XIV

146 25 0
                                    

Czekałam już pod tajemniczymi drzwiami. Czułam pod moją dłonią zardzewiałe kraty. Tak bardzo nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie wkroczę do środka i chwycę klejnot. Już bez udawania Anny z Barthenu, teraz będę Agnes Pern. 

-Nie możesz się doczekać? - ocudził mnie głos dobiegający z tyłu. Odwróciłam się i spojrzałam na zdyszanego Arthura. - Patrz co mam. - Podniósł rękę, w której trzymał klucz. Uśmiechnęłam się do niego i z podekscytowaniem chwyciłam go za rękę i doprowadziłam bliżej drzwi.

- Otwieraj! - trudem powstrzymywałam złość, kiedy patrzyłam jak się guzdrze. Otworzył kraty, a chwilę później drzwi. Wrota uchylały się powoli, skrzypiąc z barku naoliwienia. Zasłoniłam rękoma usta i patrzyłam w głąb ciemnego pomieszczenia. Królewicz wkroczył pierwszy i wymacał świecę, a chwilę później zapałki. Poczułam zapach siarki i chwilę później wnętrze pokoju rozświetliło się. 

***

Usłyszałem dziwny dźwięk kół i stukot kopyt. Wychyliłem się zza wrót stajni i ruszyłem w stronę uliczki. Straże rozmawiali pomiędzy sobą, zamykając bramę wjazdową. Tuż przed zamkiem zatrzymała się kareta. Zaciekawiony przyglądałem się i zastanawiałem kto o tak później porze wprasza się do Vrisa. Jakby nie mógł poczekać do rana,tylko niepokoić straże w nocy. Z karety wysiadł gustownie ubrany urzędnik i rozglądał się dookoła. Z brązowej skórzanej torby wyjął kartkę papieru i zaczął coś notować. Nikt z tu obecnych nadal się nie odzywał. Wszyscy znali procedurę, nie wolno budzić króla, trzeba było zawołać urzędników, jednak ci smacznie spali w sali obrad. Za dużo wina. Postanowiłem więc wziąć sprawy we własne ręce. Podszedłem do owego mężczyzny i skłoniłem się lekko.

- Co Pana do nas sprowadza? - spytałem, uważnie przyglądając się powozowi, z którego słychać było szepty.

-No nareszcie się ktoś zainteresował. Och jestem urażony postawą pańskich urzędników. Żebyśmy my, wasi goście musieli tak długo czekać? - wypalił z oburzeniem. 

-Niech nam pan wybaczy.

- Czy są uszykowane dla nas komnaty? - zapytał nadal z zaciekawieniem oglądając mury zamku. 

- Ale czy jaśnie Pan udzieli mi informację, skąd pan jest? 

- Jak pan śmie nas nie poznawać.. - Podniósł głos i napiął się. - Jesteśmy tu w sprawię...

***

Pomieszczenie było zaniedbane i brudne. Wyglądało na bardzo stare. Arthur podszedł do czegoś podobnego do kominka i podpalił leżące tam kijki i pajęczyny. W mgnieniu oka, płomień rozprzestrzenił się po ścianach, dając światło, które rozjaśniło całe pomieszczenie. Jednak co mnie zmartwiło, to to,że pomimo blasku płomienia pomieszczenie było prawie puste. Z ścian zwisały jakieś obrazy, a na pojedyńczych półkach stały wazony z zeschniętymi kwiatami.

-Gdzie on jest. - złapałam się za głowę, nie dowierzając,że nagle mój cały plan stracił sens.

- Co jest? - złapał mnie za ramię królewicz.

-Nic, nic - otrząsnęłam się - więc co chciałeś mi pokazać. 

- W sumie. - zastanowił się chwilę. - To coś magicznego, jednak myślałem,że to będzie się tutaj znajdować. - podrapał się po brodzie. 

- A konkretnie? - zapytałam już bez żadnej nadziei.

- Kamień dobra i zła. 

- Co takiego? - zmarszczyłam brwi, nie wiedząc o co mu chodzi. Nigdy o takim czymś nie słyszałam.

- Kamień dobra i zła - powtórzył. 

- I co? On jest taki niesamowity? - spytałam.

- Tak, ten kamień łączy taką jakby to .. - zamyślił się. - więzią. - dodał.

-Więzią? 

-No tak. To dlatego moi rodzice się rozumieją i mają podobne plany i decyzję. Ten kamień łączy ich przeciwieństwa i pomaga im się dogadać, a co najważniejsze akceptować. - spojrzał na mnie zawiedziony. Oparł się o ścianę i lekko podłamany wydusił. - Kamień dobra i zła pomaga i to bardzo. -Popatrzyłam na niego z niesmakiem. Nagle ściana za plecami syna króla zadrżała i osunęła się. Arthur wystraszony odszedł od niej o parę kroków i podziwiał niesamowity pokaz. Osunięta ściana prowadziła w głąb niebieskiego światła. Ruszyłam przodem schodząc po drewnianych schodach. Zbliżając się do końca zejścia ujrzałam marmurową posadzkę prowadzącą do kolejnej komnaty, z którego wydobywała się niebieska poświata. Wkroczyłam w nią niepewnie i chwilę później znalazłam się na środku jakiejś wielkiej sali. Na środku stało to cudo. Klejnot Vivimorte,znany również jako Kamień dobra i zła. 

-Jest, jest. - krzyknęłam i podbiegłam do szczelnie zamkniętego w szkle klejnotu. Podziwiałam go. Kamień o dziwnym kształcie z fioletowo-ciemnym wnętrzem i zielonkawym spodem lśnił w moich oczach. Chciałam go dotknąć, jednak wiedziałam,że nie obędzie się bez czarów. To był czas na wyjawienie prawdy. 

Vivimorte -,,żywa śmierć"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz