Czyli to koniec? Poprawiła ciemne włosy na widok chłopaka za oknem, ale pominęła serdeczny uśmiech, który zazwyczaj temu towarzyszył. Tym razem nie była ani trochę szczęśliwa. Zaskoczyła z parapetu i zeszła na dół, wzdychając głośno. Będąc przy drzwiach założyła buty i raz jeszcze wzięła głęboki oddech.
Dla niej to wszystko właśnie się kończyło. Cała ich relacja znalazła tu swój koniec. Nie całkiem szczęśliwy. Właśnie miała zostać kompletnie sama z Tony'm i swoją chorobą. Było tylko coraz gorzej, ale teraz nawet jej zdrowie się nie liczyło. Kochała Luke'a i bała się, że nie będzie potrafiła zostawić go na tak długo. Nadal byli parą, a chłopak obiecywał, że utrzymają kontakt; że to nie będzie koniec, tylko że ona nie potrafiła sobie tego wyobrazić.
Jedyna tak bliska mi osoba jedzie na drugi koniec świata i zostawia mnie z tym wszystkim mimo własnej woli.
Otworzyła drzwi, a zaraz za nimi stał blondyn. Poczochrał lekko swoje jasne włosy i uśmiechnął się smutno na przywitanie. Przez to zrobiło jej się tylko gorzej, gorzkie łzy napłynęły do kącików jej oczu, łaskocząc je nieprzyjemnie. Chciała odpowiedzieć przytuleniem go do siebie, ale chłopak był szybszy i po prostu złączył ich usta, całując ją delikatnie. Nie musiał nic mówić, a Rachel wiedziała, że też jest mu ciężko. Odsunęła się po chwili i na krótki moment pozwoliła sobie utonąć w błękicie jego oczu. Westchnęła ciężko, zastanawiając się jak zacząć.
- Tylko cztery miesiące, Bu - szepnął czule, znów ją uprzedzając. Jego głos trochę się łamał, a oczy błądziły po twarzy dziewczyny, jakby szukając tam zapewnienia, że sobie poradzi.
- Cztery? - jęknęła słabo. Kiedy widziała się w studiu z Calumem i Feldmanem, mowa była o dwóch. - Luke, ja... - Przygryzła wargę, wciąż powstrzymując się od płaczu. Ja nie dam rady. Odruchowo pociągnęła nosem i przełknęła ślinę.
- Będzie dobrze - szepnął, przyciągając ją do siebie. - Kupiłem ci bilety na samolot, żebyś mogła przylecieć na koncert. Zostaniesz z nami ile będziesz chciała - powiedział szybko, trzymając ją blisko. Mówił cicho, ale tym razem jego ciepły głos ani trochę jej nie uspokajał. Wiedziała, że będzie cholernie tęsknić.
- Luke... - jęknęła znowu, odsuwając się i spuściła wzrok. - Ja nie wiem, czy będę mogła lecieć samolotem... Ja... - zająknęła się. Nie była pewna czy lekarze pozwolą jej na wyjazd po ostatnim incydencie u mamy.
- Wszystko się ułoży - westchnął smutno i przysunął ją do siebie. Pocałował jej czoło, a ona zaczęła płakać. Zacisnęła ręce na jego plecach, jakby to miało go jakoś przy niej zatrzymać i wzięła głęboki oddech. Płacz zaczął jej przeszkadzać. Musiała się wziąć w garść, jeśli nie chciała go zawieść. Skupiła się na jego ciepłym dotyku i oddechu ogrzewającym jej ucho i po prostu stała wtulona w niego przez dłuższą chwilę. Kocham cię, Luke...
- To... - Odsunęła się i poprawiła włosy, jeszcze szlochając. Próbowała nie myśleć o tym, że zostanie sama, ani o tym, że Luke znajdzie sobie inną. Chciała się zachować jak co dzień, chociaż i tak wiedziała, że znów popadnie w depresję. - Wejdziesz na herbatę? - spytała z jakąś głupią nadzieją, że jednak z nią zostanie.
Blondyn uśmiechnął się smutno i pokręcił głową, przez co jej znowu zachciało się rozpłakać.
- Chłopaki czekają w samochodzie - powiedział, a ona dopiero teraz spojrzała na małego busa stojącego na ulicy. Przez cały czas myślała tylko o tym, żeby jak najdłużej zatrzymać go przy sobie. - Chyba, że chcesz pojechać z nami na lotnisko...
Usłyszała dźwięk powiadomienia ze swojego telefonu, więc westchnęła i wyjęła go, odblokowując. Czekała na wiadomość od Tonny'ego, który miał napisać jej o której będzie. Znowu przyjeżdżali rodzice Grace, a Rachel miała zrobić im obiad. Ale tym razem na ekranie pojawiło się powiadomienie z twittera:
![](https://img.wattpad.com/cover/34844483-288-k249617.jpg)
CZYTASZ
TOUR ☁ hemmings ✔
FanfictionRachel jest poważnie chora, co ma duży wpływ na jej samopoczucie. Jest głównie zdołowana, a na domiar wszystkiego ostatnio straciła przyjaciółkę. Nikt jej nie pozostał. Od popełnienia samobójstwa uratowała ją tylko interwencja brata. Luke jest jej i...