XIX

138 28 0
                                    

- Spokój! - zaskrzeczała łapiąc mnie za twarz. Uspokoiłem się i oglądałem ze łzami w oczach całą sytuację.
- Nie zrobię tego. - Katrina upuściła sztylet na kamienną podłogę. Starucha mocnym krokiem podeszła do dziewczyny. Już nie musiała nawet podpierać się o laskę. Pchnęła ją. Dziewczyna cofnęła się o kilka kroków do tyłu. Była wyraźnie przestraszona. Kobieta schyliła się i podała do jej ręki rączkę sztyletu.
-Zrobisz to,bez gadania! - dziewczyna ścisnęła białą rączkę i przyłożyła do jedwabnej koszuli królewicza. Rozcięła ją na klatce piersiowej i przyłożyła ostrze do jego lewej piersi. Szamotałem się jak tylko mogłem. Starucha patrzyła się na mnie jakby zaraz miała mnie zabić,natomiast Katrina,spojrzeniem pełnym żalu.
-Co ty chcesz mu zrobić? - wrzasnąłem rozdrażniając kobietę. Katrina nadal stała nad ciałem Arthura jak sparaliżowana.
- Nie twój interes! Katrina! - spiorunowała mnie wzrokiem. Przerażona znów zwróciła oczy na Arthura. Jej ręka drżała,gdy zbliżała ostrze do jego piersi. Próbowałem się wyswobodzić z sznurów. Przez szamotanie rozluźniłem je trochę i czekałem na odpowiedni moment. Katrina po namowach swojej babci, przez łzy przyłożyła ostrze do skóry. Skóra ugięła się i powoli zaczęła krwawić. Ruszyłem się,jednak sznur owijający mój tułów zaczepił się o coś. Katrina z trudem przecinała kolejne centymetry skóry. Starucha zerwała się i szukała czegoś w pośpiechu. Wreszcie wyswobodziłem się z pnączy i wyjąłem miecz. Bez zastanowienia rzuciłem nim w staruchę. W momencie przejścia miecza przez jej ciało,rana wypalała się.
-Wiedźmy! - wrzasnąłem,a Katrina upuściła sztylet i zakryła twarz w dłoniach. Była roztrzęsiona i cała się trzęsła.Kobieta,w którą rzuciłem paliła się od środka.
-Dlaczego nie zareagowałaś!? - złapałem się za głowę i podbiegłem do ołtarza. - Daj mi coś,by.. By no wiesz opatrzeć. - zwróciłem się do niej spanikowany.
-Ale my nic tu nie mamy. Tylko jakieś zaklęcia i.. Sama nie wiem.- stała z założonymi rękami i ze łzami w oczach. Wydarłem kawałek tkaniny z jego bluzki i przyłożyłem do rany.
-Powinienem cię zabić. - syknąłem. Ona tylko spuściła wzrok i zaszyła się w głąb czarnego pomieszczenia. Chwyciłem nie ruchomego Arthura i zarzuciłem go na plecy. Ułożyłem jego ciało wygodnie dla mnie i wytężyłem umysł. Używałam transportacji i przesuwałem się o mile w przód. Z czasem moja siła malała,dlatego zmniejszałem odległość do parunastu metrów. Co chwilę wycierałem pot z twarzy. Jedynym wybawieniem były bramy miasta przed nami.

***
Wyszłam z komnaty i udałam się do jadalni. Miałam plan zjeść i od razu uciec stąd. Wiedziałam,że ludzie tutaj mnie nie akceptują. Widziałam jak na mnie patrzą. Są przerażeni i pełni obaw co do mnie, a ja nie chce nikogo skrzywdzić. Przede wszystkim nikogo niewinnego.
Usiadłam na czerwonym krześle i z gracją na kolanach położyłam chustę. Zjadłam mnóstwo rzeczy. Byłam okropnie głodna,a po tym posiłku chciało mi się okropnie spać. Nie chciałam walczyć z moim samopoczuciem,dlatego też udałam się do mojego lokum i rzuciłam się na świeżą pościel. Zasnęłam bez zbędnych myśli.

Obudziłam się późnym po południem. Otarłam oczy i niechętnie wstałam na nogi. Obmyłam twarz w misce z wodą i wyszłam na korytarz. Było cicho,aż za cicho. Nagle zza rogu wyłoniła się matka dziewczynek. Widząc mnie przyśpieszyła kroku i podniosła rękę w celu zaalarmowania mnie,że jestem jej potrzebna.
-Jesteś mi potrzebna. - chwyciła mnie za rękę. - Cała służba poszła na zbiory,a ja zostałam w zamku praktycznie sama.- wyjaśniła.
-Co mam zrobić? - spytałam ziewając.
-Chodź. - Poszłam za nią, a raczej biegłam. Niby niższa ode mnie o głowę kobieta,a stawiała szybciej kroki niż ja. Po dotarciu do zimnego pomieszczenia,królowa podała mi drewnianą miskę napełnioną wodą. Na nadgarstku zawiesiła mi kawałek tkaniny i wysłała do pokoju mieszczącego się na samym końcu korytarza po prawej stronie. Niosąc miskę pełną zimnej wody,zastanawiałam dlaczego to jest taki ważne. Uchyliłam drzwi i wkroczyłam za próg komnaty zostawiając miskę na podłodze. Zamknęłam drzwi i znów chwyciłam miskę w moje ręce i obróciłam się na pięcie. Prawie upuściłabym miskę gdy ujrzałam na łożu całego mokrego Elisa. Podeszłam do niego szybko i położyłam naczynie na stołku obok. Zamoczyłam ścierkę w zimnej wodzie i powoli obmywałam twarz Eliasowi. Jednak dlaczego on tu był? Jego zmęczona twarz natychmiast nagrzewała materiał. Z przejęciem patrzyłam na nieruchomego rycerza,który powoli oddychał. Spojrzałam na jego ręce,całe były wybrzmiałe przez niebieskie żyły. Na jego dłoniach widoczna była krew. Wystraszyłam się i natychmiast przeczesewałam jego ciało w poszukiwaniu jakiejś rany. Jednak ciało było czyste,bez jakiej kolwiek rany. Dlatego zadawałam sobie pytanie: ,,skąd ta krew"?

Vivimorte -,,żywa śmierć"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz