Adriana! Rąbka tajemnicy już Wam trochę uchyliłam:)

Kto się cieszy? Ja bardzo!

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podoba<3

Do następnego!

P.

Niebieski motyl TOM IIWhere stories live. Discover now