„Cóż jest naganne w wojnie? Czy to, że z jej powodu giną ludzie, którzy i tak kiedyś umrą, by [ci, którzy ocaleją] żyli w pokoju? Wyrzucanie tego jest cechą ludzi tchórzliwych, a nie ludzi religijnych. Chęć wyrządzania krzywdy, mściwość i okrucieństwo, duch nieprzejednany i bezwzględność buntownika, nadto żądza panowania – oto, co zasługuje w wojnie potępienie."
Do końca dnia, nie było już natarć na nasze pozycje. Nastała noc, a z nią śmiercionośny ostrzał artyleryjski.
Zaczęli ostrzeliwać pozycje na drodze i nasz teren w lesie, nie wiedzieli o nas, że mamy siły również na pagórku, to był jedyny plus.
Gdzie się ktoś nie schował to miał tylko 25% szans, że pocisk tam nie uderzy.
Dookoła następowały wybuchy, ziemia się trzęsła, rozkazy nie dochodziły do innych, każdy był ogłuszony było słychać tylko świst nadlatujących pocisków, było ciemno nie wiadomo było gdzie, kto biegnie i przez to ludzie na siebie wpadali.
Niemcy zbierali swe krwawe żniwa z każdą minutą. Ofiar było dużo. Las częściowo się podpalił, wszędzie były leje po bombach. Potykaliśmy się o ciała naszych własnych kolegów.
Było jak w piekle i nic nie mogliśmy z tym zrobić.
Wszystko trwało 4 godziny, kiedy się skończyło już nie mogliśmy zasnąć, odbudowywaliśmy umocnienia, zbieraliśmy rannych i zabitych.
Szykowaliśmy się na potężne uderzenie ze strony wroga, wiedział, że jesteśmy osłabieni.
W lesie została tylko jedna terenówka i 8 strzelców, straty w tamtym rejonie były przerażające.
Górka nie ucierpiała, na drodze u nas zostały tylko dwa dżipy i 3 strzelców.
Nie opłakiwaliśmy rannych. Będziemy ich opłakiwać po wypełnieniu zadania. Krajobraz wokół nas był strasznie zdewastowany i zniszczony. Nie było już takiej zieleni jak na początku ani życia ptaków, tu nastał już śmierć.
Ola ratowała rannych, pomagała im tak bardzo, jak tylko potrafiła.
Zapaliłem papierosa. Pierwszy raz w życiu. Stres i odpowiedzialność za ofiary, to wszystko mnie przerosło. Czekaliśmy do wschodu słońca.
*parę godzin później*
Nadjechały cztery czołgi, zaczęły natarcie na nasze pozycje razem z liczebnością 150 żołnierzy, na las uderzyło 75 żołnierzy i 6 czołgów.
Od razu pomyślałem, że nie mamy szans w starciu z taką armią, były to dobrze przygotowane i wyszkolone oddziały do walki. Zagrzewałem ludzi do walki, starałem się, żeby morale nie spadły.
Broniliśmy się ile było sił, oddziały po lewej stronie na górze ostrzeliwały wroga. Łuski leżały dosłownie wszędzie, walczyliśmy już 2 godziny, to cud, że jeszcze nas nie starli z ziemi. Nagle doszła do mnie wiadomość, że las upadł, zabrakło im amunicji i się poddali, u nas było też krucho z pestkami (pociski).
Niemieckie czołgi rozwaliły nasze umocnienia, do obrony zostały nam tylko granaty, rzucaliśmy już nawet nie celując w nich.
Główne siły szkopów zostały skierowane na górkę. Byli w poważnych tarapatach. Wydałem rozkaz do odwrotu. Nie wyglądało to tak, prędzej była to ucieczka.
Każdy, kto mógł to się ratował. Dużo ludzi trafiło do niewoli. Reszta, biegła ze mną przez las.

CZYTASZ
BRACIA WOJNY
Ficțiune istorică6 czerwca 1944r. odbyło się lądowanie w Normandii. Paweł jest Polakiem w stopniu oficera, który uciekł po kampanii wrześniowej do Ameryki i tam kontynuuje walkę za ojczyznę. Nie cierpi Niemców którzy zaatakowali jego ojczyznę i ją okupują. Jest równ...