Luke nie pojawiał się od dłuższego czasu, więc Rachel zajęła się sprzątaniem. Zazwyczaj miała dość czysto w pokoju, więc i teraz nie było tu dużo do uprzątnięcia. Po ułożeniu wszystkiego, nawet zbyt idealnie, zeszła po coś do picia.
W kuchni zastała Tony'ego opartego o blat i wpatrującego się w swoją komórkę. Odchrząknęła głośno, by dać mu do zrozumienia, że jej przeszkadza jednak on się nie przesunął.
- Możesz przejść? Chcę wziąć wodę - powiedziała i otaksowała go spojrzeniem.
Westchnął ciężko i usiadł przy stole wciąż wgapiając się w ekran telefonu.
Dziewczyna sięgnęła po butelkę i szklankę, po czym nalała trochę do jej wnętrza. Chwyciła pudełeczko z lekami, które miała wziąć rano i potrząsnęła nim. Tabletki zastukały obijając się o siebie, a jedna z nich wypadła na jej rękę. Połknęła ją i popiła jak najszybciej, jednak gorzki posmak pozostał w jej ustach.
- Zapominasz - powiedział beznamiętnie nawet na nią nie patrząc.
- Nic ci do tego - warknęła i dopiła resztę wody ze swojej szklanki.
- Wydaje mi się, że jednak dużo - mruknął, po czym wstał z ciężkim westchnieniem. - Ile wzięłaś?
- Jedną. - Odwróciła wzrok i zajęła się szukaniem precli. Z jakiegoś dziwnie niewyjaśnionego powodu trzęsły jej się ręce.
- Weź dwie.
- Nie ma potrzeby.
- Nie chcę, żeby znów ci się pogorszyło...
- Nic mi nie będzie! - przerwała mu, odwracając się do niego. - Zrozum, to już koniec. Minęło, Tony.
- Nie prawda, Rache - jęknął i pokręcił głową. - Takie rzeczy nie mijają.
- A mówisz to bo?! - Wykonała dziwny gest rękami, prawie stracając wodę. - Chcesz pokazać jak dobrym bratem jesteś? Bo bardziej to wygląda, jakbyś właśnie liczył na to że będzie gorzej! Nie rozumiem... - Poczuła ucisk w żołądku i była niemal pewna, że zaraz się rozpłacze, więc zniżyła ton. - Nie miałam bóli od dwóch miesięcy. To chyba oczywiste, że już po wszystkim?
- Wcale nie...
- Wiem, że życzysz mi śmierci, ale zachowaj to dla siebie i proszę nie wypominaj mi jak blisko niej jestem! - wykrzyczała, po czym znalazłszy paczkę z przekąskami niemal rzuciła je na blat.
- Mogłabyś choć raz nie histeryzować? Nie życzę ci śmierci, sama to sobie wmawiasz...
- No tak - prychnęła śmiechem z żałości i powoli odwróciła się do Tony'ego. - Wszystko jak zwykle moja wina!
- Daj spokój i po prostu weź tę cholerną tabletkę! - ryknął zamachując się w stronę blatu. Zapadła cisza. Oboje mierzyli się zimnymi spojrzeniami jednak wewnątrz dziewczyny niemal się gotowało.
- Nie. - Wyjęła z lodówki zgrzewkę alkoholu.
- Zostaw moje piwo.
- Pierdol się. - Nie patrząc na niego chwyciła puszki pod pachę i paczkę słonych precelków w drugą rękę i ruszyła na górę.
Miała go dość. Od kilku tygodni nie robił nic oprócz działania jej na nerwy, a ten temat był dla niej wyjątkowo drażliwy. Prawie rzuciła rzeczy na biurko i agresywnie rozerwała folię, wyjmując jedno piwo. Upadła na łóżko i otworzyła puszkę łapczywie pijąc jej zawartość.
"Rachel: kurcze, Luke gdzie jesteś?"
"Lukey: hihi mówiłem, że tęsknisz"
![](https://img.wattpad.com/cover/34844483-288-k249617.jpg)
CZYTASZ
TOUR ☁ hemmings ✔
FanfictionRachel jest poważnie chora, co ma duży wpływ na jej samopoczucie. Jest głównie zdołowana, a na domiar wszystkiego ostatnio straciła przyjaciółkę. Nikt jej nie pozostał. Od popełnienia samobójstwa uratowała ją tylko interwencja brata. Luke jest jej i...