16.06.2039
Zegarek na szafce nocnej wskazuje trzecią nad ranem i Elijah jest pewien, że udało mu się zasnąć zaledwie kilka minut temu, zanim obudził go podmuch chłodnego powietrza wpadającego przez otwarte okno. Unosi się do siadu i zaczyna szukać po omacku okularów, gdy pokój rozświetla się ciepłym blaskiem stojącej na komodzie lampki. Jasnowłosa drobna postać stoi w cieniu i celuje do niego z broni. Porucznik unosi dłonie do góry i patrzy na nią łagodnie. Xochitl ma na sobie ten sam cienki płaszcz co ostatnio, a na jej policzkach widać wyraźnie ślady po łzach i rozmazany makijaż. Co jednak go niepokoi najbardziej, to, że blondynka drży na całym ciele, co może spowodować, że nawet jeśli nie chce go zabić, zrobi to przypadkiem.
– Xochitl. Odłóż broń – prosi spokojnym głosem. – Nie jestem winny jego śmierci.
– Policja jest.
– Nie. Nie jest. Nie było tam funkcjonariuszy... – przerywa bo Xo wydaje z siebie zduszony krzyk i opuszcza broń. – To była strzelanina, nawet nie wiemy między kim na tym etapie. Sądziłem, że ty mi powiesz, co tam się wydarzyło. – Elijah wstaje z łóżka i idzie w jej stronę. Jego ruchy są powolne, jakby bał się, że blondynka zaraz go zaatakuje.
– To nieprawda. Śledziliście go po wyjściu z klubu.
– Nie. Po wyjściu od ciebie pojechaliśmy do klubu, ale go tam nie było. Twoja przyjaciółka może to potwierdzić. Nie szukaliśmy go. Wróciliśmy na posterunek. – Robi krok za krokiem w jej stronę, a blondynka powoli opada na kolana, jak zepsuta zabawka. Jej palce wciąż zaciskają się na broni, ale ta leży już obok niej na podłodze.
– Kłamiesz... – mówi cicho. Porucznik kręci głową i kuca naprzeciwko niej w niewielkiej odległości, tak, by móc powoli spróbować odebrać jej broń. – Ktoś musi kłamać.
– Nie jestem to ja.
– Nie! – Xochitl znów krzyczy rozpaczliwym głosem i błyskawicznie przykłada mu broń do mostka, a Elijah od razu unosi ponownie dłonie.
– Nie jestem twoim wrogiem.
– Zabawne słowa, jak na osobę, która marzy o wsadzeniu mnie do więzienia.
– Nie zabiłbym ci w tym celu męża...
– Czemu? To by mnie sprowokowało. Zaczęłabym popełniać błędy, odarta z mojego idealnego alibi, byłabym łatwiejszym celem. Wiem, kim jesteś. Wiem, jak pracujecie...
– Uspokój się – mówi ostrzej, próbując zmienić do niej podejście. – Mam jego autopsję.
– Nie uwierzę w żadne wasze dokumenty!
– Więc jak sobie tego życzysz, mogę cię nawet zabrać do kostnicy. Sama ocenisz z jakiej broni został zabity. Mogę zabrać cię też na miejsce zbrodni, żebyś je przeanalizowała. Nie było nas tam. Nie zabiliśmy go.
– Kłamstwa – mruczy gniewnie blondynka, a on patrzy jej prosto w oczy, kładąc jednocześnie dłoń na broni. Jednym silnym ruchem odrywa pistolet od swojego ciała i gdy nie jest już na linii strzału, próbuje go wyrwać z jej dłoni.
– Ktoś cię okłamuje, ale nie jestem to ja. Więc się opanuj! – unosi głos, a Xo niespodziewanie puszcza broń, co powoduje, że Elijah przechyla się do tyłu i opada na pośladki. Xochitl chowa twarz w dłoniach i drży kolejny raz, zaczynając płakać. Porucznik wypuszcza magazynek z broni i popycha go po podłodze w stronę kuchni, a pusty pistolet odpycha w drugą stronę. Ona jednak nic sobie z tego nie robi i Elijah w końcu wyciąga dłoń, którą kładzie na jej ramieniu. – Opowiedz mi, co wiesz.

CZYTASZ
play with fire • D:BH reverse AU
FanficDetroit dopiero stabilizuje się po rewolucji urządzonej przez androidy, a nowy porządek świata wpływa na wzrost przestępczości. Porucznik Elijah Kamski dostaje za zadanie posprzątanie bałaganu spowodowanego przez błąd swojego kolegi. I nikt mu nie...