XXIX

129 21 0
                                    

Po paru minutach biegu wreszcie odzyskałam świadomość. W jaskini było cicho. Zatrzymałam się i wzięłam kilka wdechów i ruszyłam w głąb czarnej przestrzeni. Szłam dalej ściskając kamień. Z każdym moim krokiem czułam nieprzyjemny zapach spalenizny. Serce podskakiwało mi do gardła gdy na początku ciche pomruki stawały się coraz głośniejsze. W końcu po długiej wędrówce doszłam do końca tunelu. Stanęłam na końcu skarpy i spoglądałam na wszystkie strony. Pusta przestrzeń przerażała mnie, a co najgorsze nie widziałam żadnej dalszej drogi. Gdy spojrzałam w dół, przestraszyłam się. W dole ciągnęła się czarna dziura, która zdawała się nie mieć końca. Nie zauważałam żadnej drogi. Czułam,że to już koniec mojej wyprawy, jednak nie chciałam tak łatwo zrezygnować. Próbowałam za pomocą zaklęcia wytworzyć jakąkolwiek drogę, jednak moja magia nie chciała działać. To było dziwne, ponieważ zawsze działała. Zrezygnowana opuściłam ręce i oparłam się o jedną z ścian. Wtem znikąd ze skał zaczęły wyrastać skalne schody.

***

Już czekałem w kapliczce. Myśli o tym,że robię źle męczyły mnie przez co coraz mocniej się denerwowałem. Nie chciałem tego. Goście już się zbierali. Wszyscy tak szeroko się uśmiechali i spoglądali ciepłym wzrokiem na moją postać, szepcąc coś sobie. Jednak ja chciałem uciec. Myślami byłem gdzie indziej. Spojrzałem na Eliasa,który stał naprzeciw mnie. Badał moją twarz. On też  był zamyślony. Zastanawiało mnie tylko o czym myśli. Może nadal jest na mnie zły za to o co go osądziłem, może jednak nie. Jego wyraz twarzy był nie do odgadnięcia. Nagle wyrwany z zamyśleń, zostałem szturchnięty przez jednego z pomocników. To mogło znaczyć tylko tyle,że ceremonia się rozpoczyna.

*** 

Powoli i ostrożnie przechodziłam stopień po stopniu. Czarna dziura pode mną przerażała mnie. Ilekroć wyobrażałam sobie,że w nią spadam, zawsze musiałam na chwilę stanąć. Przyciskałam się do ściany i szłam coraz wyżej. Widziałam,że nie długo dotrę do końca. Jednak co kryło się za końcem tego wszystkiego? Kiedy byłam na końcu, przed samym ostatnim krokiem brakowało stopnia. Postanowiłam skoczyć i wdrapać się już na normalny grunt.Schowałam kamień w kieszeń i ze spokojem odetchnęłam. Cofnęłam się jak to tylko było możliwe i skoczyłam jak najmocniej wybijając się z nóg. W ostatniej chwili złapałam się wystającej skały i wisiałam tuż nad ciemną przepaścią. Włosy wchodziły mi w oczy, a ja wykrzywiałam się i próbowałam wysilić się i wspiąć wyżej. Byłam już prawie, jednak zabrakło mi paru centymetrów by dostać się tam gdzie chciałam. Jednak wylądowałam tam, gdzie byłam wcześniej,czyli wisząc w powietrzu.  Brakowało mi już sił. Chciałam się poddać, jednak wzięłam się w garść i tak się rozbujałam,że bez problemu chwyciłam skały i wdrapałam się na nią. Odetchnęłam z ulgą i otrzepałam spodnie, po czym odwróciłam się za siebie. Widziałam,że tunel nie jest długi. Miałam nadzieję,że to ostateczna droga do celu. Ruszyłam bez wahania. 

Vivimorte -,,żywa śmierć"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz