I

557 39 2
                                    

Przysięga została złożona, straże otworzyli mi bramę. Ostatni raz tylko zerknęłam na rodziców.

Matka - dumna, silna kobieta. Bardzo wymagająca. 

 Ojciec - całkowicie podporządkowany swojemu królestwu. Oboje patrzyli się chłodno,jak gdyby moja chwilowa nieobecność była niczym.Może było to spowodowane tym,że ja miałam być ich synem,a nie córką. Gdybym urodziła się przeciwnej płci byłoby o wiele łatwiej i nie unikali by ze mną tak kontaktu jak teraz. Gdy byłam coraz starsza ich miłość do mnie zanikała. Teraz możliwe,że już jej wcale nie ma. Obok nich stała moja maleńka siostra ubrana w białą suknię z czerwonymi elementami ozdobniczymi. Machała mi i uśmiechała się. Jeszcze nie wiedziała co ją czeka kiedy dorośnie.

 Wychodząc poza bramę zagwizdałam dwukrotnie i obserwowałam niebo. Czekałam jak na razie na jedyny sens mojego życia. Promienie słońca zostały zasłonięte przez olbrzymi cień mojego smoka, Atisa. Wylądował tuż przede mną. Wielki trójkątny łeb spiżowego smoka prosił się o podrapanie jego pyska. Z przyjemnością uczyniłam to. Bestia przymykała oczy z przyjemności jaki sprawiał jej dotyk związanej z nią osoby. Ja i Atis byliśmy związani więzią nietrwałą, czyli taką, która w każdej chwili może zostać przerwana. Więź trwała jest na całe życie. Monstra te mają niesamowitą zdolność komunikowania się z właścicielem przez telepatię. Mimo to,że Atis nie był moim smokiem, bardzo go kochałam. 

Po krótkich pieszczotach jego pyska zasiadłam na jego grzbiecie. Poklepałam go po szyi,a on trzepocząc potężnymi skrzydłami wzniósł się w powietrze. Jeszcze ostatni raz spojrzałam na moje królestwo. Ze stalową twarzą i płaczącą duszą leciałam do miasta zwanego Vrísa. Miasta dobrych ludzi. Zazwyczaj czarodziei i mutantów. Oczywiście każdy z nich żył w zgodzie z naturą i z bliźnimi. Jednak nie to mnie interesowało. Mnie interesował jeden malutki przedmiot w samym centrum zamku rodu Manthen'ów, tych najwspanialszych w całym Kantath. Tym przedmiotem był klejnot należący do Vivimorte. Kto to Vivimorte? Ojciec wszystkich smoków, najpotężniejszy ze wszystkich. Ten smok umie zapanować nad wszystkimi żywiołami. Ten kto zdobędzie klejnot należący do niego, ten zasiądzie na jego grzbiecie. Jednak, każdy mógłby to zrobić, więc ta rzecz nie jest taka prosta. Bestia ma prawo wyboru. Po śmierci jego pierwszego właściciela Vladimira zapadła w długi sen. Ona już wie, komu będzie posłuszna, jednak czeka. Wiele osób z naszego otoczenia mówiło,że to ja jestem wybrankom Vivimorte, tylko dlatego,że jestem pra  pra  pra wnuczkom Vladimira. Jednak to wcale nie musiałam być ja. Skrycie marze o tym,marze by zostać jego jeźdźcem. Ja Agnes Pern nowa władczyni Weyr'u, która podporządkowała sobie cały Kantath. Tak, tego pragnę. Pragnę wzbudzać grozę. Chce by ludzie się mnie bali, by uciekali. 

-Jesteśmy Agnes 

 Zeskoczyłam z jego grzbietu i spojrzałam na miasto przede mną oddalone o kilka mil. 

-Czemu nie podrzuciłeś mnie bliżej? - spytałam.

-Oni czują moją złą stronę. Nie wpuścili by Cię. Agnes musisz zrobić coś teraz bardzo ważnego. 

- Co takiego? - spojrzałam w jego żółte, smutne ślepia. 

- Ja muszę przerwać więź, a ty musisz zmienić swój wizerunek. Chyba nie wątpisz,że nie znają tu Agnes Pern i nie wiedzą jak wyglądasz. 

- Rozumiem, ale dlaczego przerwać więź? - Spytałam lekko dobita. 17 lat razem. 

-By nie wyczuli,że masz smoka. I to takiego.. od małego wychowanego w Weyr. Oni nie są tacy głupi. - oddychał ciężko. 

- Zrób co musisz. - rzekłam przybita. 

-Pamiętaj,że jeśli przerwę więź to musisz uciekać ile sił w nogach. - Po tych słowach natychmiast przytuliłam jego pysk. Jedna łza zleciała po mojej twarzy. Nie mogłam sobie pozwolić na więcej. Ja władczyni cienia nie okazuje emocji. Tak uczyła mnie matka. Oderwałam się od spiżowego łba i kiwnęłam głową na znak,że może zaczynać. Atis uniósł do góry swój łeb i ryknął przeraźliwie trzepocząc skrzydłami. Po chwili zwrócił swoje żółte ślepia na moją osobę. Wciągnął powietrze nozdrzami. W jednej sekundzie jego źrenice zwężyły się, a on wydobył z siebie niemiłe warczenie. Wzięłam nogi za pas i biegłam w stronę pobliskiego lasu, co chwila się oglądając. Smok wydał z siebie kolejny ryk i wzniósł się w powietrze śledząc mnie z góry. Ostatnimi siłami wbiegłam do lasu i przykucnęłam przy jakimś drzewie biorąc głęboki oddech. Oparłam się głową o drewno i spojrzałam w niebo. Jeszcze parę razy słyszałam Atisa, który krążył szukając mnie, lecz po jakimś czasie świst jaki wydawał ucichł.

Vivimorte -,,żywa śmierć"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz