4.Co nas nie zabije to nas wzmocni.

464 20 2
                                    

           Obudziłem się po całej akcji w szpitalu, w bandażach. Koło mojego łóżka leżał Szymon również opatrzony. Kiedy podszedł doktor powiedział:

-Wstał pan nareszcie.

-Ile tu jestem?

-3 dni, tak samo pański towarzysz, zostaliście przywiezieni razem.

-Co się stało z Bartkiem Kropickim?

-Ledwo go stawiliśmy na nogi, miał ohydną ranę. Cieszcie się, wychodzicie za dwa tygodnie, Bartek musi u nas posiedzieć jeszcze półtora miesiąca.

-Ile jesteśmy od frontu?

-35 km, słychać nie raz samoloty, które przelatują żeby zbombardować cele. Ja już idę, jeśli pan coś chce to proszę pytać.

-Dobrze, dziękuję.

Doktor odszedł, w tym momencie obudził się Szymon:

-Nieźle nami rzuciło.

-Nawet nie widzieliśmy, kto strzelił.

-Wiesz o Bartku?

-Tak doktor mi mówił.

Siedzieliśmy potem w ciszy. Przez te dwa tygodnie gadaliśmy, biegaliśmy żeby nie stracić kondycji. Poznaliśmy piękne pielęgniarki, lubiły z nami spacerować. W końcu dostaliśmy wypis i kartkę z wiadomością żeby się zgłosić do dowództwa. Zdziwiło nas to, dlaczego nie możemy od razu dołączyć do starego oddziału. Weszliśmy do dużego namiotu, daliśmy kartkę trzem generałom, siedzieli nad mapami:

-A to wy jesteście z oddziału „Feniks"?

-Tak

-Mam przykrą wiadomość, wasz oddział został rozbity przez brygadę SS 2 tyg. temu. Wasz nowy oddział zwie się „Szare Wilki", z wami przeniesiony jest tam jeszcze Bartek Kropicki. Do nich zawiezie was ciężarówka. Zrozumieliście wszystko?

-Tak

-Odejść, za 2 godziny wyruszacie.

Ciężarówka stała na placu zgromadzeń, upchaliśmy się na pakę. Jechaliśmy 45 minut, mijaliśmy zgliszcza wojny, wraki czołgów niemieckich i również naszych. Zajechaliśmy do oddziału, dostaliśmy broń i poszliśmy odpocząć. Na drugi dzień zbudzili nas o 8 rano na zbiórkę.

-Dziś musimy ruszyć na przedmieścia miasta *Rueę. Niemcy nie stanął naprzeciw nam żeby toczyć otwartą wojnę, jest ich zbyt mało i mają (według naszego wywiadu) mało amunicji. Ruszamy za dwie godziny, macie czas żeby się przyszykować, wyczyścić broń, przygotować prowiant. Rozejść się.

Razem z Szymonem przeczyściliśmy broń, zabraliśmy prowiant, dwie godziny bardzo szybko zleciały. Zapakowaliśmy się do pojazdów i wyjechaliśmy. Jechaliśmy tak 30 min, przez tę drogę poznaliśmy Andrzeja był to bardzo miły gość. Po tym czasie, kazali nam wysiąść, dowódca podzielił nas na grupy. Zadani miało polegać na przeszukiwaniu kamienic. Nasza drużyna to: Ja, Szymon, jakiś Polak o imieniu Andrzej, dwóch młodych Amerykańców Alex i Sam.

Szliśmy kolumną pod ścianą jednej z kamienicy gęsiego. Dowódca wskazał drzwi, do których nasza grupa miała wejść. Kiedy już tam byliśmy wszystko było porozwalane. Po kolei wchodziliśmy do mieszkań na parterze. Pierwsze piętro czyste. Weszliśmy po schodach na górę. Wyglądało to dziwnie, bo było schody, ale żeby wejść w korytarz trzeba było otworzyć drzwi. Stanęliśmy po bokach i otworzyliśmy je. Mniej więcej w połowie korytarza stał ustawiony MG-42, strzelec od razu puścił salwę, schowaliśmy się i nie wychylaliśmy, po obu stronach otwartych drzwi stałem ja i Szymon, Andrzej, Sam i Alex na schodach. Karabin maszynowy ucichł, nagle przed nami wytoczył się granat. Sam pędem powstał ze schodów podbiegł i rzucił centralnie w gniazdo MG-42. Zanim granat doleciał i wybuchł, Niemcy puścili serię. Sam padł jak długi, Po wybuchu ja i Szymon wpadliśmy do korytarza i strzelaliśmy we wszystko, co się rusza. Wszystko nagle ucichło, było słychać dźwięk strzałów z innych kamienic gdzie walczono o każde mieszkanie. Andrzej i Szymon szli i opróżniali pokoje, ja podbiegłem do Sama, był młody nie miał jeszcze prawa opuszczać tego świata. Popatrzyłem się na Alexa, a on dał znak, że młody żołnierz nie żyje. Ruszyliśmy dalej, na drugim piętrze broniło się tylko dwóch Niemców w mieszkaniu, wystarczył granat żeby ich uciszyć. Trzecie piętro było puste, zostało nam ostatnie, czwarte. Korytarz był cichy. Zbyt cichy. Dla bezpieczeństwa wrzucaliśmy granat do każdego mieszkania, na jedno nie starczyło. Weszliśmy po cichu, na stole grał gramofon, grał jakąś niemiecką pieśń. Za stołem nikogo nie było. W jednej chwili z łazienki wyskoczyło dwóch Niemców i zaczęli walczyć wręcz z Szymonem i Andrzejem, była to część odwrócenia uwagi, bo z salonu wyskoczyło kolejnych dwóch i rzuciło się na mnie i Alexa. Wyciągnąłem szybko nóż, wbiłem mu w nogę, przewrócił się na mnie. Kolejnym miejscem mojego ciosu była szyja, zaczął krwawic, a jego krew spłynęła po mnie. Zrzuciłem go z siebie i wbiegłem do salonu, zobaczyć czy nie ma ich więcej.

Stał tam ich dowódca SS-man. Patrzyliśmy się na siebie. Wolno wyciągnąłem pistolet i wymierzyłem mu w głowę, nie reagował, wiedział, że jak nie ja go zabiję to ktoś inny i śmierć go i tak spotka. Strzeliłem, padł, a na drewnianą podłogę wylała się kałuża krwi. Jak przyszedłem pomóc reszcie, Andrzej jeszcze się bił, Szymon i Alex byli w siniakach i poobijani, nie chcieliśmy czekać na Andrzeja, więc w końcu zastrzeliłem wroga. Andrzej powiedział:

-Ej on był mój.

-Nie ma czasu.

Wyszliśmy z kamienicy i poszliśmy zameldować dowódcy o wykonaniu misji, on powiedział, że możemy odpocząć, wykonanie zadania zajęło nam godzinę. Wieczorem oddział odjechał do bazy po wykonaniu akcji, a kamienice zajęła armia „Szakal". Tak skończyła się misja w nowym oddziale. Cieszymy się, że nic nas nie zabiło, ale jak to się mówi:, „ co nas nie zabije to nas wzmocni", niestety nie miał tyle szczęścia młody Sam, będziemy pamiętali o nim, można powiedzieć, że uratował nam życie odrzucając granat.

*Rueę – miasto fikcyjne.

BRACIA WOJNYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz