Rozdział dwudziesty szósty: fans

1.1K 78 10
                                    

Luke odleciał, a ona oficjalnie mogła czuć się sama. Nie się z nim skontaktować przez najbliższe kilkanaście godzin, a potem i tak wszystko byłoby trudniejsze przez strefy czasowe.

Po odlocie chłopaka Rachel nie chciała wracać do domu. Nie chciała widzieć się z Tony'm, który zapewne zacznie na nią krzyczeć. Zaczynała się go bać i ostatnio zaczęła go coraz bardziej unikać. Nawet nie myślała teraz o wyjęciu telefonu, bo domyślała się jakie wiadomości od niego dosłała.

Przedarła się więc przez tłum nadal będących na lotnisku fanek i pobiegła do łazienki. Musiała się wypłakać w samotności, a w tamtym momencie nie miała na to innego miejsca. Wiedziała, że idą za nią, ale mimo to nie zmieniła planów i zamknęła się w kabinie.

Chciała z powrotem do Luke'a. Już okropnie za nim tęskniła i była przekonana, że więcej go nie zobaczy. Zacisnęła dłoń w pięść i oparła się o ściankę kabiny, zaczynając płakać. Nie interesowały jej rozmowy dziewczyn, które tu za nią przyszły, mimo że większość z nich była kierowana do niej. Nie dbała już o to, że łka bez opamiętania i jest głośniej, niż powinna. Nie potrafiła się pozbierać.

Płakała tak pół godziny. Wtedy zaczęła ją boleć głowa, więc po prostu siedziała bezczynnie, wgapiona w drzwi kabiny, mocząc policzki pojedynczymi łzami i czując się, jakby umierała. Krzyki dziewczyn ucichły po jakimś czasie i Rachel domyślała się, że wyszły.

Poczuła się okropnie samotna więc jednak wyjęła komórkę,chcąc napisać do Sam.

"Nieodebrane: Tonnie (17)"

Zacisnęła na krótko powieki i ominęła powiadomienie.

"Rachel: co robisz?"

"Sam: uczę się"

"Rachel: Luke wyjechał"

"Sam: wiem o tym"

"Sam; przepraszam, napisz kiedy indziej, mam dużo nauki"

Poczuła, jak jej żołądek się zaciska. Została kompletnie sama, więc zrobiło jej się cholernie przykro i znów zaczęła płakać. Znaczy wszystko wypłakała już wcześniej, więc teraz tylko żałośnie łkała. Myślała o bólu, ale nie miała przy sobie nic, co mogłoby być wystarczająco ostre. Próbowała więc chociaż przypomnieć sobie to uczucie, łudząc się, że to zastąpi jej okaleczanie. Podwinęła powoli rękaw czarnej bluzy i spojrzała na rzędy wypukłych blizn, które gdzieniegdzie schodziły się i tworzyły krzyżyki. Luke nigdy ich nie widział, a przynajmniej nie wspominał. Ten jeden raz, gdy widział ją bez rękawów sięgających nawet dalej niż nadgarstki, oboje byli pijani.

W końcu usłyszała pukanie i czyjś szept, więc odruchowo naciągnęła materiał z powrotem do palców.

- Wszystko w porządku? Siedzisz tu już godzinę... - Głos był miły i ciepły, więc trochę podniósł Rachel na duchu.

- Jest okej - odparła cicho, pociągając niezgrabnie nosem i wyciągnęła trochę papieru, by wytrzeć twarz. Jeśli był tam ktoś jeszcze, nie chciała by udokumentował ją jako zaryczanego wieloryba i zepsuł Luke'owi reputację.

Ostrożnie uchyliła drzwi, mimo że była pewna, że ona i ta dziewczyna są tu same, po czym powoli podeszła do lustra i zaczęła przemywać twarz, chcąc trochę ochłonąć.

- Chodzi o niego? - spytała cicho dziewczyna, patrząc na nią spod kabin, ale Rachel nie odpowiedziała. - Przepraszam, ja...

- W porządku... - przerwała jej. Przetarła twarz ręcznikiem i westchnęła głęboko. Wzruszyła ramionami, spuszczając wzrok. - Chyba tak.

TOUR ☁ hemmings ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz