2.Pierwsza krew

864 24 13
                                    

     25 czerwca, dowódca zapowiedział, że mamy podbić Francuską wioskę. Wiedzieliśmy tylko tyle, że nie dostrzeżono tam Niemieckiej aktywności. Ustawiliśmy się w umówionej kolumnie. Zacząłem rozmawiać z pewnym Amerykaninem o imieniu Marc:

-Co myślisz o wojnie Marc?

-Jest popierdolona - odpowiedział po dłuższym namyśle.

-Dlaczego tak uważasz?

-Jak jeden człowiek może zrobić i zgotować taki los drugiemu.

-Też tak uważam.

Nagle dostałem sygnał od kierowcy:

-Jeszcze 5 km do wioski.

Dookoła nas były krzewy i drzewa, a droga była polna.

-Marc, co zrobisz jak skończy się to wszystko - powiedziałem po chwili.

-Wrócę do Ameryki i założę własną restaurację, zawsze o tym marzyłem – odpowiedział pełen entuzjazmu.

-Życzę ci tego – odpowiedziałem.

-A ty Paul? – Zwrócił się do mnie.

-Wrócę do Polski i zobaczymy, co będzie dalej.

Na uboczu drogi zobaczyliśmy niemiecki czołg PZKPFW V Panther, był cały zniszczony i spalony, każdy patrzył z dumą. Wjechaliśmy do wioski, było cicho, ludzie pozamykali się w domach. Nasz dowódca jechał w czołgu i krzyknął:

-Zachować szczególną czujność.

Nagle jebło w drugi pojazd HALF-TRACK M4. Ze wszystkich stron wybiegli Niemcy, to była pułapka, Marines krzyczeli, że ostatni pojazd się zaczął palić. To były sekundy, w parę sekund rozgorzała bitwa gdzie od razu padały ofiary. Pomyślałem sobie: przecież tam jest Bartek. Nasz czołg Shermann zaczął strzelać seriami w Niemców, dosłownie ich to rozrywało. Zacząłem strzelać z Browninga, karabin ten również siekał Niemców i ich rozrywał na kawałki. Zauważyłem jak żołnierz za mną oberwał. Rzuciłem się żeby mu pomóc, dostał dwie kule w brzuch. Krwawienie było zbyt duże, ktoś krzyknął:

-Dlaczego nikt nie strzela z Browninga.

Rzuciłem się do powtórnego strzelania. Wszyscy się rozbiegli, chowając się, byliśmy jak na dłoni. Z boku usłyszałem znajomy dźwięk, był to MG-42. Ktoś mnie odciągną od Browninga i kazał się schować. To był dowodzący naszym pojazdem, zaczął krzyczeć:

-Tyły są w tarapatach, mocno Niemcy ich tam przygwoździli ogniem, nic nie mogą zrobić.- W tym momencie Shermann oberwał w gąsienicę i został unieruchomiony. Następnie podpalony, z włazu wyszedł Szymon i przybiegł do naszego pojazdu.

-Kurwa widzieliście? Zniszczyli moje dziecko, pożałują za to kosmiczne pojeby. – Odpowiedział z wściekłością w oczach.

-Spokojnie Szymon, bez nerwów, Bartek jest uwięziony przez Szkopów za Shermanem, musimy się tam dostać. – Próbowałem uspokoić go i przekazać to, co mamy zrobić.

-Rozumiem, ale jest problem ostrzeliwują nas i z lewej, i z prawej strony. – Odpowiedział Szymon

-Po lewej stronie jest ich około 7, każdy uzbrojony w Mausera, możemy oczyścić tą stronę i będziemy się przemieszczać za wozami.

-Zróbmy to. – Oczy Szymona się zaświeciły, lubił wyzwania i adrenalinę.

Zależało nam żeby Bartkowi nic się nie stało. Chcieliśmy go za wszelką cenę uratować. Szymon wybiegł naprzeciw Niemcom i zaczął strzelać wszystkim w nich, co miał. Byliśmy uzbrojeni w Thomsony. Ja również wybiegłem, widziałem, z jakim uśmiechem Szymon zabijał tych Niemców, w głowie miał tylko jedno „zabijać". Zobaczyłem dwóch Niemców, jednemu posłałem serię w tors zanim się spostrzegł, jego kolega zaczął uciekać, posłałem kolejną serię po nogach. Podbiegłem do niego, krzyczał „ich gebe auf" (poddaję się), ale dla takich tylko należała się śmierć, wyciągnąłem nóż i z przyjemnością wbiłem mu między oczy, krew jego zaczęła ciec mi po rękach, była taka ciepła. Odzyskaliśmy jedną stronę, po drugiej było jeszcze około 10 Niemców i MG-42. Próbowałem uciszyć Mg-42 niestety nie udało się. Ale z około 10 Niemców nagle policzyłem, że wybiliśmy ich tylko do 5 i zaczęli się wycofywać. Po tej akcji pobiegłem szukać Bartka.

-Bartek?!!! Gdzie jesteś?!!!

- Tutaj, nic mi nie jest, gdzie wy się tyle podziewaliście?

-Musieliśmy wpierdolić paru Szkopom.

Dowódca ogłosił zbiórkę. Każdy ustawił się, a dowodzący rozkazał podyktować straty.

Na środek wyszedł jego zastępca:

-Z 45 ludzi zostało nam 25, z dwóch wozów, został nam jeden i straciliśmy Shermana.

Mina dowódcy nie była dobra.

-Myślicie, że gorzej być nie może? Mylicie się. Będzie gorzej. Te kurwiszony czekają tylko aż znowu będziemy nieprzygotowani. Zarządzam specjalną czujność. Zostajemy w tej wiosce na noc, sprawdzić domy czy są cywile, jeśli nie, zamieszkać tam i się zabarykadować, przyjść po przydział amunicji. Zrozumiano? – Odpowiedział z głosem pewnym i nie pokazywał, że jest zmartwiony stratą tych ludzi.

- Yes sir.

- A i jeszcze jedno. To nie koniec umierania i nie koniec zabijania, to dopiero początek.

-Rozejść się – nagle wyrwał się zastępca dowódcy.

Bartek się chwalił, że zabił 6 Niemców, ja 9 (7 z Browninga), a Szymon 4. Wszedłem z Szymonem i Bartkiem do małego domku, Wszystko wskazywało na brak cywili, przyszykowaliśmy się do spania i wyznaczyliśmy warty przy oknie. Amunicje odebraliśmy już wcześniej. Była cisza nikt nie chciał rozmawiać o tym, co się dzisiaj stało i o tych, którzy zginęli, zjedliśmy i poszliśmy spać, oprócz Szymona, bo on chciał pierwszą wartę. Tak skończyła się pierwsza moja misja w tym dywizjonie, podziękowałem aż Bogu, że nie zginąłem. Tak w naszym dywizjonie polała się pierwsza krew, zginęło aż 20 Marines.

BRACIA WOJNYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz