Gubię się w korytarzach zamku. Jestem tak przejęty tym zadaniem,że zapominam gdzie mam iść. Jest już po zmierzchu. Arthur czeka przy wyjściu, kazał się pospieszyć. Nawet nie łaskaw był mi powiedzieć po co mu ten klucz. I tak niedługo uroczystość, więc mógłby trochę poczekać. No właśnie.. uroczystość. Nie mam najmniejszej ochoty na nią się udać. Trochę mu zazdroszczę. Co ja w ogóle mówię. To jest Arthur, królewski syn i Anna to jego przyszła żona, a także królowa Vrisa. Nie ważne.
Stanąłem przy drzwiach do królewskiej sypialni. Byłem przekonany,że król i królowa są jeszcze w sali obrad i dyskutują z urzędnikami. Jednak najbardziej martwiła mnie służba, która w każdej chwili mogła wparować do komnaty. Uchyliłem drzwi rozglądając się ostatni raz po pustym korytarzu. Wkraczam do środka i zamykam po cichu drzwi. Ogarnąłem wzrokiem wielką komnatę, której wystrój nie pomagał mi się uspokoić. Przeszukałem pierwszą szafkę. Kompletnie nic. Kolejna. Same suknie i spodnie. T o nie to. W kolejnych szafkach było podobnie. Podbiegłem do szafy, tuż obok łoża. Otworzyłem szufladę,która z trudem ukazała mi zawartość. Znów nic. Złapałem się za głowę i jeszcze raz przeszukałem cały pokój. Zajrzałem pod łóżko. Coś tam było. Wsunąłem dłoń i wysunąłem szkatułkę, która zapieczętowana była kłódką. Po raz kolejny przeklnąłem Arthura w głowie. Życie uratowała mi broszka, bo gdyby nie ona,zabrałbym całe pudełko,a to mogło być zauważone. Podszedłem do toaletki królowej i chwyciłem za świecący element i siłowałem się z kłódką,przez dobre parę minut. Zamek puścił i natychmiast podniosłem wieko. Był tam. Chwyciłem klucz i wcisnąłem szkatułkę pod łóżko. Wstałem i otrzepałem spodnie kierując się do drzwi. Z korytarza usłyszałem stukot pantofli. Korzystając z moich umiejętności, transportowałem się za wielkie, ciężkie,czerwone zasłony. Zastygłem kiedy usłyszałem,że ktoś uchyla drzwi. Słyszałem tylko nucenie piosenki przez królową. Za nią do komnaty wparował król.
- Co ty jeszcze chcesz wziąć? Jestem głodny, chodźmy do sali. Wszyscy już pewnie jedzą. - westchnął król, tupiąc zniecierpliwiony nogą.
- Chwilę tylko. - Królowa przetrząsała szuflady. - A tak, a propo, to powinieneś trochę zacisnąć pasa i zrzucić ten brzuszek. Zapuściłeś się. - Uśmiechnęła się do niego złośliwie i przeszła do kolejnego miejsca.
-Bardzo śmieszne Miriam. - Zakpił.
- To nie jest śmieszne, mówię na poważnie. Niedługo koń cię nie udźwignie. - zaśmiała się pod nosem.
- I tak za chwilę będę miał wieczny spokój, bo Arthur zasiądzie na tronie.
- Powiem Ci William. - Miriam wyprostowała kręgosłup i spojrzała na męża. - Miałeś rację. To był świetny pomysł,żeby wydać naszego syna za córkę Cedrika. Nasze królestwo na tym skorzysta. - wróciła do poszukiwań.
- Chyba po raz pierwszy przyznajesz mi rację. Myślę,że nie tylko królestwo skorzysta. - uśmiechnął się pod nosem. - Miriam, streszczaj się - westchnął zniecierpliwiony.
- Przecież możesz iść. Ja dołączę jak znajdę tą.. - Stanęła na środku komnaty i trzymała ręce na udach. Wzrokiem ogarniała wszystkie zakamarki.
- Nie mogę Cię zostawić. Dobrze wiesz co się stało... - wyznał wyraźnie zaniepokojony.
- Tak wiem William, nie musisz mi o tym przypominać. - Spojrzała pod łóżko. - O mam!
Obeszła dookoła łoże i schyliła się podnosząc broszkę.
-Możemy iść. - oboje wyszli z komnaty, a ja wreszcie wyszedłem zza zasłony. Oddychałem ciężko. Tyle razy królowa przechodziła obok, poruszając zasłoną. Bałem się,że zaraz czerwony materiał uchyli się i zostanę złapany na gorącym uczynku.
Pospiesznie wybiegłem z komnaty i zwolniłem na schodach. Wziąłem głęboki oddech. Zatrzymałem się na półpiętrze i spojrzałem przez okno. Na bruku stał Arthur, który tak jak jego ojciec tupał zniecierpliwiony nogom.
- Uduszę go - ścisnąłem pięści i zacząłem się nerwowo śmiać. Dopiero teraz do mnie dotarło ile rzeczy mogło pójść nie tak. Jednak się udało, można mi powierzać nawet najtrudniejsze zadania.
Dumny schodziłem ze schodów, a następnie skierowałem się do wyjścia. Słysząc stukot moich butów, Arthur okręcił się szybko i podbiegł do mnie.
-Masz? - spytał przejęty.
-Mam - zaśmiałem się i podałem mu klucz, patrząc na jego minę. Wyglądał jakby był dzieckiem, który po raz pierwszy dostaje łyk wina.
-Jesteś świetny. Nie wiem jak Ci się odwdzięczę.
-Już ja coś wymyślę.
-Ciężko było? - zapytał.
-Nawet nie pytaj.. Po co ci ten klucz teraz?
- Czy to ważne? Dziękuję Ci jeszcze raz stary. - poklepał mnie po ramieniu i pobiegł w stronę ogrodu. Machnąłem rękom i udałem się do stajni, by sprawdzić czy wszystko jest w porządku z Roses.
CZYTASZ
Vivimorte -,,żywa śmierć"
Fantasía,, Ja, Agnes Pern przyszła władczyni Weyr'u, muszę udowodnić, że jestem godna tronu. Zdobędę to, co należy się nam od lat. Przysięgam uczynić to bez skruch i powrócić jak najszybciej do królestwa. To co zostało nakazane, musi zostać wykonane. " ...